JustPaste.it

Kościół w kryzysie i krytyka – ad vocem głosu Ulmed

No i masz, babo, placek…:) Znów mały ideologiczny spór. Tym razem pod artykułem „Kościół w Polsce jest bliski znaczącego kryzysu” Konrada Szymona Rywackiego http://www.eioba.pl/a/3w7m/kosciol-w-polsce-jest-bliski-znaczacego-kryzysu#reply#ixzz20oPnVq00. Ponownie wredny atak na kościół… Okazało się, że i ja również do tego ataku dołączyłem. Ale może będę w niezłym towarzystwie? Nie tylko osób znanych z EIOBA, krytykantów kościoła, ale i duchownych – np. ks. Kazimierza Sowy, dyrektora katolickiego programu Religia.tv. Dla przykładu:

Czy dzisiejszy Kościół jest upolityczniony? Na Jasnej Górze regularnie odbywają się antyrządowe pikniki.

– Stary ksiądz powiedział mi: «Kiedyś na Jasną Górę jeździło się modlić o zbawienie, a teraz o biznes». I nie było w tym żadnej złośliwości, po prostu stwierdził fakt. Niektórzy księża i biskupi nie potrafią swoich sympatii i antypatii ograniczyć do dyskursu obywatelskiego, a ubierają je w kościelną i religijną ornamentykę. Ksiądz jako obywatel ma prawo mieć ocenę zjawisk politycznych. Ale jeśli robi to z ambony, miesza porządki. Przychodząc do kościoła, ludzie chcą uczestniczyć w tajemnicy wiary. A polityka nie jest tajemnicą wiary. Nie rozumiem tej praktyki, że w największe święta chrześcijańskie, na pasterkach i rezurekcjach, mówi się bardzo dużo o polityce, takiej czy innej telewizji, a mało kto tłumaczy prawdy wiary, o których mówi dane święto. To z punktu widzenia duszpasterskiego stracona szansa.”

Przykro mi, że tylko tę wredną, „koszerną” „wybiórczą” wykorzystałem… Podobnie jak i ks. Sowa – z tym, że pewnie ON dał się wykorzystać… :)

Więcej...

http://wyborcza.pl/1,75478,12132095,Ks__Sowa__Nie_mieszac_ambony_z_polityka.html?as=2&startsz=x#ixzz20oRce6Qd

Wracam do sporu. Otóż ULMED, którą przecież cenię za odwagę głoszenia swoich poglądów, zwróciła się do mnie w jednym z komentarzy:

CYT.: Mistrzu njuejdżreligii, skąd Ty to wszystko wiesz? Często musisz bywać w kościele, a i często uczestniczyć w tych zabobonnych rytuałach. To takie nienowoczesne, to nie jest cool. – do Janusza.
Wszystko robicie, by zniszczyć instytucję o której wiecie tyle, co nic. Jak osiągniecie ten cel, to meczety będą wszędzie, a wtedy światło i ostrze waszej krytyki będzie brylować razem z wami.
Tak ogólnie, odsetek pedofili, homoseksualistów, łapówkarzy wśród księży KK nie różni się od odsetka w/w cech wśród adwokatów, nauczycieli czy malarzy. Robiono badania. Jak mniemam wśród eiobian także.

I znów – Skalny Kwiecie i Konradzie Szymonie Rywacki – Was ponownie wzywam – może powtórzycie  wyjaśnienia? Że nie wiarę i Boga atakujecie, że  CYT.: „Krytyka nagannego postępowania duchownych nie jest krytyką wiary katolickiej.” Ale też i tym dwóm osobom może nie warto dawać wiary? Bo niewiarygodne, bo jakieś „njuejdżowe”, jak ten "guru"  Janusz…:) Tak więc przywołam może kogoś bardziej wiarygodnego?

