JustPaste.it

W obronie zdrowego rozsądku, Ulmed i innych...

Motto I:

Zamiast  poszerzać  obszar  umiejętności  własnego  umysłu  oraz  własne  horyzonty  myślowe, wielu  z  nas  rozszerza  jedynie  własną  ciasnotę  umysłową.

Motto II

„Tylko na nas spójrzcie – wszystko jest  na wspak wszystko jest  do góry nogami. Lekarze niszczą zdrowie, prawnicy niszczą sprawiedliwość, uniwersytety niszczą wiedzę, rządy niszczą  wolność. Główne media niszczą informację, a religie niszczą duchowość.” Michael Ellner

Motto III:

A jednak jestem optymistą. Bo zgadzam się z Winstonem Churchill’em, który powiedział kiedyś: „Jestem optymistą. Bycie kimkolwiek innym nie zdaje się być do czegokolwiek przydatne.”

********************************************************************************************************************************************

Troszkę się ostatnio zirytowałem. Dlaczego? Ponieważ przeczytałem wypowiedzi osoby przedstawiającej się jako Aleksandra Bismarck  (19.07.2012 r.) pod tekstem Ulmed „Angina – genetyczne czyszczenie DNA”. http://www.eioba.pl/a/1q75/angina-genetyczne-czyszczenie-dna#post200720 

Uznałem, że nie mogłem nie zabrać głosu. I trochę „pojadę”. Nawet tyradę będę "uprawiał" :). Może nawet niektórzy naukowcy i lekarze się oburzą?  Niech i tak będzie. Tu jednak  zastrzegam się – mam wielki szacunek dla wielu ludzi nauki i medycyny. Zresztą od lat czerpię garściami z ich dorobku, uczestniczyłem w wielu wykładach prowadzonych przez wybitnych lekarzy-specjalistów. Z tym, że to byli NIEPRZECIĘTNI  LUDZIE – z  ogromną wiedzą teoretyczną, osiągnięciami praktycznymi, a także POKORNI w stosunku do przyrodniczej rzeczywistości i szanujący innych. Na drugim biegunie są ci „inni”, co do których szacunek mam jak dla każdego człowieka, acz czuję do nich pewne „anse” z powodów, które niżej wyrażam.

Co mnie zirytowało?  Otóż Aleksandra Bismarck (imię i nazwisko prawdziwe czy tylko nick?) w kilku wypowiedziach zarzuca Ulmed m.in.: „Jest to bzdura i wystarczy podać tylko jeden argument, aby obalić całą teorię. (…)” Na zakończenie dodaje: „Jestem wysportowana, zdrowa i łeb mam na karku, dlatego mówię Wam, że takie artykuły trzeba bojkotować. To jest tak wielka bzdura, że tylko kreacjoniści mogą ją przebić.”

Nie chcę krytykować p. Bismarck. Będę jednak polemizował z jej opiniami. Ma do nich oczywiste prawo. I w związku z tym inni mają także prawo odnieść się do nich – to zrozumiałe. Głos p. Aleksandry Bismarck to tylko wierzchołek góry lodowej, jest swoistym reprezentantem niektórych kręgów naukowych czy medycznych. I właśnie dlatego nie wytrzymałem. Bo ostatecznie pal licho komentarz p. Bismarck. Ulmed i bez tego sobie z pewnością doskonale poradzi. Problem jest jednak szerszy. I dlatego zabieram głos. Bo nie podobają mi się pewne typowe metody.

A typowa metoda – to wyszydzić, wyśmiać, zarzucić rażącą niekompetencję, nienaukowość itd., a nawet ZBOJKOTOWAĆ (!). I nieważne jest, że – w tym przypadku Ulmed bardzo skutecznie pomagała (pomaga nadal?) wielu ludziom, czego świadectwem są choćby komentarze pod Jej tekstem – np. Gomag’a czy beata2przyjaciel.

Gomag:

„Witam Ulmed tu jedna z fanek Pani leczenia, no i nie waham się użyć tego słowa "ocalona" dzięki Pani staraniom i dużej cierpliwości. Jeszcze raz stokrotne DZIĘKI ! Artykuł jest rewelacyjny i nawet ja, po latach stosowania tego właśnie sposobu leczenia odnalazłam i dla siebie jakieś wskazówki. Czytałam ten artykuł z łezką w oku, bo to właśnie ja byłam tym dzieckiem, które tak uparcie chorowało na anginę, a lekarze konsekwentnie zabijali mój układ odpornościowy. Trudno mieć pretensje do rodziców oni nie znali innych form leczenia. O babcie to może te swoje ziółka ale rodzice to pokolenie wiary w antybiotyk. Jakiś cudem udało mi się zachować migdały (pomimo iż w wieku 27 lat miałam skierowanie na wycięcie) i teraz po kilku latach leczenia metodami naturalnymi wiem że to był cud że nie usunęłam migdałów. Drodzy czytelnicy dowodem na to, że da się przy pomocy metod naturalnych wychować dziecko są moje dzieci – syn ma 23 lata, a córa 20 i nie brali antybiotyków. Dziękuję i pozdrawiam.”

  beata2przyjaciel:
WITAM w klubie ULMED. Ja również jestem osobą ocaloną, a ze mną cała rodzina. Będąc pielęgniarką po studiach wierzyłam tylko w postępy nauki i jej dobroczynne działanie. Po 4 latach leczenia moich dzieci załamałam się. Wypróbowałam wszystko, żeby dzieci miały odporność (szczepienia, leki uodparniające itp). Dzieci chorowały, antybiotyk za antybiotykiem. Dzieci przeszły anginy, zapalenie płuc, pseudo krup, lamblie, zapalenie nerek, zapalenie zatok, szpital w domu i szpital prawdziwy w zakładzie opieki zdrowotnej. Byłam załamana, a lekarze nie mogli mi pomóc. Leczeniem konwencjonalnym i bezmyślnym stosowaniem szczepionek różnego rodzaju zniszczyłam układ odpornościowy dzieci. To było straszne. Dowiedziałam się o ULMED i wbrew wszystkim (również mojemu mężowi) pojechałam do ULMED. Tam mnie oświeciło. Było to 7 lat temu.”

