JustPaste.it

Najlepsza inwestycja, to ta we własne szczęście

W marzeniach najlepsze jest to, że możemy je w każdej chwili spełnić. Trzeba mieć tylko odwagę, by wyciągnąć po nie ręce.

W marzeniach najlepsze jest to, że możemy je w każdej chwili spełnić. Trzeba mieć tylko odwagę, by wyciągnąć po nie ręce.

 

d336751880f8dc2c7209e1eab7a716b8.jpgSzkolne spotkanie po latach. Nie powiem, denerwowałam się jak diabli. Ale niepotrzebnie, bo widok znajomych twarzy rozpuścił wszystkie obawy. Rozmawiałyśmy jak za starych dobrych lat. Beztrosko, o wszystkim i o niczym. Spotkanie toczyło się w najlepsze, gdy znienacka otworzyły się drzwi. Stanęła w nich moja najlepsza przyjaciółka ze szkolnej ławy – Renata. Kurczę, nic się nie zmieniła. Na pierwszy rzut oka było widać, że promienieje. Elegancka, zadbana, wesoła, z błyskiem w oku. Zaczęła opowiadać co u niej, że razem z mężem prowadzą rodzinny biznes cukierniczy, przy czym, obrotny Tomek spełnia się grając dodatkowo na giełdzie. Odkąd pamiętam, Renia uwielbiała piec ciastka i babeczki. Teraz robi to co kocha, jeszcze do tego całkiem nieźle zarabia, bo firma zaczęła się rozrastać.

Pomnażaj szczęście

Podczas, gdy Renia rozwijała osobistą historię, zaczęłam jej zazdrościć, nie wiem czego bardziej – dochodowej pasji, czy wyglądu – któraś przerwała marzycielsko: „Dziewczyny, a co byście zrobiły, gdybyście wygrały szóstkę w totka?” „Ja bym poszła na mega zakupy” – rozpłynęła się Krystyna. „Tak, tak, wykupiłabym całego Rossmana, a potem wyjechała na egzotyczne wakacje” – zawtórowała Danka. Zadumę przerwała Renata: „Gdybym wygrała, kupiłabym nowy sprzęt do cukierni. No, może pokusiłabym się jeszcze o kilka par butów. To moja największa słabość, tuż po ciastkach”, wyrecytowała z ujmującym uśmiechem. Co za samodyscyplina, tylko pozazdrościć, pomyślałam. Chyba wszystkie tak pomyślałyśmy, bo Renia zaraz dodała: „Zboczenie pasjonata. Jak już się czemuś oddaję, to w całości. Poza tym pieniądze lubią przemyślane inwestycje. Tylko wtedy dają się pomnożyć. Mąż mi to w kółko powtarza, więc coś w tym musi być”. No tak, kasa, którą wydałam ostatnio na furę ciuchów, nijak nie chciała się rozmnożyć. Może powinnam wziąć kilka lekcji od Reni? Bo jak tak na nią patrzę, to świta mi w głowie, że choć pieniądze szczęścia nie dają, jak to ludowa mądrość głosi, za to ich pomnażanie – mnóstwo satysfakcji. Nie musiałam prosić o indywidualne lekcje, bo poczciwa Renia zaprosiła nas na przyszły piątek do siebie. „Ale będę miała pole do obserwacji”, pomyślałam i już zaczęłam planować, o co ją zapytam.

Alicja w krainie luksusu

Gdy całą paczką stawiłyśmy się pod domem Reni, oczy miałyśmy jak pięć złotych. „Wow, ale klasa, budynek w zacisznym miejscu, jednocześnie za rogiem głównej ulicy. To tak się w ogóle da?” – wymamrotała Krystyna. Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym, a teraz byłam pod wrażeniem połączenia owych sprzeczności. Ale to był dopiero początek naszego zdziwienia. Gdy zobaczyłyśmy wszystkie udogodnienia lokalowe: podziemne garaże, klimatyzacja, SPA, siłownia oraz konsjerż, który na życzenie zdejmie gwiazdkę z nieba, wmurowało nas totalnie. Bo jak to się ma do kawałka zieleni, miejsca parkingowego i windy, które jeszcze kilka lat temu były szczytem luksusu, gdy kupowałam swoje mieszkanie?