 Wypowiedź prymasa Belgii abp André Léonarda,  2012-07-11 ("Prymas i pani misjonarka")

CYT.: „Początek kryzysu [polskiego KK – J. Dąbrowski] wiąże się z kryzysem intelektualnym, przejawiającym się w braku chrześcijańskiego rozeznania względem nauki i myśli filozoficznej. Po wtóre dało się we znaki zjawisko, które zaczyna dotykać wasz Kościół: brak skromności i bezpośredniości w przekazie myśli i wartości. (…)  Niebezpieczeństwo, które może wam zagrażać, a które dotknęło nasz Kościół, to przywiązanie do władzy. Jest wielką sztuką być jednocześnie Kościołem nieugiętym i inteligentnym, a zarazem skromnym i pokornym. Kościół to nie całe społeczeństwo, ale jego część. Ważny głos, ale tylko jeden z. (…) Musimy zamiast walczyć przeciw komuś lub czemuś, opowiadać się za dobrem. Nie możemy też być przeciw homoseksualistom, ale za małżeństwem, które ze swojej natury jest związkiem kobiety i mężczyzny. (…) Nie definiujmy Kościoła jako instytucji, która się sprzeciwia, walczy, ale która jest za dobrem. Nie na barykady. Kościół nie może niczego nikomu narzucać.”

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,12106155,Prymas_i_pani_misjonarka.html#ixzz20IPLjR43

Tak więc zgadzam się z prymasem Belgii. Podobnie jak z Tobą, Ulko, kiedy piszesz: CYT. – „Tak ogólnie, odsetek pedofili, homoseksualistów, łapówkarzy wśród księży KK nie różni się od odsetka w/w cech wśród adwokatów, nauczycieli czy malarzy. Robiono badania. Jak mniemam, wśród eiobian także.” Tyle, że nie chodzi o to, że zarzucamy kościołowi, że ma wśród duchownych pedofili itd. tylko, że broni ich i swoich różnych przekrętów jak nieboszczka PZPR socjalizmu. Do upadłego. I pozoruje jedynie próby napraw. Kościół katolicki szczyci się także, że 95% ludności Polski – to katolicy. Są wśród nich także złodzieje, mordercy, pedofile, oszuści, prostytutki, alfonsi, pijacy itd. I jakoś nikt nie zarzuca kościołowi, że tacy są wśród jego wyznawców. Bo każdy rozumie, o co chodzi. Wszystko.

CYT.: „Wszystko robicie, by zniszczyć instytucję o której wiecie tyle, co nic. Jak osiągniecie ten cel, to meczety będą wszędzie, a wtedy światło i ostrze waszej krytyki będzie brylować razem z wami.Piszesz o meczetach. Hm… Stosujesz pewien rodzaj szantażu, Ulko.  Mamy wszyscy zamknąć buzię i siedzieć cicho, bo alternatywą – bardzo złą przecież – będą w Polsce meczety i mufti zawodzący z minaretów. I wówczas im podskoczcie… Czyli nowi nasi „okupanci”. Jednak mufti ani rabini na odciski mi nie włażą. Nie są tu obecni. Ich krytykują swoi – co prawda – bardzo nieśmiało – ze zrozumiałych względów. Bo krytykanci wiedzą, co im grozi – coś podobnego jak krytykantów kościoła w wiekach wcześniejszych. Tak więc jak na razie to ciągle mamy „starych” okupantów sprawujących rządy dusz – o czym pisał już Tadeusz Boy-Żeleński. I te ich „rządy” krytykuję – podobnie jak wielu innych, którym nie podoba  się to, jak kościół postępuje.

A teraz  raz jeszcze: CYT. – „Mistrzu njuejdżreligii, skąd Ty to wszystko wiesz? Często musisz bywać w kościele, a i często uczestniczyć w tych zabobonnych rytuałach.Sądzisz więc, Ulko, że nie wiem, o czym piszę? W takim razie nie przeczytałaś widocznie żadnego z moich tekstów poświęconych tzw. sprawom wiary i ducha. Rzecz jasna nie musiałaś. Gdybyś jednak to zrobiła, miałabyś szerszy pogląd na sprawę moich przekonań. I wówczas pewnie nie zarzucałabyś mi bezpodstawnie, że brodzę we mgle niewiedzy, że staram się zachowywać „cool” –  bo „moda” na krytykowanie kościoła itd. W dodatku interesuje Cię SKĄD wiem,  a nie CO wiem? Bo SKĄD może budzić podejrzenia – że z jakiegoś „niewłaściwego” źródła? SKĄD może też sugerować, że kompletnie nic nie wiem. Czy naprawdę ważne jest SKĄD? Czy nie ważniejsze jest CO? Neutralne i zwyczajnie rzeczowe, stanowiące konkret.