Wracając do wypowiedzi p. Aleksandry Bismarck i podobnych – jasne! – jak PROFAN może zajmować się tym, do czego powołani są jedynie luminarze nauki? Profan nie kończył specjalistycznych wyższych uczelni, profan nie bywał na naukowych wykładach, profan nie ma zielonego pojęcia, profan nie wie, o czym mówi i pisze, profan stanowi zagrożenie dla innych! Ulmed pewnie można i zarzucić „nienaukowość”, nieużywanie specjalistycznych pojęć, to, że nie zna się na biologii molekularnej itd. ALE… Ale jak się okazuje – Ulmed jest SKUTECZNA! I mam najwyższy szacunek dla Jej pracy, dla Jej metod, ponieważ widzi cierpiącego człowieka. Stosuje także stare, skuteczne, naturalne ludowe terapie, nie szkodzące jednocześnie, bez ubocznych skutków – jak choćby osłabienie lub totalna destrukcja układu odpornościowego, co bardzo często jest skutkiem terapii stosowanych przez medycynę konwencjonalną.

Nie tylko zresztą Ulmed je stosuje. Stosowała je również moja babcia i prababcia, a także  wiejskie panie-zielarki  –  należące już do odchodzącego świata. Tyle, że ich „magia” nie miała dowodów naukowych i były (są) wyśmiewane i oskarżane o szerzenie zabobonów. Tylko jak to jest, że np.  tzw. „babka” z Orli k. Bielska Podlaskiego przyjmuje setki i więcej ludzi potrzebujących pomocy – zwłaszcza w takich przypadkach, kiedy konwencjonalna medycyna jest bezsilna? Wśd jej pacjentów są również lekarze. Na ulicy przed jej obejściem dzień w dzień stoją sznury samochodów. Jak to wyjaśnić? A jak wyjaśnić uzdrowicielskie zdolności wielu lamów tybetańskich, szamanów indiańskich, afrykańskich, syberyjskich czy południowoamerykańskich curanderos? Głupie te ludzie, oj, głuuupie… :) W zabobony wierzą i w znachorki, czarowników, co choroby zamawiają… A może jednak warto byłoby się temu przyjrzeć? Postarać się poznać mechanizmy tego  fenomenu uzdrowicielskiego i spróbować zrozumieć, na czym on polega? Także pojąć, że chociaż żaden z tych ludowych uzdrowicieli nie kończył akademii medycznych, to jednak przez długie lata zdobywał wiedzę i praktykował pod okiem swoich mistrzów.

POWINNIŚMY  ZAWSZE  PAMIĘTAĆ  O  TYM,  BY  NIE  BYĆ  TAKIMI,

JAK  CI  OFICJALNI  MĘDRCY  TAMTEJ  EPOKI,

MĘDRCY,  KTÓRZY  POPEŁNIALI  KOLOSALNY  BŁĄD

ODMAWIAJĄC  SPOJRZENIA   POPRZEZ TELESKOP  GALILEUSZA.

Prof. Giuliano Preparata

Pusty śmiech mnie ogarnia, kiedy czytam takie oto „kwiatki”: „Proces kiszenia kapusty jest związany z powstawaniem związków o znakomitych własnościach przeciwnowotworowych – donieśli badacze fińscy na łamach "Journal of Agricultural and Food Chemistry". "Wykazaliśmy, że kiszona kapusta może mieć przynosić więcej zdrowotnych korzyści niż surowa czy gotowana, zwłaszcza jeśli chodzi o zwalczanie raka" – komentuje dr Ryhanen.– Teraz chcemy opracować najbardziej optymalny proces fermentacyjny, tak by w trakcie kiszenia powstawało jak najwięcej izotiocyjanianów – dodaje.” Praca fińskich autorów po raz kolejny dowiodła, że warzywa z rodziny krzyżowych, do których oprócz kapusty należą też brokuły, kalafior i brukselka, stanowią niezwykle bogate źródło związków o działaniu przeciwnowotworowym.

Z jednej strony to bardzo dobrze, że naukowcy zajmują się badaniem właściwości zdrowotnych roślin. Tyle, że TERAZ JUŻ MOŻNA stosować w leczeniu  kwaszoną czy surową kapustę oraz inne warzywa z rodziny krzyżowych. Wszak nauka dowiodła uzdrawiających właściwości tych warzyw! :) Tysiąclecia doświadczeń  były na nic. Fakt, że kapuchę w celach terapeutycznych wykorzystywali już starożytni (np. Rzymianie), nic nie znaczył. Bez naukowej, oficjalnej pieczęci kapusta nie leczyła :).

Jest to przykład swoistego i najczęściej spotykanego paradygmatu – „postawosklerozy”, czyli po prostu skostnienia. Można to też nazwać życiową homeostazą” – pewnymi mentalnymi przyzwyczajeniami. Ta swoista „homeostaza życiowa”, pewna równowaga, ustabilizowana pozycja – to koleiny, w których porusza się nasz mentalny wóz. Czyż nie przyjmujemy takich postaw, w dodatku bezkrytycznie? Często musimy przejść dopiero metamorfozę wyobrażeń i pojęć. Musimy wyprowadzić wóz z głębokich kolein przyzwyczajeń, szablonów i utartych, stereotypowych pojęć, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić, mimo niewygody poruszania się w koleinach. Jednak większość z nas odrzuca zdecydowanie to, co kłóci się z ich światopoglądem. Nawet nie próbując się nad tym zastanowić.

