JustPaste.it

Góra Milczenia

Podróż to nie tylko przebyte kilometry – to także kilka kroków w głąb siebie.

Podróż to nie tylko przebyte kilometry – to także kilka kroków w głąb siebie.

 

Chyba każdy, kto lubi podróże, zna ten zew: „Rzuć wszystko! Jedź!”. Co prawda nie słuchamy go od razu, bo praca, obowiązki itd., ale ten zew wcale nie milknie, wręcz przeciwnie – wzmaga się i nie sposób go uciszyć. Oczywiście nie mam tu na myśli wycieczek typu all inclusiv polegających na kilkugodzinnym locie samolotem i zapłaceniu ciężkich pieniędzy po to tylko, żeby w trochę innej części globu leżeć plackiem na plaży, chlapać się w ciepłym morzu, żeby ktoś inny robił i podawał nam jedzenie (no i jeszcze zmywał) oraz wieczornym chlaniu do nieprzytomności i pijackich wygibasach do letnich kawałków, które tak naprawdę wcale nam się nie podobają. Proszę mnie źle nie zrozumieć – jeśli ktoś to lubi i chce za to zapłacić to bardzo dobrze – może w przyszłym roku splajtuje o połowę mniej biur podróży, ale to nie jest podróż – to jest wycieczka. Podróż to ten zew. Podróż to nie tylko przebyte kilometry – to także kilka kroków w głąb siebie. To czas wyjęty poza ramy codzienności, gdzie wszystko – miejsca, ludzie, architektura lub środowisko przyrodnicze, kultura i czasami język są inne. Można wtedy zagłębić się w siebie – co jest mną, co jest dla mnie obce i dziwne, co mi się podoba, a co nie? To też nauka. Powiedzenie: „Podróże kształcą” nie wzięło się z powietrza.

W przypadku mojej ostatniej podróży zew był gdzieś z tyłu głowy już jakiś czas i nie był zbyt uciążliwy do czasu, kiedy nie pojawiło się w moim umyśle miejsce, które zaczęło mnie przyciągać – Ślęża. Tylko tydzień zdołałem się oprzeć. Niektórzy mogą się w tym momencie uśmiechnąć: „Co? Jakiś pagórek wyskości 718 m. n. p. m. położony 34 kilometry od Wrocławia? Ale wyprawa!”. Dla mnie była to wyprawa na miarę mojej kieszeni i wolnego w pracy, które zdołałem uzyskać. Do samego Wrocławia przejechałem 491 kilometrów w ciągu 10-ciu godzin, kilka godzin na mieście i kolejna godzina oraz 34 kilometry do miasteczka Sobótka. (Sam nie wiem co wymaga więcej energii w czasie podróżowania – jedzenie czy nocleg). Jest to typowe, małe, poniemieckie miasteczko z niską zabudową i elegancko rozplanowane. Polski akcent to stan budynków popadających w ruinę. W tym miejscu chciałbym zareklamować małe muzeum, które znajduje się na ulicy świętego Jakuba, w centrum miasta. Szczególnie spodoba się antropologom, historykom i archeologom, ale na pewno ubogaci każdego ciekawego świata człowieka.

5ed99dae5e7c7716853ac80f75b1ce31.jpg

 

Sobótka - widok z ulicy świętego Jakuba.