Tak więc poczułem się nieco sprowokowany :) i teraz przedstawię fragment wstępu zamieszczony w mojej niewydanej jeszcze książce „Nie samym chlebem żyje człowiek – jak odkryć Boga w sobie?” Czy przybliży to Tobie, Ulko, i również innym zainteresowanym moje poglądy i przyczyny takiego, a nie innego ich kształtowania się?

********************************************************************************************************************************************
 

Zacząłem więc pisać z własnej potrzeby, a w końcu stałem się również wydawcą. Nadmieniam, że należę do ludzi, którzy lubią wiedzieć maksymalnie dużo w wybranej przez siebie dziedzinie i dążą w związku z tym do pozyskania jak najszerszej wiedzy. Lubię również dzielić się tą wiedzą z chętnymi do jej poznania. Pojawił się więc cykl opracowań pod wspólnym tytułem „BARWY ZDROWIA” dotyczący propagowanego przeze mnie Programu Ochrony Zdrowia.

Jak to wszystko ma się do tej książki? Otóż od wielu lat „coś” ciągnęło mnie do tematów związanych z wiarą, szeroko pojętą duchowością. Niezależnie od tego, co kiedyś myślałem, dzisiaj wiem, że była to potrzeba mojej duszy. Oprócz tego wiedziałem, że poprzednio napisane już części cyklu „Barwy Zdrowia”  nie mówią wszystkiego o tym, jak zachować zdrowie, jakie są tego warunki. Wiedziałem, czułem, że „Nie samym chlebem żyje człowiek…”. Przecież ciało ludzkie, nasz cudowny organizm – to nie tylko żywy biomechanizm wymagający  zaopatrzenia go w pokarm i wodę.

Człowiek – to coś znacznie więcej. To również duch, emocje, uczucia. To zdolności, których nie posiadają inne stworzenia. To potrzeby ducha, które również należy zaspokajać. To cudowne połączenie: «psyche i soma…», współzależne jedno od drugiego i warunkujące sobie wzajem zdrowie. To odwieczne sprzężenie zwrotne dwóch zasad„W zdrowym ciele zdrowy duch” i „Zdrowy duch, to zdrowe ciało”. Z tego względu interesowałem się więc zagadnieniami duchowymi, biblijnymi. Właśnie dlatego czytałem sporo różnych książek poświęconych tej tematyce.

Toczyłem dyskusje z różnymi ludźmi – zarówno z moją mamą, katechetami uczącymi w szkole, przedstawicielami różnych wyznań – świadkami Jehowy, adwentystami, badaczami Pisma Świętego. Nieocenione były rozmowy z moim przyjacielem, nauczycielem i wychowawcą, zaangażowanym katolikiem (…), który wprowadzał mnie na duchowe ścieżki. Zadawałem mnóstwo pytań zarówno tym wszystkim osobom, jak i sobie. Ciągle szukałem odpowiedzi. I ciągle miałem niedosyt. Uczestniczyłem nawet dość aktywnie w katolickim Ruchu Rodzin Nazaretańskich, z którego niespodziewanie i nagle odszedłem. Bez jakichkolwiek racjonalnych przyczyn. Dziś sądzę, że spowodowane to zostało niezrozumiałym dla mnie dyskomfortem, który czułem w sobie przez cały czas uczestniczenia w tym ruchu. Doszedłem później do wniosku, że taka ścieżka była widocznie jak najbardziej DLA MNIE  właściwa. Chociażby dlatego, aby nikt nigdy nie mógł mi zarzucić, że nie wiem, o czym piszę, jeśli nie jestem w „kościele”.