NASZE  OGRANICZONE  UMYSŁY  CZYNIĄ  NAS  SWOIMI  WIĘŹNIAMI.

Chodzi o to, by nikt z nas nie tkwił w klatce starych paradygmatów, a raczej rozerwał jej pręty, wyszedł z niej i zobaczył nowe możliwości. Czasami zupełnie nieprawdopodobne i wprost szokujące. Oficjalna wersja rzeczywistości niekoniecznie jest wersją prawdziwą.

NAJBARDZIEJ  NIEPRAWDOPODOBNA 

JEST  PRAWDA  PRZYRODNICZEJ  RZECZYWISTOŚCI,

ALE  WYŁĄCZNIE  DLA  IGNORANTÓW

TRWAJĄCYCH  W  SWOIM  ZACIEKŁYM  UPORZE.

altPowinniśmy mieć świadomość, że również naukowcy nie są wolni od uprzedzeń i coraz częściej stają przed problemem, że to, co dziś kłóci się ze zdrowym rozsądkiem, jutro może być bazą do tworzenia rewolucyjnych idei opisujących świat. Nie można więc odrzucać à priori nawet zwariowanych pozornie teorii. A nuż okaże się, że „wariactwo” jest po prostu genialną myślą, Genialnym odkryciem?  Wielki fizyk norweski Niels Bohr powiedział kiedyś do swojego asystenta: „Pańska teoria jest zwariowana, ale nie na tyle zwariowana, aby była prawdziwa. Ten sam Niels Bohr był również autorem stwierdzenia, że „…rzeczywistość nie jest czymś niezależnym i stabilnym”.

JEDYNA  STAŁA  W  NASZEJ  RZECZYWISTOŚCI   –  ZMIENNOŚĆ.

Taki niekonwencjonalny sposób myślenia przyczynił się do rozwoju m.in. fizyki kwantowej, której odkrycia pozwoliły wyjaśnić wiele fenomenów. I jak tu mówić o zdrowym rozsądku, skoro sami fizycy kwantowi twierdzą, że ich dziedzina ma niewiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem? Po raz trzeci zacytujmy Bohra: „Jeśli ktoś nie jest zaszokowany fizyką kwantową, to znaczy, że jej nie zrozumiał”.

„Czy człowiek kulturalny może wierzyć w cuda? W zjawiska niezwykłe, fenomeny, o których głucho w szkole, których nie znajdziemy w podręcznikach fizyki, w panowanie ducha nad ciałem, w przepowiadanie przyszłości, w latające talerze, w telepatię? Czy to nie jest po prostu kompromitacja? (...) Skąd się taka postawa bierze? Najogólniej, zapewne z braku otwartości umysłu na rzeczy niekonwencjonalne. Ale także stąd, że jedne zjawiska często przeczą drugim i trudno je wszystkie złożyć w zborną i teoretycznie racjonalną całość.

Warto sobie jednak uświadomić, że właśnie dzieje burzliwego rozwoju nauk ostatnich stuleci dowiodły, jak pobieżna, naskórkowa wręcz jest nasza wiedza (...) Mamy więc prawo (a może i obowiązek) podejrzewać, że i obowiązujące dzisiaj poglądy nie są jakąś ostateczną prawdą (...). (Piotr Kuncewicz, „Podejrzewanie świata”, „Nie z tej Ziemi” Nr 7/92).

Czy nasi pradziadowie mogli wierzyć np. przepowiedniom o latających żelaznych machinach przewożących ludzi? Przecież przeczyło to ich logice i doświadczeniom. „Jak wytłumaczyć tego rodzaju zjawiska? Jak je rozumieć? Ale czy tylko dlatego, że ich nie rozumiemy, mamy prawo ich nie akceptować? Przede wszystkim właśnie należałoby dążyć do poznania tego wszystkiego, co stworzyła natura dla dobra człowieka.” (dr Stefania Szantyr-Powolny, lekarz medycyny i bioenergoterapeuta, „Między mitem a naukowym poznaniem”, „Nie z tej Ziemi” Nr 9/93).

„Jak to możliwe, ktoś zapyta, że ja, naukowiec, tak walczę z nauką? Otóż właśnie dlatego, że sam jestem naukowcem, chciałbym, aby nauka była poważna, a nie wystawiała się raz po raz na pośmiewisko A wystawia się raz po raz. Opisywałem takie przypadki w moich poprzednich wpisach. Biofotony, pamięć wody, zimna fuzja, radioastronomia... Raz po raz uczeni mężowie deklarują, że jakieś zjawisko nie istnieje, bo jest sprzeczne z naszą wiedzą, zaś potem, gdy okaże się, że zjawisko istnieje i ma się dobrze, gęba w kubeł! Skoro istnieje, to się za nie zabieramy! Żenujące to. Metoda deklarowania poprzez encykliki i ośmieszanie naprawdę nauce nie przystoi i ją deprecjonuje w oczach odbiorców. A przecież nic lepszego od nauki, prawdziwej nauki, otwartej na nowe, nie znamy. Więcej pokory, więcej powagi i więcej rzetelności, koledzy uczeni!” (prof. Arkadiusz Jadczyk, fizyk)

Współczesny człowiek choruje. Medycyna czyni dziś olbrzymie postępy w rozwoju nowych form terapii, ale jest to w przeważającej mierze przeciwdziałanie skutkom, a nie przyczynom. Jest więc dzisiejsza medycyna akademicka praktycznie absolutnie bezsilna, jeśli chodzi o zapobieganie szerzącej się pandemii chorób cywilizacyjnych. Gdzie kryje się podstawowa przyczyna takiego stanu rzeczy?

