JustPaste.it

Z cyklu PeKaeS - Behamot studium terroru

 DRAMATIS PERSONAE:

Szefowa grupy antyterrorystycznej Pica pica - Grom2spacer.gif - Lorelei 

Jej adiutantki - Sofi i Beri

Bandyta  - Behamot

Laski Bandyty spacer.gif- Bura, Biała i Ruda

Kochanka Behamota spacer.gif - Samanta 

Dozorca spacer.gif spacer.gif - Pan Piotruś

Kronikarz i bezstronny obserwator spacer.gif  - Siwy       

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Behamota bali się wszyscy. Pokiereszował poważnie nosy kilkudziesięciu osiedlowych psów  upokarzając ich tak dalece, że obchodziły go łukiem.

Określił też swoje prawo do absolutnego terytorium. Co podporządkowało mu trzy najładniejsze laski osiedlowe - Białą Burą i Rudą.

Był to nie tylko jego niekwestionowany stan posiadania ale oficjalnie był to jego harem.

Behamot był brzydki, sierść miał skołtunioną, ogon częściowo odgryziony i tylko kawałek prawego ucha. Trudny do ustalenia kolor między czernią a żółcią  ozdabiały mu liczne blizny i tatuaże. Miał też częściowo nadgryziony wąs i długie jak sztylety pazury.

Behamot był bandytą i rozpustnikiem. Miał na koncie niezliczoną ilość gołębi, .na które polował zachodząc je od tyłu w trakcie posiłków.

Walki były krótkie a wynik przewidywalny. Rozwłóczone na kilka metrów ptasie pióra i resztki gołębiego ścierwa, świadczyły jednoznacznie przeciw niemu.

Zachodziło nawet podejrzenie, że Behamot jest seryjnym mordercą.

Na osiedlu toczyły się spory. Emerytki były podzielone. Jedne odżegnywały go od czci i wiary, przeklinając na czym świat stoi a inne piały peany na jego cześć, widząc w nim jedynie skutecznego egzekutora - regulatora i higienistę ptasiej populacji.

Dozorca Pan Piotruś co pewien czas sprzątał cierpliwie kupę piór i resztek pomrukując coś przy tym, prawdopodobnie z cichą aprobatą.

Behamot chodził więc w glorii Bohatera-Złoczyńcy i w zasadzie był bezkarny.

Bura, Biała i  Ruda podporządkowywały mu się bezszmerowo. A nocne wrzaski wskazywały, że trzymał swój harem żelazną kocią łapą.

Czasem jednak nudziła mu się wierność (a zdarzało mu się to dość często). Wtedy  przeskakiwał wysoką siatkę, gdzie po drugiej stronie czekała na niego piękna, czarna Samanta, z którą publicznie uprawiał seks, i to bez obciachu, w biały dzień.

To się wyraźnie nie podobało Białej, Burej i Rudej ale nie miały na obyczajność Behamota większego wpływu. Zachodziło nawet podejrzenie, że większość osiedlowego kociego stada wyprodukowane zostało podczas nocnych awantur Behamota.

Jedną z atrakcji mojego osiedla jest zamieszkiwanie go przez sroki z rodziny Pica pica

Nie będą się rozwodził nad obyczajnością tych wrzaskliwych stworzeń. Jedno było i jest niezaprzeczalne. Pica pica piękne.

Nadałem im imiona, co pozwoliło mi śledzić ich indywidualne burzliwe losy.

Szefową jednostki  jest piękna Lorelei .Jej proporcjonalne kształty i piękna ornamentyka  skrzydeł  w stylu pop-artu,  sprawiały, że nie miała sobie równych. Dochodził do tego przeraźliwy, wysoki skrzek, który stawiał na nogi wszystkich dookoła. Szczególnie o trzeciej nad ranem, gdy już dniało, wydawała głośne wojenne okrzyki i cały czas była w ruchu, w tysiącu piruetów, zachwycając tymi popisami nawet zazdrosne  wróble.

Kierowała bandą kilkudziesięciu jej podobnych Pica pica,  którą można by nazwać jednostką Grom2.

Jej adiutantami były Sofi  i Beri - dwie czarno-białe błyskawice, gotowe dziobnąć w oko każdego intruza, bez względu na płeć i rozmiary.

Tu rozwijając temat muszę zaznaczyć, że sroka zwyczajna z gat. Pica pica to ptak niezwyczajny i jedyny na świecie, który przeszedł test lustra (badanie samoświadomości): kiedy jej pochlapano farbą piórka i postawiono przed nią lustro, nie dziobała jak ostatnia idiotka w szybę, wietrząc po drugiej stronie złośliwego intruza, tylko identyfikowała jak wyrafinowana celebrytka pobrudzone miejsca, poddając je kosmetycznej ablucji. (Takiej sztuki dokonują tylko niektóre z naczelnych, delfiny, słonie i … sroki!)

Kiedy nocne pyskówki jednostki Grom2 dochodziły do  poziomu wskazującego na spożycie, a okoliczni mieszkańcy wpychali w  uszy zatyczki by uratować resztki snu, Lorelei

potrafiła jednym rozpoznawalnym skrzekiem uciąć dyskusję i na osiedlu zapadała błoga cisza.

Przed moimi oknami rosną jarząby szwedzkIe (sorbus intermedia) około15 metrowej wysokości.

.Jarząb szwedzki to drzewo piękne, rozłożyste i niepospolite o sylwetce symetrycznej, kunsztownie skrojonych liściach w kształcie waginy,  ozdobione wiosną biało-zielonymi kwiatostanami, latem i jesienią pyszniące się czerwonymi baldachami.