Czytałem Biblię i coraz bardziej byłem pewien, że żadna wykładnia prezentowana przez przedstawicieli różnych wyznań i kościołów nie daje mi satysfakcjonujących odpowiedzi. Pojawiało się coraz więcej pytań i wątpliwości i byłem już pewien, że prawda o Bogu i celu działalności Jezusa została przysypana gruzami dogmatów, półprawd, celowych przeinaczeń i zafałszowań mających swoje korzenie jeszcze w początkach chrześcijaństwa, a obecnych i tworzonych również i dzisiaj. Czy oznacza to, że doszedłem do UNIWERSALNEJ PRAWDY? Że odkryłem tę jedną, jedyną drogę słuszną dla wszystkich? Że mam się za jakiegoś „guru” marzącego o stworzeniu nowej sekty? Nic z tych rzeczy. Po prostu uważam, że każdy ma swoją ścieżkę życia, po której porusza się samodzielnie. Po to właśnie Bóg dał nam wolną wolę. Zresztą na ten temat będzie mowa w dalszej części książki.

To, co piszę, jest moją refleksją, przemyśleniem, doznaniem, które każdy może przyjąć w całości, części lub zupełnie odrzucić. Wielokrotnie moi znajomi, bliscy, podczas różnych dyskusji utwierdzali mnie, że powinienem zapisywać wszelkie moje wypowiedzi. Twierdzili, że dla nich były wartościowe, że pozwalały im zrozumieć lepiej życie, naukę Jezusa, że zmiana dokonana w ich postrzeganiu wiary pozwala łatwiej żyć, łatwiej przyjmować trudne lekcje życiowe. Twierdzili również, że mam naturalny dar przedstawiania trudnych rzeczy w prosty, zrozumiały dla wielu sposób. Oczywiście, takie wypowiedzi mile łechtały moją próżność, ale miałem ciągle w pamięci los szczura z bajki biskupa Krasickiego, którego (szczura, oczywiście…), oczadzonego dymem kadzidła na ołtarzu, zdusił kot.  :).

Faktem jest, że wiele już lat temu myślałem, że dobrze byłoby, aby pojawiła się publikacja tłumacząca w prosty, obrazowy sposób naukę Jezusa, szeroko pojęte sprawy związane z wiarą i duchowością. Na sugestie niektórych moich znajomych, że może ja podjąłbym się tego odpowiadałem wówczas  stanowczo NIE. Nie wierzyłem, że jest to możliwe, że to ja mogę być do tego zdolny i kompetentny. Traktowałem namowy jako coś – przyznam – bzdurnego, choć ciągle zalążek myśli tkwił w moim wnętrzu. Zresztą na rynku księgarskim pojawiało się coraz więcej ciekawych, świetnie napisanych pozycji z dziedziny rozwoju duchowego. Kudy mnie do takich wyżyn…:) W każdym bądź razie – mimo absolutnego wykluczenia możliwości pisania na tematy duchowe – „kleszyłem” jednak przy każdej nadarzającej się okazji (jak to określiła od słowa  „klecha” jedna z moich sympatycznych znajomych).

A teraz pomówmy otwarcie.  Jak wiele trudnych, życiowych lekcji każdy z nas już  przeszedł? Jak je traktowaliśmy do tej pory? Jak wiele zadaliśmy Bogu pytań, dlaczego tak bardzo nas doświadcza, dlaczego tak bardzo wielu z nas cierpi, a umierają wszyscy  -  nnnooo..., może nie wszyscy… :) ? .

Sądzisz więc może, miły Czytelniku,  że wymądrzam się, że pozjadałem wszystkie rozumy, że nie rozumiem, co wielu z nas przechodzi w życiu? A może spotkaliśmy się już w życiu i znasz mnie doskonale (przynajmniej tak uważasz), znasz moje porażki życiowe, moje błędy i potknięcia, moje grzechy i grzeszki? Zadajesz więc sobie pytanie: jakim prawem ten facet zamierza pouczać innych? Kim jest czy kim się stał? Co dobrego zrobił w życiu? Czy ma odwagę przyznać się do swoich błędów? Masz prawo tak powiedzieć, tak myśleć. Powiem tylko, że popełniłem w życiu mnóstwo błędów, popełniłem całą masę grzechów, poniosłem wiele porażek.