NAJWIĘKSZĄ  PRZESZKODĄ POZNAWANIU PRZYRODY

JEST  CZŁOWIEK  WYTWORZONYM ŚWIATEM

spacer.gifspacer.gif WYOBRAŻENIOWYCH  SZABLONÓWspacer.gifspacer.gif         

W. Sedlak

Niestety, każdy z nas jest obarczony głęboko zakorzenionymi przekonaniami i prawdami, które często nie są prawdą, wierzeniami, które często okazują się złudne i wyrytymi przez innych wzorcami.  Ciągle gonimy za potwierdzeniem stwarzanych przez nas samych dogmatów. A przecież już dawno wielki filozof Spinoza powiedział:

MYŚLENIU  LUDZKIEMU  NIE  MOGĄ  BYĆ  POSTAWIONE   ŻADNE  GRANICE,

GDYŻ  POCHODZI  ONO  OD  BOGA.

„W pierwszym etapie nauka zawsze zwalcza nowe idee i twierdzenia, a także ich zwolenników przeciwstawiających się akceptowanym poglądom. Jeśli okaże się, że te idee tylko częściowo są nie do utrzymania, to w drugiej fazie będą przebadane przez naukę i jeśli znajdą uznanie, to w trzeciej fazie są przedstawiane jako rezultaty badań naukowych, nie przynosząc właściwie uznania duchowym ojcom tych osiągnięć.” (Max Planck). To tłumaczy dobitnie, dlaczego w medycynie tak trudno przyjmują się wszelkie nowości – techniki medycyny tzw. niekonwencjonalnej lub fizykalnej. Wielu naukowców często kpi z różnorodnych teorii i hipotez wysuwanych np. przez psychotroników, bioenergoterapeutów, radiestetów. Zwykle tacy krytykujący nie mają najmniejszej nawet wiedzy o przedmiocie sporu.

KTO RZECZYWIŚCIE PRAGNIE WYMYŚLIĆ COŚ NOWEGO,

NIE  MOŻE  NIE  BYĆ  SZALONYM.

Niels Bohr

Dowodzi to tylko skostnienia, arogancji, ignorancji i braku pokory tychże naukowców w stosunku do przyrodniczej rzeczywistości. A może też i strachu o utratę swojego autorytetu, strachu o to, że może trzeba będzie zmienić swoje dotychczasowe przekonania i przyznać się do błędów?

ŁATWIEJ  JEST  COŚ  OBALIĆ,  NIŻ  UDOWODNIĆ,  WYWRÓCIĆ,  NIŻ  POSTAWIĆ.

Artur Schopenhauer

„...do pewnej wiedzy trzeba dużej dojrzałości i otwartości umysłu, krępowanego często przez dogmaty współczesnej nauki, której fundamenty – jak się okazuje – nie stanowią podłoża pod tak solidną budowlę.” („Czwarty Wymiar” nr 12/2005, „Magiczny świat według Rupperta Sheldrake’a”, Damian Trela).

Czy to Ulmed jako pierwszą spotykają próby dezawuowania jej pracy? Oczywiście, że nie! Ulko, uważaj – znalazłaś się  w dobrym, bardzo dobrym towarzystwie :). Dlaczego? Przypomnijmy  więc kilka znaczących postaci i ich historie.

altNiemieckiego lekarza z Meissen (Miśnia), Samuela Hahnemanna, twórcę homeopatii uznano w 1776 r. za wariata (a jakże!) zgodnie ze stanem ówczesnej wiedzy i możliwości mentalnych współczesnych mu adwersarzy. Historia zna mnóstwo takich przypadków. Dziś rzadko kto wie lub pamięta, że Hahnemann był – jak na ówczesne czasy – wyjątkowo dobrze wykształcony i przerastał swoich oponentów o głowę. Znał doskonale fizykę, chemię, medycynę. Jako jedyny poznał całą współczesną mu literaturę medyczną. Znał wiele języków, w tym języki starożytne, co niewątpliwie ułatwiało mu zapoznanie się z osiągnięciami m.in. medycyny arabskiej.

Swoisty ostracyzm dotyka nawet dzisiaj jego duchowych spadkobierców – przede wszystkim w Polsce. Do dziś bowiem trwają spory między wieloma przedstawicielami medycyny konwencjonalnej, a homeopatami – przecież także lekarzami (których jest w Polsce kilka tysięcy!). Tym ostatnim odmawia się wręcz prawa leczenia homeopatykami. Kuriozalne wręcz było stanowisko w tej sprawie  Naczelnej Rady Lekarskiej w Polsce (STANOWISKO Nr 7/08 NACZELNEJ RADY LEKARSKIEJ z dnia 4 kwietnia 2008 r. w sprawie stosowania homeopatii i podobnych metod przez lekarzy i lekarzy dentystów oraz organizowania szkoleń w tych dziedzinach).

Zgodnie z tym stanowiskiem: „Naczelna Rada Lekarska uważa, że działania takie stoją w sprzeczności z art. 57 Kodeksu Etyki Lekarskiej, który mówi: «Lekarz nie może posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub nie zweryfikowanymi naukowo. Nie może także współdziałać z osobami zajmującymi się leczeniem, a nie posiadającymi do tego uprawnień».”  Warto pewne słowa wyróżnić: „uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub nie zweryfikowanymi naukowo.” Kompletne nieporozumienie i kompletne niezrozumienie. A może zwyczajnie – jedynie niechęć, zła wola zwyczajna ortodoksja oraz kompletny brak wiedzy w temacie?

BY  WYRAZIĆ  SIĘ  BEZ  OGRÓDEK  – 

NAUKA  NIE  ZAWIERA  JUŻ   PRAWD  ABSOLUTNYCH.

Henry Morgenau, fizyk

altIgnaz Semmelweis (1818-1865) – lekarz i badacz, odkrywca przyczyn tzw. „gorączki połogowej” spotkał się z wielką krytyką świata medycznego i jawną wrogością personelu szpitali (został zresztą później zamknięty w szpitalu dla... wariatów!) Dlaczego? Ponieważ bezwzględnie żądał każdorazowego mycia rąk i narzędzi po i przed najdrobniejszymi nawet zabiegami medycznymi.