Jak już pisałem – to nie była wycieczka, a prawie pielgrzymka. Miała nie tylko wymiar fizyczny – ruch w czasie i przestrzeni, ale także duchowy. Czas wyjazdu jest dla mnie czasem, kiedy podejmuję decyzje. Na Ślężę wchodziłem 16-tego sierpnia, więc dzień po tym, kiedy przewinęły się tam tabuny turystów. Nie spotkałem więc pań w szpilkach, ani panów w japonkach. Jak zaleca tradycja każdego mijanego człowieka witałem, a z niektórymi ponadto rozmawiałem (źli ludzie nie lubią chodzić po górach – banał, stereotyp – sprawdźcie to sami). Już od Wrocławia towarzyszyła mi książka (a telefon „poszedł spać”) - „Chata”, którą napisał William Paul Young. Ciekawa i ważna jest nie tylko jej treść, ale historia wydania – wydawnictwa religijne nie chciały jej wydać bo była zbyt laicka, wydawnictwa świeckie – bo zbyt religijna, więc autor, z pomocą przyjaciół, zaczął sprzedawać ją z garażu. Do dzisiaj sprzedało się już ponad 6 milionów egzemplarzy. Myślę, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto kiedykolwiek myślał o Bogu. „Jeśli miałbyś przeczytać w tym roku tylko jedną książkę – przeczytaj tą!”. Chwilę się wspinałem, a chwilę czytałem – próba uzyskania harmonii w wysilaniu ciała i umysłu.  

3b9cafc622e169393ddedb13552dbc70.jpg

 

Początek szlaku i Ślęża w tle.

5fb25125f446fefe16d59d5eb7145374.jpg

William Paul Young "Chata". Polecam

ef2e22531b1dcc011c2f9da718fe2861.jpg

 

Ślady po polskich turystach w rezerwacie

842dad51e753c64e8da020fcf75f980e.jpg

Po drodze wszędzie na polanach było po kilka biedronek na metr kwadratowy polany. Może powinni zmienić nazwę na Góra Biedronek?

 

Podejrzewałem to już w czasie podejścia, ale miałem zacząć na prawdę pojmować, kiedy zobaczyłem widok ze szczytu. Czas do zmroku spożytkowałem na doczytanie książki do końca – myślę, że nie mogło być lepszego miejsca do przeczytania, zrozumienia i odniesienia do własnego życia tego, co było mi wtedy dane. Po przerzuceniu ostatniej kartki skupiłem się tylko i wyłącznie na obserwowaniu pierwszych świateł rozbłyskających kilometry od Monte Silencii. Nie wiem, jak inni, którzy słyszą ten zew, ale spokój, który wtedy uzyskałem był nagrodą nawet zbyt wielką za dobę podążania za tym wezwaniem. Co prawda nie zrozumiałem, ani nie rozstrzygnąłem tych spraw, które mnie trapiły – poukładałem sobie w głowie inne (te, którymi się zamartwiałem wyjaśniłem w ciągu następnych dwóch dni), ale pewnie tego potrzebowałem bardziej.  

47265209e8cf094739976c9a3264d4ac.jpg

 

Panorama ze szczytu.

7ae9911f6803db6ec7d28e0b24632168.jpg

 

Widok ze szczytu o zmierzchu

 

Siedziałem, chłonąc ciszę, noc i dalekie światła, kiedy gdzieś w zaroślach usłyszałem jakieś piski – przyznam szczerze, że był to moment (jedyny), w której poczułem niepokój i lekki strach. Jak zawsze okazało się, że „strach ma wielkie oczy”. To tylko para kun patrolowała swoje terytorium. Bardzo żwawe i żywiołowe zwierzątka. Noc spędziłem na górze. Żaden namiot nie wchodził w grę, choć momentami trochę kropiło i pewnie przydałby mi się lepszy śpiwór, przystosowany do niższych temperatur, ale za to obudziłem się dość szybko, by zaobserwować poranne mgły i wyruszyć w dalszą drogę.

848fe9c77914732159ac32fb4aa5be60.jpg

 

"Cold ground was my bed last night, my bed last night and rock was my pillow too..."

Gdzie? Przed siebie! Dalsza część tego wyjazdu nie była już tak uduchowiona, ale nie mniej ciekawa i zawierała więcej postaci pierwszoplanowych, ale to już inna historia...

9b6bd18f4b39b2c13c440d6c17e5b03b.jpg

 

Choć mgła - Prowadź, słucham Twego głosu