Na koronie jednego z tych drzew Lorelei i adiutantki Sofi i Beri rozpoczęły budowę gniazda-rezydencji

Budowa przebiegała finezyjnie i bez zakłóceń, sroki z dokładnością nieomal zegarmistrzowską plotły kosz rezydencjonalny, zawieszony w środku korony wśród  gałązek i kwiatów.

Godzinami znosiły wyselekcjonowane patyczki, które dziubkami jak igłami przeplatały z mistrzowską finezją.  Była to  koronkowa robota i gniazdo-rezydencja po kilku tygodniach było gotowe.

Ponieważ cała akcja odbywała się w odległości czterech do pięciu metrów od mojego okna, miałem bezpośredni podgląd, bez kamery! - jak Dawid Attenborough  na ptasiej wyspie.

Nastąpiło oficjalne otwarcie i Lorelei osobiście  weszła do środka i zasunęła  patyczki.

Siedziała w nim cały dzień aby się nasycić powstałym arcydziełem sztuki  budowlanej, co tam jeszcze robiła trudno powiedzieć bo nie zdecydowała się na żadne towarzystwo. .Jedno było pewne - do rezydencji nie miał wstępu nikt. Co przydawało całemu przedsięwzięciu aury tajemniczości.

Któregoś dni morderca Behamot podjął  brzemienną w skutkach decyzję.

Rozpłaszczony na pniu jarząba zaczął ,,, powoli piąć się ku… górze…

Gniazdo było trudno dostępne, znajdowało się między cienkimi gałęziami na wysokości nieomal 12-14 metrów Trudność dla Behamota stanowiła jedynie dodatkową podnietę i wyzwanie. Jego zamiary były jednoznaczne.

Kiedy znalazł się na pniu na wysokości 10 metrów nastąpił atak. Sofi i Beri wyrosły jak spod ziemi i zaatakowały jak błyskawice!. Odbijały się od pnia, od gałęzi pikowały w górę, by po chwali z szybkością  pocisku trafić dziobem w Behamota, lub co najmniej zmusić go do odwrotu.

W kilka sekund do nich dołączyła się cała jednostka antyterrorystyczna Grom 2 i rozpętało się piekło !!!

Pica pica strzelały pionowo i poziomo, w liściach zakotłowało się jak w kurniku w trakcie wizyty lisa Witalisa, pióra-gałęzie-kwiaty-liście-kłębki sierści fruwały na wszystkie strony.

Behamot widząc, że to nie przelewki  wbił grzbiet między gałęzie i uruchomił swoje śmiercionośne brzytwy, cł nimi na prawo i lewo, młócił początkowo w milczeniu, jego urwany ogon był jedynym stabilizatorem przyjętej pozycji..

Jednak jego śmiertelne wiatraki trafiły w próżnię.

Jednostka Pica pica osaczała go ze wszystkich stron. Ich furia zwielokrotniała ich ilość.

Dziki skrzek pomieszał się ze skowytem, nie wiem - ranionego żbika, rysia ? i ostatecznie przeszedł w charkot klęski.

Zrozpaczony kocur ruszył w dół drzewa. 

Grom2 tylko na to czekał.

Teraz kiedy pazury Behamota były w drzewie a grzbiet odsłonięty, na jego kark i ramiona spadł grad ciosów o sile cepa do paździerzy. Ostatnie 5 metrów przeleciał w powietrzu i odbił się od ziemi. Już był na dole. Ruszył zygzakiem w kierunku ażurowego śmietnika.  Miał do przebycia około 50 metrów. Tam był nieosiągalny….

I wtedy nastąpiło coś co w historii walk kocio - sroczych było absolutnie bez precedensu . Lerelei zjawiła się nagle. Była szybsza. Wbiła mu się w kark jak głodny orzeł w susła i przejechała całą trasę ucieczki na kocim grzbiecie, waląc w łeb bezpardonowo największego zabijakę osiedlowego. Dla równowagi rozpostarła swoje piękne skrzydła w stylu pop art., co dodawało całej walce dodatkowej widowiskowości.

Lorelei stała się ogromna

Z daleka wyglądała jak peruwiański kondor, przy którym inne ptaszki to po prostu małe wróble.  Bura, Biała i Ruda  zniknęły bez śladu a morderca Behamot ostatnim wysiłkiem wskoczył w ażurowy śmietnik i wbił się jak świder w glinę w odpadki gnijącej kapusty. Lorelei w ostatniej sekundzie wykonała salto mortale i prysnęła w niebo.

Klęska Behamota była całkowita.

Jego reputacja osiedlowego mordercy zrujnowana.

To było jego Waterloo.

………..........................................................................................................................................................

Lorelei wróciła na swój szwedzki jarząb i przeskakiwała z gałązki na gałązkę. Delikatnie rozsunęła patyczki koszyka rezydencji i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, że na dnie, w samym środku leżało niewielkie, szare, jajko.

Jednostka Grom2 rozleciała się po okolicznych dachach.

Na drugi dzirano Behamot wyczołgał się z kapusty. Stracił kawałek drugiego ucha i parę wąsów. Obszar tatuaży zdecydowanie mu się powiększył. Przepełznął skołtuniony z przyklejonym pod brzuchem głąbem od kapusty, przesuwając się pod płotem i rozglądając trwożliwie.

Zobaczył Samantę i mruknął nieśmiało.

Ta spojrzała na niego z niewymowną pogardą i oddaliła się z ostentacyjnie podniesionym pięknym, napuszonym ogonem, odsłaniającym  jej niezaprzeczalne wdzięki ...

 

Ta historia jest prawdziwa  a wszelkie podobieństwo do faktów zaistniałych jest absolutnie nieprzypadkowe.spacer.gifspacer.gifspacer.gifspacer.gifspacer.gif        

Zainspirowany „Ptaszkiem” SK

Siwy