JustPaste.it

Magdalena

Tu słyszę słowa znane z Ewangelii... a słyszę je wypowiadane takim tonem i towarzyszy im takie spojrzenie, że głowa starego zawziętego faryzeusza pochyla się.

Tu słyszę słowa znane z Ewangelii... a słyszę je wypowiadane takim tonem i towarzyszy im takie spojrzenie, że głowa starego zawziętego faryzeusza pochyla się.

 

626ae0babf401275fa05021f8a162667.jpg

Widzę bardzo okazałą salę. Kosztowna lampa o licznych ramionach wisi pośrodku i jest cała zapalona. Na ścianach – bardzo piękne sukna, miejsca do siedzenia ozdabia markieteria. Są inkrustowane kością słoniową i kosztownymi blaszkami. Są tu też bardzo piękne meble.

Pośrodku czworokątny stół, uformowany z czterech połączonych [mniejszych] stołów. Z pewnością ustawiono go tak dla licznych biesiadników (to sami mężczyźni) i przykryto bardzo ładnymi obrusami oraz kosztowną zastawą. Znajdują się na nim liczne amfory i drogocenne puchary. Słudzy zaś kręcą się wokół niego, przynosząc półmiski z daniami i nalewając wino. Pośrodku czworokąta nie ma nikogo. Widzę bardzo piękną posadzkę, w której odbija się światło lampy oliwnej. Za to na zewnątrz znajdują się liczne łoża biesiadne, wszystkie zajęte przez ucztujących.

Mam wrażenie, że znajduję się w mrocznym rogu, w głębi sali, blisko drzwi szeroko otwartych na zewnątrz. Równocześnie wejście zasłania ciężkie sukno lub dywan zwisający z odrzwi.

W miejscu najbardziej oddalonym od drzwi znajduje się pan domu wraz ze znaczącymi zaproszonymi. To mężczyzna starszy, odziany w białą obszerną tunikę, ściśniętą w talii haftowanym pasem. Cała szata, także przy szyi i mankietach, ma haftowane pasy. Wykonane są w taki sposób, jakby to były wyhaftowane wstęgi lub galony, jeśli ktoś tak to woli nazwać. Twarz tego starszego mężczyzny nie podoba mi się. To twarz złośliwa, zimna, pyszna i chciwa. Po przeciwnej stronie, naprzeciw niego, znajduje się mój Jezus. Widzę Go z boku, a właściwie nawet z tyłu. Ma Swą zwykłą białą szatę, sandały, włosy o zwyczajnej długości, przedzielone z przodu przedziałkiem.

Zauważam, że zarówno On jak i wszyscy biesiadnicy nie leżą prostopadle do stołu – sądziłam, że tak leży się na łożach biesiadnych – lecz równolegle. W wizji wesela w Kanie nie zwróciłam na ten szczegół większej uwagi. Widziałam, że jedzono opierając się na lewym łokciu, ale wydawało mi się, że nie leżeli, bo łoża nie były tak zbytkowne i o wiele krótsze. Te to prawdziwe łoża, podobne do współczesnych tureckich kanap.

Jezus ma za sąsiada Jana i ponieważ opiera się lewym łokciem (jak wszyscy), dlatego uczeń znajduje się unieruchomiony pomiędzy stołem, a ciałem Jezusa. Jego lewy łokieć znajduje się na wysokości pachwiny Nauczyciela, tak że Mu nie przeszkadza w jedzeniu. Może też oprzeć się o Jego pierś, gdyby chciał.

Nie ma niewiast. Wszyscy mówią, a pan domu zwraca się od czasu do czasu do Jezusa z poufałością pełną ostentacji i z widoczną wyższością. Jest oczywiste, że chce pokazać Jezusowi, a także pozostałym obecnym, że uczynił Mu wielki zaszczyt zapraszając Go do swego bogatego domu Jego, biednego proroka, którego osądza się też jako nieco egzaltowanego...

Widzę, że Jezus odpowiada grzecznie, spokojnie. Uśmiecha się lekko jak zwykle do tych, którzy Mu zadają pytania; Jego uśmiech staje się natomiast promienny, jeśli tym, który pyta albo nawet tylko patrzy, jest Jan.

