Nie podoba mi się łapanie Tuwima za nos...
„Niech sobie Ganges, Sorrento, Krym
Pod niebo inni wynoszą,
A ja Łódź wolę! Jej brud i dym
Szczęściem są mym i rozkoszą!”
Ten wiersz także napisał Julian Tuwim, a pokolenia dziatwy z ławek szkolnych w Łodzi słuchały i cytowały go z pokorą. Teraz obyczaje szkolne i lektury się zmieniły, a samego poetę posadzono na osobnej ławce przed urzędem bez dachu nad głową, za to na uciechę wędrownych ptaków i przechodniów. W tym mieście po stu latach udało się zniszczyć demonicznego polipa „Ziemi obiecanej” jakim był przemysł włókienniczy oraz ziemię obiecaną produkcji filmowej, jaką były wytwórnie filmowe. Nie ma już dymu, chociaż bywają zadymy pod urzędem, bo do prezydentów mieszkańcy nosa, czy szczęścia nie mają. Można tu żyć teraz nawet świeżym powietrzem, co sprzyja turystom i bezrobotnym.. Tuwim, jako się rzekło, bez dachu nad głową nie musi chociaż martwić się rosnącymi czynszami w sypiących się kamienicach. Ulica Piotrkowska jest zadbana, a dalej ponoć nasz poeta się nie zapuszcza, choć są tacy, którzy twierdzą, że jest inaczej - http://www.youtube.com/watch?v=qehPKiKRzMQ
Nie podoba mi się ogólny obyczaj łapania podobizny Tuwima za nos i nic na to nie poradzę. Niby na szczęście, jakby właśnie nos był od tego, a nie totalizator. Ja wolę go łapać go za słowa. Ponieważ wczoraj; to znaczy 18 lipca było właśnie Juliana, zapragnęło mi się sparafrazować (czy, jak to woli, po prostu spaskudzić) jeden z jego wspaniałych utworów i ze swej nieuleczalnej próżności tutaj opublikować, jako monolog solenizanta z ławeczki.
Co tak się gapisz jeden z drugim?
Myślisz, że siedzi stary kiep,
Który, gdy miastu sławy brak
Sam tu się odlał - za zasługi?
Aż tak
Dał sobie wybrązowić łeb?
Jak petent siedzę przed urzędem
Zamiast fotela ośla ława
Gębę ze spiżu ktoś przyspawał
I głupi uśmiech na tej gębie.
Nie radzę, nie filozofuję
Tylko pozuję
A tak - i tak
Języka dla nich w gębie brak...
A jeśli chcesz, to przy mnie siądź
Gdy miejski patrol się oddali
Będziemy sobie popijali!
No trąć się ze mną, trąć.
Ważni zza biurek, tam za ścianą
Mają swą ziemię obiecaną,
Reszcie iść każą do Kanaanu
I morza pokonywać w pław
A ty ich Panie zbaw
Zza okien cieszą się rajcowie,
Że już nic złego im nie powiem
Więc nie kapelusz – nos podaję
Mędrcowi żebry nie przystoją,
Bo złym przykładem uczniom świeci.
Gdy za plecami – broją!
Jak dzieci.
Przyjęto w kraju zwyczaj taki,
Że każdą pozę, skandal dziki,
Wnet się przekuwa na pomniki
Dla draki
Mądremu biada – taki los
Że każdy ciąga go za nos