 Wyjaśnijmy, że „gorączka połogowa” dziesiątkowała kobiety w XIX wieku, u których porody odbierali lekarze wykonujący wcześniej sekcje zwłok, opatrujący rannych i którzy po tych zabiegach nie myli ani rąk, ani narzędzi. Przenosili więc po prostu zarazki jadu trupiego bezpośrednio na rodzącą kobietę. Zwykła, domowe akuszerki, w tym wiejskie "baby" doświadczone w odbieraniu porodów takich przypadków wysokiej śmiertelności zwykle nie miały.alt

I. Semmelweis położył podwaliny pod nową gałąź medycyny – antyseptykę, która zajmuję się kwestią niszczenia drobnoustrojów poprzez odkażanie. Znalazła ona zastosowanie w położnictwie i chirurgii. Niemniej jednak Ignaz Semmelweis nie potrafił precyzyjnie wyjaśnić mechanizmu zakażenia, ponieważ w jego czasach bowiem nie znano jeszcze bakterii i wirusów. Z tego względu jego teoria nie znalazła więc uznania w środowiskach lekarskich. Podchwycił ją dopiero w 1877 r. angielski chirurg Joseph Lister, mało znany lekarz, wprowadzając w szpitalach, w których pracował dezynfekcje rąk i narzędzi chirurgicznych kwasem karbolowym, co przyniosło rewelacyjne efekty w zapobieganiu zakażeniom ran. Wzbudziło to niechęć ówczesnego Angielskiego Towarzystwa Medycznego, wskutek czego Lister stał się przedmiotem kpin  świata naukowego. Nic nowego…

alt

altTakże Louis Pasteur, który nie był lekarzem, lecz chemikiem, został na początku swych odkryć wprost wyszydzony, a studenci medycyny śpiewali niewybredne kuplety na temat istnienia rzekomych „mikrobów”, o których mówił Pasteur.

Wspomnijmy jeszcze Roberta Kocha, odkrywcę prątków gruźlicy. Był to zwykły, mało znany lekarz z Wolsztyna, żadna sława medyczna. A przecież to jego badania umożliwiły udowodnienie istnienia mikroorganizmów.

 

 

W latach 50-tych XX wieku szykanowano w USA Wilhelma Reicha, austriackiego lekarza, psychoanalityka i fizyka. Ogłosił on teorię, w której wykazywał, że  cała przestrzeń Wszechświata jest wypełniona organiczną energią – tzw. energią orgonalną,  pierwotną energią kosmiczną („Orgon”) będącą spontanicznie pulsującą, wolną od masy (!) energią, która przenika i przemieszcza się przez wszystkie materiały nie wyłączając Ziemi. Reich został napiętnowany przez akademickie elity jako altwariat i altszarlatan. W 1954 został oskarżony o prowadzenie nielegalnych badań. W rezultacie został w 1956 skazany na 2 lata więzienia. Skonfiskowano wszystkie jego dzieła i je spalono. Reich nie dożył wolności - zmarł w amerykańskim więzieniu. 

W czasach współczesnych wyśmiewano przez dziesiątki lat Denhama Harmana – twórcę wolnorodnikowej teorii starzenia organizmu.

 

Jacques  Benveniste z pozycji szanowanego badacza z wieloma znaczącymi  osiągnięciami  naukowymi, stał się pariasem w naukowym „światku”. Pozbawiono go kierownictwa w prestiżowym laboratorium w INSERM. Pozbawiono go również  środków finansowych na dalsze badania. Za co? A otóż za odkrycie tzw. „pamięci wody”,  Benveniste wspominał później: „Wielu kolegów radziło mi, abym zapomniał o wynikach badań, odłożył je do szuflady i kontynuował prace, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Ale jako naukowiec mam obowiązek szukać prawdy i wydobywać ją bez lęku przed konsekwencjami. Jeśli ktoś nazywa mnie heretykiem, to tylko dlatego że nowoczesna nauka altkieruje się quasi-religijnym zbiorem dogmatów. Mam głęboką nadzieję, że kiedyś świat nauki zrozumie, że oskarżenia w stylu oskarżeń Galileusza powinno się schować do lamusa i zastąpić je prawdziwą naukową debatą”.W rezultacie szyderczych ataków francuski naukowiec stał się pierwszym na świecie „noblistą-inaczej”, bowiem w 1991 r. Uniwersytet Harvarda przyznał mu – jako pierwszemu naukowcowi na świecie – nagrodę IgNobel – anty-Nobla (ang. – „ignobel” – „niegodziwy”, antynonim słowa „nobel”, brzmiącego identycznie jak nazwisko szwedzkiego fundatora najsłynniejszej nagrody na świecie). Przyznano więc naukowcowi tę „nagrodę” za odkrycie, że „…woda – zwyczajna H2O – jest płynem inteligentnym i posiada pamięć”.W 1998 r. ponownie przyznano altBenveniste anty-Nobla – tym razem „…za odkrycie, że woda posiada nie tylko pamięć, ale że te informacje mogą być przesyłane poprzez media teleinformatyczne.”

alt

Przez pewien okres wykpiwano amerykańskiego gastroneurologa Michaela Gersohna – odkrywcę tzw. „brzusznego mózgu”.

Z absolutną wrogością świata medycznego spotkał się także doktor medycyny Ryke Geerd Hamer – twórca teorii powstawania nowotworów na bazie konfliktu w organizmie spowodowanego nagłym u traumatycznym przeżyciem będącym źródłem potężnego i długotrwałego stresu. Dodajmy jeszcze, że teorie na temat genezy nowotworów, o których była mowa, wcale nie stoją w sprzeczności względem siebie – jedynie się uzupełniają kładąc nacisk na inny element niezwykle złożonego procesu.