Widzę, jak podnosi się kosztowne sukno okrywające otwór drzwiowy, i wchodzi niewiasta młoda, przepiękna, bogato odziana i starannie uczesana. Ma bardzo gęste jasne włosy, które tworzą na jej głowie prawdziwą ozdobę z kosmyków uczesanych artystycznie. Wygląda jakby nosiła złoty kask, cały rzeźbiony, tak bardzo fryzura jest błyszcząca i gęsta. Ma na sobie szatę, którą określiłabym jako bardzo ekscentryczną i skomplikowaną, jeśli porównam ją z suknią, którą zawsze widywałam u Dziewicy Maryi. Sprzączki na ramionach, klejnoty dla podtrzymania marszczeń, na piersiach złote łańcuszki, aby je uwydatnić, pas ze złotymi guzami i drogocennymi kamieniami... Szata prowokująca, która ukazuje linie jej przepięknego ciała. Na głowie ma welon tak delikatny, że... niczego nie zakrywa. Stanowi tylko ozdobę i nic więcej. Na nogach ma kosztowne sandały ze złotymi ozdobami sandały z czerwonej skóry, splecione w kostkach.

Wszyscy z wyjątkiem Jezusa odwracają się, żeby na nią spojrzeć. Jan obserwuje ją przez chwilę, potem odwraca się do Jezusa. Inni wpatrują się w nią bacznie i pożądliwie. Jest to wyraźne i niestosowne. Niewiasta jednak nie patrzy na nich wcale i nie zważa na szept jaki się podnosi od chwili, gdy weszła ani na mrugnięcia oczyma wszystkich biesiadników z wyjątkiem Jezusa i ucznia. Jezus zachowuje się, jakby niczego nie zauważył: nadal mówi do pana domu, kończąc rozmowę, jaką z nim rozpoczął.

Niewiasta idzie w stronę Jezusa i klęka u stóp Nauczyciela. Stawia na ziemi małą wazę w kształcie amfory, bardzo wybrzuszonej. Zdejmuje z głowy welon, odpinając kosztowną spinkę, która go mocowała do włosów. Zdejmuje pierścienie z palców i kładzie wszystko na łożu, przy stopach Jezusa. Potem ujmuje w swe ręce Jego stopy najpierw prawą, potem lewą i zdejmuje Mu sandały. Stawia je na posadzce, potem szlochając całuje Mu stopy i opiera o nie czoło. Głaszcze, a jej łzy spadają jak deszcz, błyszczą w świetle lampy i zwilżają te kochane stopy.

Jezus lekko, nieznacznie odwraca głowę i Jego lazurowe spojrzenie pada przez chwilę na pochyloną głowę. To spojrzenie, które udziela rozgrzeszenia. Potem ponownie patrzy na środek [sali]. Nie przeszkadza kobiecie płakać. Inni jednak – nie. Żartują między sobą, mrugają do siebie, szydzą. A faryzeusz siada na chwilę, aby lepiej widzieć. Jego wzrok wyraża pragnienie, gniew, ironię. Pożąda tej kobiety, jego uczucie jest jawne. Z drugiej strony jest rozgniewany, że weszła tak swobodnie, a to mogłoby innym nasunąć myśl, że kobieta... jest bywalcem tego domu. I wreszcie ironiczne spojrzenie przeznaczone jest dla Jezusa...

Niewiasta na nic nie zważa. Nadal wylewa obfite łzy, bez krzyku. Jedynie wielkie łzy i rzadki szloch... Wreszcie rozplata włosy, wyjmując złote spinki, które podtrzymywały na miejscu jej skomplikowane uczesanie, i także te spinki kładzie obok pierścieni i wielkiej zapinki do podtrzymywania welonu. Złote włosy rozsypują się na ramiona. Bierze je dwiema rękami, przekłada do przodu i ociera nimi mokre stopy Jezusa, aż stają się suche. Potem zanurza palce w wazie i wyjmuje z niego balsam lekko żółty i bardzo pachnący. Woń przypominająca lilie i tuberozy rozchodzi się po sali. Niewiasta wyjmuje olejek szczodrze. Nakłada, rozciera, całuje i głaszcze.

Jezus od czasu do czasu patrzy na nią z pełną miłości litością. Jan, który odwrócił się zaskoczony, słysząc szloch, nie potrafi oderwać wzroku od Jezusa i niewiasty. Patrzy to na Niego, to na nią.

Twarz faryzeusza staje się coraz bardziej odpychająca. Tu słyszę słowa znane z Ewangelii... a słyszę je wypowiadane takim tonem i towarzyszy im takie spojrzenie, że głowa starego zawziętego faryzeusza pochyla się.