Miałem w życiu wiele dobrych chęci… Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane :). Bóg był jednak ciągle ze mną. I On wyzwolił mnie z tego, co przeżywałem. Trzeba było TYLKO (?!) powiedzieć Mu: TAK. I o tym ma być ta książka –  o moim odkrywaniu obecności Boga we mnie, o Jego wielkiej miłości do nas wszystkich, o ścieżkach mojego rozwoju. Nie jest więc poradnikiem czy też podręcznikiem rozwoju duchowego. Jest raczej zbiorem moich przemyśleń, refleksji.

Może odkryjesz tu podobieństwa do Twoich peregrynacji duchowych? Może okaże się, że także i Tobie przydarzały się zadziwiające zdarzenia, o których jednak nie chciałeś z różnych względów głośno mówić?

Powtórzę jeszcze – to, o czym piszę i co piszę, to moje refleksje i doznania. Czasem bardzo osobiste. To także opisy historii, które przydarzyły mi się nieprzypadkowo. Przypadków nie ma! To również przesłania, które otrzymywałem. Wiem, że nie tylko dla siebie. Dla Ciebie również – o ile zechcesz je poznać i ewentualnie przyjąć.

Jestem zwykłym człowiekiem. Od innych różnię się tylko życiorysem. Nie jestem powołany do pouczania, oceniania i osądzania kogokolwiek. Wiedz więc, że każde Twoje decyzje, opinie, będą potraktowane z pełnym szacunkiem. Masz do tego pełne prawo. Twoja wola jest w tym sensie święta. Jeśli będziesz kiedykolwiek miał wrażenie, że w jakiś sposób pouczam Ciebie, że może popadam w manierę wymądrzania się, to wiedz, proszę,  że nie to było moim zamiarem. Może po prostu niewłaściwie, niezbyt zrozumiale  sformułowałem myśl. Chcę również, abyś wiedział, że zwracając się do Ciebie, czy mówiąc „MY”,  zwracam się również (a przede wszystkim) –  do siebie samego. Bądź więc, proszę – zwyczajnie wyrozumiały i łagodny.

Książka będzie z pewnością wypełniona cytatami z biblii. Nie wiem, co sądzisz o biblijnej prawdzie. Może dla wielu jest to tylko zbiór nieaktualnych dziś, mitycznych przekazów. Być może niektórzy sądzą, że prawo czytania biblii i interpretacji jej słów należy się tylko wybranym. Jednak biblia przestała już być dominium katolickiego duchowieństwa. Przecież dzisiaj jest już na świecie ponad trzy tysiące różnych odłamów chrześcijaństwa. Inni mogą powiedzieć, że to bardzo trudna i niezrozumiała lektura. Jeszcze inni, że treść wielu wydań jest odległa od oryginału, zafałszowana, zwłaszcza ewangelie. Zgadza się – wiele na to wskazuje. A jednak wiele można z niej odczytać. Dla mnie słowa w niej zawarte, zwłaszcza słowa Jezusa, są ciągle żywą nauką, wskazaniami dla całej ludzkości. Dlatego wszyscy mają prawo ją czytać. A jak ją zrozumieć? Uważam, że przede wszystkim należy po prostu poprosić Boga o właściwą interpretację, o zrozumienie przesłania, które niesie.

I jeszcze jedno. Kiedyś w rozmowie o nauce Jezusa z moim przyjacielem (którym wcześniej wspominałem) stwierdził on, że dziś jeszcze nie można powiedzieć prawdy o istocie tej nauki. Według niego wywołałoby to głęboki wstrząs. Ludzie nie zrozumieliby tego, nie zechcieliby przyjąć, a kościół katolicki straciłby wyznawców (zresztą nie tylko katolicki…). Mimo, że nie trafiały do mnie takie argumenty,  to jednak przyjaciel był dla mnie takim autorytetem, że nie śmiałem stanowczo oponować. Niemniej zadawałem sobie pytanie:  kiedy więc można zacząć mówić inną prawdę, odmienną od tej uświęconej, tradycyjnej?