 

altaltŁatwej drogi nie miał także prof. Fritz-Albert Popp, obecnie czołowy ekspert od biologicznie emitowanych fotonów z Międzynarodowego Instytutu Biofizyki w Neuss w Niemczech. W latach 70-tych XX w. środowiska naukowe urządziły na niego nagonkę, w wyniku czego utracił wówczas tytuł profesora, pracę na Uniwersystecie Marburskim i przez dwadzieścia lat był szykanowany za swoje odkrycia naukowe. Podobnie bardzo trudną drogę przechodził prof. Włodzimierz Sedlak, twórca polskiej szkoły bioelektroniki, niezwykła postać, naukowiec, który wyprzedził swoja epokę.

 

Wyjątkowe problemy miał nieżyjący już polski lekarz dr Anatol Rybczyński, twórca teorii powstawania wielu nowotworów na bazie komórek pasożytniczych grzyba Penicillium (odmian tego grzybka jest ok. 260). Swoje badania prowadził od lat 50-tych XX wieku. Teorię dr Rybczyńskiego potwierdzają badania niemieckiego cytologa Alfonsa Webera, który już w latach 70-tych XX wieku odkrył pasożytnicze drobnoustroje, pierwotniaki (Protozoa) – w postaci zarodników grzybów  w organizmie ludzkim. Dr Weber twierdzi, że są one źródłem infekcyjnych zakażeń krwi i atakują czerwone ciałka krwi. Wraz z krwiobiegiem rozprzestrzeniają się po całym organizmie stając się źródłem tzw. przerzutów.

Podobnie jak dr Rybczyński, niemiecki mikrobiolog stwierdził, że pasożyty te są wyjątkowo trudne do zniszczenia, a typowe metody w postaci działań chemicznych i promieniowania tylko osłabiają organizm i ułatwiają rozprzestrzenianie się zabójczych pasożytów. Oficjalna medycyna i największe sławy niemieckiej onkologii uznały dr Webera za szarlatana, a jego odkrycia za brednie. Doktor Rybczyński wielokrotnie, przez wiele lat usiłował zainteresować swoim odkryciem wszelkie odpowiednie czynniki (Wydział Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk, Instytut Leków, Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej), ale ciągle bez skutku. A starego lekarza traktowano jak szalbierza. Dziś wystarczy poddać badaniu kroplę tzw. żywej krwi i przekonać się, co może zawierać.

Tak więc NOWE przebija się do świadomości z ogromną trudnością. Czy w takim razie nie należy zadawać pytań i poszukiwać rozwiązań?

„Czy jestem kosmitą? Czy należę do nowej rasy na Ziemi poczętej przez człowieka z kosmosu w objęciach z ziemską kobietą? Proszę o prawo i przywilej, by mieć takie myśli i zadawać takie pytania. Bez zagrożenia uwięzieniem przez jakąkolwiek organizację administracji w społeczeństwie. W obliczu sztywnej, doktrynerskiej, zapatrzonej w siebie, gotowej zabić hierarchii naukowej cenzury wydaje się głupotą publikowanie takich myśli. Każdy wystarczająco złośliwy mógłby z nimi zrobić wszystko. I tak zrobili… Jednak prawo do myślenia powinno być zachowane. Nie powinniśmy się bać wchodzenia do lasu tylko dlatego, że pośród drzew są dzikie koty. Nie powinniśmy poddawać naszych praw do dobrze kontrolowanych spekulacji. To pewne pytania zawarte w takich spekulacjach, których administratorzy ustalonej wiedzy się obawiają. Ale wchodząc w kosmiczny wiek z całą pewnością powinniśmy nalegać na prawo do zadawania nowych, nawet głupich, pytań bez molestowania.” (Wilhelm Reich)

A przecież warto sobie uświadomić, że problem przy rozwiązywaniu nowych, zaskakujących wręcz swoją złożonością odkrywanych zjawisk polega na tym, że staramy się znajdować ich wytłumaczenia używając zużytych, przestarzałych już i właśnie dlatego nieprzydatnych więc metod i mechanizmów pojęciowych. Trzeba więc zgodzić się z prof. A. Martynowem, rosyjskim fizykiem, który powiada, że: „(…) nietrywialnego problemu nie można rozwiązać nietrywialną metodą. Do jego rozwiązania konieczne jest podniesienie się na metapoziom nad istniejącymi pojęciami i, prawdopodobnie, wyjście za granice trójwymiarowości.”(„Jasnowidzenie – Od magów starożytności do programów kosmicznych NASA”, Valerij Kratohvil). Bowiem:

ŚWIAT  JEST  NIESKOŃCZENIE  SZERSZY OD  KONCEPCJI  NAUKOWYCH.

A. Martynow, fizyk

Pora uderzyć się w piersi i spokornieć. Bowiem nasza, zachodnia medycyna liczy zaledwie ok. 150 lat. Natomiast systemy uzdrowicielskie n.p. Persji, Egiptu, Chin, Indii, Korei, Tybetu, itp. liczą kilka tysięcy lat.

Co proponujecie – skostniali naukowcy, zdogmatyzowani, zabetonowani, aroganccy i często bezczelni wyznawcy wyłącznie tzw. „naukowego” widzenia świata? Co możecie zaoferować w dziedzinie zdrowia? Jedynie TABLETKĘ?! Bo do tej pory stosuje się właśnie to „najlepsze” rozwiązanie na świecie, jeśli chodzi o problemy zdrowotne  – TABLETKĘ!

alt

Zabrzmi to wyjątkowo banalnie, ale zamiast czekać na cudowną pigułkę, możemy pomóc sobie sami. Możemy nie dopuścić do powstania np. nowotworów i innych chorób, wzmacniając istniejące w naszym organizmie mechanizmy obronne. Bo sytuacja jest paradoksalna: „Przy całym postępie w dziedzinie leków, procedur chirurgicznych i techniki medycznej  45-latek może  oczekiwać, że będzie żył tylko dwa lata dłużej niż jego równolatek w 1920 roku: siedemdziesiąt cztery lata zamiast siedemdziesięciu dwóch lat. Tradycyjne myślenie w opiece zdrowotnej wyraźnie zmierza w złym kierunku. Być może trzeba mu nadać nowy kierunek.” (Patrick Holford – „Smak zdrowia”).

