JustPaste.it

Nic czyli dekadentyzm współczesny

Jeśli nie dam rady to ucieknę. Znów.

Schowam się przed światem, przed tym całym syfem, który coraz bardziej, coraz częściej i coraz mocniej daje o sobie znać. W duchocie i smrodzie nie dam rady oddychać, nie dam rady napełnić płuc czystym i lekkim powietrzem, powietrzem dającym prawdziwe życie, a nie zaledwie jego marną część. Pół żyję w półświecie.

Czuję jak uchodzi ze mnie życie. Czuję jak ulatują ze mnie słowa, słowa, którymi kiedyś opisywałam tak wiele, uczucia, emocje, rzeczywistość. Teraz te słowa są dla mnie zaledwie, albo i aż nieuchwytnym marzeniem. Ucieka mi wszystko. Wymyka się przez palce, spod palców lekko i bezwładnie, jakby w namyśle, spoczywających na klawiaturze. Niegdyś słyszałam stukot, melodię z liter, melodię liter tworzoną stanowczym i szybkich ruchem – ruchem z uczucia, z emocji - melodię płynącą ze mnie. Teraz wszystko jakby stoi. Teraz jakby żyję. Teraz jakby jestem. Trwam. Jakby nic. Jakby...

Tęsknię za czymś, za czymś czego nigdy nie miałam, czego nigdy nie doświadczyłam. Nie znam, ale tęsknię. Czuję brak, czuję pustkę. Czuję smród życia. Pachniało...Nie wolno żyć przeszłością, ale zapach niedalekiej przeszłości jakby...

Jakby jestem...

Jakby to wszystko nadal pachniało, gdzieś, daleko...Ucieka, nie da się dogonić.

Rozdarłam swą sosnę, została mi z niej marna gałązka, jakby jedliny, jakby sosna. Jakby. Wszystko jakby jest...

Nie wiem co robić. Ta sosna jakby nie jest tym czym powinna być. Bo nie wiem. Jest tylko jedno nie wiem. Nie dwa, nie trzy...

Symbol nie na miejscu...Żeromski powstydziłby się moich odwołań. Dzikich, nic nie znaczących. Chaotycznych. Głupich. Zresztą dlaczego miałby się wstydzić mnie, za mnie?

Rybak i Wenus z Milo stoją naprzeciw siebie.

Wenus patrzy mi w oczy, bo nie może rybakowi. Jest piękna, tak piękny mógłby być świat i rząd.

Daj mi rząd dusz!

Nie może rybakowi, bo to uwłaczałoby jej godności, szargałoby jej opinię – opinię o niej samej jako bogini godnej najwyższych zaszczytów.

Zapach fiołków i smród zgnilizny.

Piękno i brzydota.

Coś i nic.

Ona i on, i ja, i moją gałązka.

Śniłam kiedyś piękny sen. Tak bardzo niezwykły. Rzadki. To był tylko sen, choć niektórzy przeżyli mój sen na jawie. Doświadczyli mojego snu. Ukradli go. Wydarli mi go.

Poczuli

Dotknęli.

Śniła mi się miłość. Prawdziwa miłość. Taka, co nie zazdrościła. Nie szukała poklasku. Po prostu miłość, kochanie, uczucie najczystsze, najprawdziwsze. Miłość najszczersza, najgłębsza, głębsza niż grób.

Miłość była moja. Była dla mnie, tylko dla mnie.

Przytuliła mocno z miłością. Silnym ramieniem. Patrzyła mi w oczy z miłością. Nikt nigdy nie tulił mnie z miłością. Nikt nie patrzył z tę samą miłością, miłością godną...może nie godną.

Śniła mi się miłość, a potem nie było już nic.

Zniknął uścisk

Sosna

Wenus

Cel

Sens...

Bez rąk, a piękna...Tylko ona...