Słyszę słowa odpuszczenia grzechów skierowane do niewiasty, która odchodzi, zostawiając klejnoty u stóp Jezusa. Welonem okryła rozplecione włosy, związując jak najlepiej. Jezus wypowiadając słowa “Idź w pokoju” kładzie jej z wielką słodyczą na chwilę ręce na pochylonej głowie.

 

Jezus mówi mi teraz:

 

«To, co skłoniło do pochylenia głowy faryzeusza i jego towarzyszy, a co nie jest przedstawione w Ewangelii, to były słowa, którymi Mój duch, przez Moje spojrzenie, olśnił tę duszę wyjałowioną i pożądliwą i wyrył się w niej. Odpowiedziałem o wiele więcej, niż to co zostało zapisane, bo żadne myśli ludzkie nie były przede Mną zakryte. A faryzeusz zrozumiał Mój niemy język, którym zganiłem go jeszcze bardziej niż Moimi słowami.

 

Powiedziałem mu: “Nie. Nie czyń złośliwych posądzeń dla usprawiedliwienia siebie przed sobą samym. We Mnie nie ma twego pożądania. Ona nie przychodzi do Mnie z powodu pociągu zmysłowego. Ja nie jestem jak ty ani podobni do ciebie. Ona przychodzi do Mnie, bo Moje spojrzenie i Moje słowo usłyszane przez czysty przypadek oświetliły jej duszę, którą zaciemniła rozwiązłość. Przychodzi, gdyż chce pokonać zmysły. To biedne stworzenie rozumie, że o własnych siłach nigdy by sobie z tym nie poradziło. Kocha we Mnie ducha, nic więcej jak tylko ducha, którego odczuwa jako nadprzyrodzenie dobrego. Po tak wielkim złu które otrzymała od was wszystkich, gdyż wykorzystaliście jej słabość dla waszych grzechów, odwzajemniając się jej potem słowami pogardy przychodzi do Mnie. Czuje bowiem, że odnalazła Dobro, Radość, Pokój to, czego bezskutecznie szukała wśród przepychu świata. Wylecz się z tego trądu duszy, obłudny faryzeuszu, umiej widzieć rzeczy właściwie. Odłóż pychę umysłu i pożądliwość ciała. To są formy trądu o wiele bardziej cuchnące niż [prawdziwy trąd] cielesny. Od tego ostatniego Moje dotknięcie może was wyleczyć, bo z jego powodu Mnie wzywacie. Z trądu ducha [nie wyjdziecie], bo nie chcecie z niego wyzdrowieć, albowiem podoba się wam. Ona chce tego. I oto oczyszczam ją, oto wyzwalam ją z więzów jej zniewolenia. Grzesznica nie żyje. Ona jest tam, w tamtych ozdobach, które wstydzi się Mi ofiarować, abym je uświęcił, używając ich na potrzeby Moje i Moich uczniów oraz dla ubogich, którym pomagam. [Czynię to] przy pomocy tego, co zbywa drugiemu, gdyż Ja, Pan wszechświata, nie posiadam nic teraz, gdy jestem Zbawicielem człowieka. Ona jest tam, w tej woni, upodlonej tak samo jak jej włosy, rozlanej na Moje stopy – na tę część ciała, którą ty zlekceważyłeś. Nie odświeżyłeś Mi ich bowiem wodą z twojej studni, po tak długiej drodze, jaką odbyłem, żeby przyjść i przynieść światło także tobie. Grzesznica nie żyje. A odrodziła się Maria, uczyniona ponownie piękną jak dziecko zawstydzone swoim dotkliwym bólem, swą uczciwą miłością. Obmyła się swoimi łzami. Zaprawdę powiadam ci, o faryzeuszu, że Ja nie robię różnicy między tym, który kocha Mnie w swej czystej młodości, a tą, która Mnie kocha w szczerym żalu serca odrodzonego przez Łaskę. I Czystemu, i Nawróconej powierzam zadanie rozumienia Mojej myśli jak nikt oraz zadanie oddania Mojemu Ciału ostatnich honorów i pierwszego powitania nie liczę szczególnego [powitania] Mojej Matki gdy powstanę z martwych.”

To chciałem powiedzieć Moim spojrzeniem faryzeuszowi.

 

 

Źródło: Maria Valtorta