Dr Emanuel Cheraskin, emerytowany profesor Wydziału Medycyny Uniwersytetu z Alabamy, określił współczesną medycynę jako „najszybciej rosnący upadający interes”, a opiekę zdrowotną jako „podstawowe zapobieganie pogarszaniu się zdrowia”. Może więc chodzi o to, by ludzi ciągle leczyć, a nie wyleczyć? Mówiliśmy już o tym, że współczesna medycyna działa cuda, ale dlaczego jest coraz więcej chorych ludzi? Czy nie odnosimy wrażenia, że mamy tu do czynienia ze swoistą schizofrenią?

Od wielu lat szerzona są dwie podstawowe iluzje:

· z jednej strony – że w dziedzinie zdrowia wielka nauka może zrobić prawie wszystko, że z każdą przypadłością można pójść do lekarza, a ten znajdzie lek na prawie każdą chorobę,

· z drugiej strony – że my, pacjenci, SAMI nie jesteśmy w stanie nic zrobić.

Obie iluzje mają na celu nasze UBEZWŁASNOWOLNIENIE. Jesteśmy systematycznie ODUCZANI odpowiedzialności za swoje zdrowie i jednocześnie również systematycznie NAUCZANI, by na własną rękę sięgać jak najczęściej po leki – nie z półek aptecznych, ale już z półek w każdym supermarkecie, sklepie spożywczym i kiosku z gazetami. I to jest w porządku – w przeciwieństwie do tego, co robi np. Ulmed czy inni  naturopeuci. Wydaje się to być żałosnym, ale nie! – jest to typowe działanie komercyjne nie zważające na ewentualne zagrożenia zdrowia kupujących medykamenty na własną rękę. jesteśmy systematycznie OKŁAMYWANI. A jednym z największych kłamstw współczesnej medycyny są  niewzruszone przekonania oparte często na braku wiedzy, niechęci do terapii niekonwencjonalnych (ale przeważnie tylko w naszej, zachodniej strefie kulturowej).

Co nam, pacjentom,  oferujecie – pytam ponownie? Spektakularne przeszczepy, sztuczne organy, szczepionki chroniące przed podejrzanymi epidemiami itp.? Owszem, to działa na wyobraźnię, ale nie zapobiega szerzeniu się chorób! Cały system tzw. ochrony zdrowia jest chory, oparty na swoistej korupcji, ponieważ potężne konsorcja farmaceutyczne „doją” państwowe zasoby na potęgę przy wsparciu państwowych urzędników w zgodzie z przepisami stanowionego prawa (prawa?!) Zilustruję to zdanie fragmentem pewnej wypowiedzi dr Denisa Burkitta (odkrywcy tzw. chłoniaka Burkitta): „Wyobraźcie sobie kurek otwarty, z którego wciąż wycieka woda do basenu czy wanny. Woda się przelewa i ścieka na ziemię. Energiczni pracownicy, pełni poświęcenia, aktywni, kompetentni wycierają i zbierają wodę za pomocą chusteczaltki szyfonowej. Żadnemu nie przyjdzie na myśl, aby zakręcić kurek.

Ten upływ wody, to są choroby, którymi zapełnia się szpitale. Ludzie, którzy wodę usuwają, to lekarze chirurdzy, którzy operują wyrostki, naczynia krwionośne, hemoroidy itd. Nic nie robią, by zamknąć kurek. Dlaczego? Bo za zamknięcie kurka płaci się cztery razy mniej, niż za wytarcie podłogi. A przemysł zainwestował tyle w produkcję ścierek i szczotek, czyli leki, instrumenty chirurgiczne, stoły operacyjne, szpitale itp., że gdyby zamknąć kurek, zbyt dużo ludzi nie znalazłoby dla siebie pracy”.

Mechanizm ubezwłasnowalniania działa jeszcze w dodatkowy sposób. Otóż sugeruje się nam, że jesteśmy bezsilni w obliczu chorób. Na początku XX wieku medycyna obwiniła zarazki jako przyczynę chorób. Należało więc zwalczyć zarazki. Wynaleziono leki, dzięki którym wiele ciężkich chorób trapiących ludzkość praktycznie znikło. Pojawiły się za to nowe. Pół wieku później obwiniono więc za wszelkie choroby wirusy. Zaczęto produkować leki, które miały skutecznie zwalczać wirusy. Czy jednak skutecznie? Przecież wiadomo już, że wirusy potrafiły uodpornić się na większość leków tworząc nowe mutacje.

Teraz – na początku XXI wieku mamy modę na biogenetykę. Mass media codziennie donoszą o nowych odkryciach w tej dziedzinie, o poznawaniu nowych genów odpowiedzialnych za taką czy inną chorobę. Najczęstszym winnym dzisiaj stają się więc geny. Jeśli tak myślimy, to mamy niewątpliwie rację, ale jedynie jeśli chodzi o „genetyczne” przekazywanie z pokolenia na pokolenie złych nawyków, złego stylu życia, a nie choroby. A niebezpieczne predyspozycje genowe, które faktycznie istnieją, stanowi zagrożenie dla niewielkiej tylko populacji. W dodatku zagrożenie genowe to przede wszystkim zagrożenie potencjalne, które absolutnie nie musi się urzeczywistnić. Dopiero „majstrowanie” przy istniejących naturalnych w organizmie „bezpiecznikach”, psucie ich przez wiele lat powoduje, że straszny dżin wychodzi z butelki. Straszy się więc nas zagrożeniem ze strony „złych” genów i umacnia w wierze, że tak naprawdę jesteśmy bezsilni. I tylko WIELKA MEDYCYNA jest w stanie nam pomóc.

