Ostatnio chyba słucham za dużo hip hopu i rymy mi się zmieniły.
I, że nie ma miłości - zaczynam spiewać,
a alkohol to wszystko, czego mi trzeba.
Moim domem na zawsze będzie gleba
i co bym nie zrobił – nigdy nie sięgnę nieba.
Jestem tym, który wybrał wieczną wegetację,
a cały świat dzisiaj przyznaje mi rację.
Czołgaj się, wierzgaj, pij i pluj -
bo świat miłości nigdy nie będzie twój.
Wygrałem? Co? Bez uczuć życie wieczne!
Bez steru i wszystkie wiatry są sprzeczne.
Wszyscy nurzamy się w szarym pyle
i śnimy, że gdzieś tam żyją motyle.
Więc podaj mi dłoń, pomóż mi dźwigać -
może potem ja tobie do czegoś się przydam.
Przeklinajmy ten świat w miejscach kultu -
bo nasze serca i tak nie podniosą buntu.
Wszyscy jesteśmy rodziną w cierpieniu,
wszyscy marzymy o tym płomieniu.
Jak feniksy czekamy dnia spopielenia,
choć dzień po dniu nic się nie zmienia.
Odradzamy się co dzień, co dzień niekompletni
głusi na głosik: „Żyły podetnij!”
Na wszystko głusi, nieczuli i ślepi.
Wierzę jeszcze, że będzie lepiej?
Nie ma prawdy – nie ma miłości,
nie ma sensu czegokolwiek zazdrościć.
Nie dostaniemy skrzydeł, przestań się łudzić!
Nawet nie możemy się już bardziej zabrudzić...
Dopóki nie kochasz to cię na prawdę nie ma -
nawet bilion dolarów tego nie zmienia.
Nic tak naprawdę nie jest moje czy twoje -
nawet nie twarze, które zmieniamy jak stroje.
Czołgaj się, wierzgaj, pij, płacz i piszcz,
a gdy już nie wytrzymasz – wtedy coś zniszcz.
Nie ma złych ludzi, są tylko nieszczęśliwi...
Mam nadzieję, że jeszcze będziemy prawdziwi!