Byłem katolikiem, ale od dawna raził mnie sposób nauczania kościoła katolickiego – jako instytucji, który można wyrazić słowami Grahama Greena, katolickiego pisarza, zawartymi  w jednej z jego książek: „Kościół ma za zadanie napoić ludzi winem prawdy i dziwi się, że ludzie nie chcą tego wina przełknąć, gdy im je wpycha do ust z butelką.”

Czy Jezus nawracał kogokolwiek na siłę? Czy zależało Mu na tłumach wyznawców? Czy kiedykolwiek zależało Mu na utrzymywaniu ludzi w ciągłym strachu i w poczuciu permanentnej grzeszności, winy? „Żaden kościół nie ma na własność jedynej prawdy. Wszystkie religie zawierają tylko jej cząstkę. To idiotyczne zabijać lub dać się zabić po to, by innym narzucić własną wiarę. …) Watykan utrzymuje, że bez Kościoła nie ma zbawienia, a to jest arogancja rodem ze średniowiecza. Duch Boży jest wszędzie, a Bóg patrząc na ludzkość, widzi wszystkie swoje dzieci, nie patrzy tylko na Watykan.” (Leonardo Boff, franciszkanin, twórca teologii wyzwolenia).

Także mimo teorii w postaci głośnego wołania: „Nie lękajcie się!” praktyka w postaci „Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” i „Nie jestem godny…” pozostawia wiele do życzenia. W dodatku  „Polskie społeczeństwo zafundowało sobie najbardziej prostacki katolicyzm zanurzony w równie ponurych ideach politycznych. (…) Nie chcę mieć nic wspólnego z Kościołem, który firmuje to, co się w Polsce w tej chwili dzieje. (…) Przypomnę, że Jezus był w konflikcie z religią instytucjonalną.” (Stanisław Obirek, wykładowca akademicki, jezuita w latach 1976-2005, który zrezygnował z kapłaństwa).

Jeśli do tego dodamy fakty odchodzenia z kościoła katolickiego niektórych duchownych wyrażających w ten sposób bunt przeciwko dogmatycznemu podejściu do wiary, to stało się dla mnie jasne, że nie mam również na co czekać. Trzeba mówić. Trzeba stawać w swojej prawdzie. „Tylko prawda was wyzwoli” – tak zawsze powiadał Jezus. Dołączam więc do tych wielu autorów, którzy już wcześniej zechcieli przedstawić swoje przemyślenia. Korzystałem z dorobku wielu z nich. Zaznaczam, że nie mam ciągot do jakiegoś „przewodzenia”. Chcę tylko podzielić się moimi doświadczeniami i przemyśleniami, przedstawić inne spojrzenie na naukę Jezusa. Uważam, że ludziom się to należy. Warto przecież zobrazować odmienne horyzonty widzenia. Czy czytelnicy przyjmą je czy nie – to już nie moja sprawa. Każdy ma wolną wolę i może prosić Boga o oświecenie, o Jego Boską Prawdę.

Dla tych, którzy chcieliby jednak przywołać mnie „ostro do porządku” czy oskarżać dedykuję pewną znaną historię: „Arcykapłan więc zapytał Jezusa o Jego uczniów i o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: «Ja przemawiałem jawnie przed światem. Nauczałem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie gromadzą się wszyscy Żydzi. Potajemnie zaś nie nauczałem niczego. Dlaczego Mnie pytasz? Zapytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem. Przecież oni wiedzą, co powiedziałem». Gdy to rzekł, jeden ze sług stojących obok spoliczkował Jezusa, mówiąc: «Tak odpowiadasz arcykapłanowi?»

Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»” (Ew. Jana, 18.19-23).[wyróżnienie autora]

 

 

Janusz Dąbrowski