A gdzie tak naprawdę kryją się  problemy ze zdrowiem, a raczej chorobami? Adwersarzom z góry odpowiem – ależ ja nie zaprzeczam, że przyczynami (ale post-przyczynami!), mogą być  bakterie, wirusy, nawet geny. Tylko dlaczego organizm im ulega, potrafi poddać się zagrożeniom – na początku tylko potencjalnym? Widocznie praprzyczyna choroby tkwi gdzie indziej. Może więc zamiast za wszelką cenę szukać „winnych” genów, wybrać prostsze rozwiązanie – rozstać się z genem „przepełnionego talerza”, „genem otyłości”, genem takim czy owakim, a zaprzyjaźnić się z genami profilaktyki, umiaru i zdrowego rozsądku?

Tylko kto zadba o profilaktykę, kto nas nauczy dbałości o własne zdrowie, kto będzie wychowywał nas w poczuciu odpowiedzialności za to zdrowie? Skorumpowany do szpiku kości system? A może ci w białych fartuchach, którzy bywają arogantami? A jeśli nawet spotkamy życzliwe „białe fartuchy”, to też często nie mamy na co liczyć. Dlaczego? A otóż dlatego, że wskutek niesłychanego rozwoju nauk biologicznych, chemicznych i fizycznych powstały tak wąskie specjalizacje, że przedstawiciele różnych dyscyplin często nie są w stanie zrozumieć się wzajemnie. Dochodzi w końcu do tego, że nawet doskonały w swojej dziedzinie specjalista nie zna dobrze zależności, jakie zachodzą między poszczególnymi ogniwami łańcucha troficznego całego ekosystemu, jakim jest gleba – roślina – zwierzę – człowiek. Jak więc może wytłumaczyć taki jednostronny fachowiec przeciętnemu człowiekowi, na czym polega jego zdrowotny problem?

Czy dzisiejszą medycynę, pozbawioną praktycznie filozofii i etyki, wtłoczoną między różne nauki przyrodnicze, stać na to? Czy przypadkiem nie zdryfowała ona w kierunku coraz większego odhumanizowania? Czy świat medycyny, zafascynowany nowoczesną techniką, nowymi metodami terapeutycznymi z zupełnym pominięciem profilaktyki, zadaje sobie pytania: „Kim jest Człowiek?”, „Czym jest ludzkie życie?”

Dlaczego problem profilaktyki stał się pustym słowem? Wielu światłych lekarzy widzi ten problem bardzo wyraziście, upatrując przyczyn takiego stanu rzeczy w dokonaniu przez naukę niewłaściwego wyboru. Wyboru, który nastawia się przede wszystkim na leczenie z pominięciem przyczyn niszczących ludzkie zdrowie.

Dzisiejsi lekarze są doskonale wykształceni i przygotowani do tego, aby nieść pomoc potrzebującym w sytuacjach krytycznych. Ich ogromna wiedza i doświadczenie dotyczą stanów chorobowych, w których każdy z nas może się znaleźć. Jednak ciągle jeszcze zbyt często wielu lekarzy traktuje ludzki organizm jak maszynę, w której jedna z jego części uległa uszkodzeniu. Wystarczy więc tę część usunąć, wstawić nową lub użyć przysłowiowej tabletki i to wystarczy. Takie myślenie bierze się stąd, że medycyna akademicka traktuje człowieka jako układ mechaniczno-chemiczny. Taki punkt widzenia doprowadził do ogromnego rozwoju chirurgii i farmakologii i ludzkość ma im wiele do zawdzięczenia, ale... ALE w leczeniu chorób przewlekłych chirurgia zawodzi, zaś efekty stosowania farmakologii są wprost zastraszające. W USA w statystykach przyczyn śmierci ludzi skutki leczenia farmakologicznego zajmują już 5 miejsce. W przypadku chorób przewlekłych farmaceutyki tylko łagodzą symptomy choroby, ale ich nie leczą. Specjaliści WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) uważają, że 70% farmaceutyków jest niepotrzebnych lub wręcz niepożądanych.

CZŁOWIEK  NIE  UMIERA  OD  CHORÓB,  A  OD  LEKARSTW.

Galen

I tu wreszcie zgodzę się  p. Aleksandrą Bismarck – najwyższy czas skończyć z tą BZDURĄ!  Pora skończyć z schizofrenicznym postępowaniem  na tym świecie. Tyle, że każde z nas ma co innego na myśli. Najwyższy czas uznać, że tzw. niekonwencjonalne, naturalne  metody leczenia są pełnowartościowe. Że  akademie medyczne powinny uczyć przyszłych lekarzy  tych metod.

Pora na podsumowanie:

„Sztuka medyczna jest jedna, ponieważ jest ona oparta na odwiecznych prawach natury, ale systemów opieki medycznej jest wiele. Inaczej być nie może, bowiem systemy zależą od panujących koncepcji i stanu wiedzy, na podstawie których zostały przyjęte.”(Christoph Wilhelm Hufeland, 1762-1836, słynny niemiecki lekarz, twórca makrobiotyki).

 

***

„Statki zmierzają na wschód lub zachód pchane tym samym wiatrem. To nie wiatr, lecz ustawienie żagli decyduje, dokąd płyną.” (Ella Wheeler Wilcom)

 

Jak są ustawione nasze żagle i kto je ustawia?

 

 

 

P.S.

Chcesz żyć. Nie jedz!

http://www.youtube.com/watch?v=4lpxM1gwmCg&feature=related

 

 

Janusz Dąbrowski