Renia, znana ze swojego żywiołowego usposobienia, już czekała na nas na dole, z uśmiechem od ucha do ucha. „Chodźcie na górę, będziemy imprezować”, zaszczebiotała. A tuż za nią, pan z recepcji, może już nie jak skowronek, zapytał czy czegoś nie potrzebujemy na wieczór?(!) Mało tego, że poczułam się jak na wakacjach. Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatnio zapytał mnie, czy JA czegoś przypadkiem nie potrzebuję! Wzruszona pomyślałam, że to lepsze niż terapia.

Królestwo i stacja badawcza w jednym

Renia z radością wprowadziła nas do swojego królestwa. Było to królestwo dosłownie i w przenośni. Miała tam mnóstwo bibelotów, od których w oczach się mieniło. Ja u siebie nie mam nawet miejsca na choinkę w święta, a tu proszę – stylowe meble, piękne obrazy, ceramika, pamiątki… Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że może warto by było zamienić mieszkanie na większe… Gdybym powiedziała dzieciom o choince, a mężowi o przestronnym balkonie, myślę, że sami by zaczęli wertować oferty. Z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk Marty: „Gdyby mój syn zobaczył te wszystkie przyciski, to oszalałby ze szczęścia. Istna stacja badawcza”. Na co Renia zaczęła nam tłumaczyć, jakie to pomocne rozwiązanie. Że można temperaturę i światło ustawiać zdalnie, np. będąc w pracy. „Muszę powiedzieć o tym mojemu Mirkowi, bo zawsze zostawia zapalone światło w przedpokoju. A później się dziwi, jak przychodzą rachunki”, wtrąciła Ewa. „No i jak wyjedziemy na dłużej to złodziej nie wejdzie, gdy światło będzie się palić wieczorami, wtrąciła Renia. Teraz, planujemy z Tomkiem przeprowadzić się do Rezydencji Foksal, a to mieszkanie będziemy wynajmować, bo to przecież najlepsza inwestycja. Może któraś z was się zdecyduje? – rzuciła mimochodem i kontynuowała: Bardzo się cieszę z tej przeprowadzki, nareszcie będę miała wszędzie blisko, a Tomek już zupełnie stracił głowę, bo w budynku jest kort do squasha, a to jego największa pasja”.

Luksus wczoraj i dziś

Ponieważ słuchałyśmy jak zaklęte, nasza gospodyni zaczęła opowiadać, że takich apartamentów jest w Polsce coraz więcej. Nie to, co 30 lat temu, kiedy luksus kojarzono z Zachodem i Pewexami. Dziś, w centrum każdego większego miasta jest przynajmniej kilka takich apartamentowców. Chwilę potem rozpłynęła się w opowieściach o nowej recepturze na pierniki. Wiedziałyśmy, że prędzej czy później ten temat zostanie poruszony. Właściwie nawet na to liczyłyśmy, bo Renia i jej receptury to istne niebo w gębie. Gdy tak słodko sobie gaworzyłyśmy, przepracowałyśmy niejedną recepturę i filiżankę kawy. W życiu nie sądziłam, że po tym, co usłyszałam o copy luwak, wezmę ją do ust. Tymczasem z miejsca stałam się jej wielką fanką. No cóż, przynajmniej wiem, co zażyczę sobie od teściów na rocznicę…

Teraz moja kolej

Spotkanie było tak sympatyczne, że czas upłynął nie wiadomo kiedy. Po dawce pozytywnej energii, z żalem żegnałam uśmiechniętą Renię i kolorowe zakamarki jej królestwa. Może wstyd się przyznać, ale momentami czułam się tam jak u siebie. Piękne obrazy na ścianach i cudny widok na okolicę z okna w sypialni, no i niby w centrum, ale z dala od zgiełku miasta... Zawsze marzyłam o takim azylu. Kontemplując dzisiejszy wieczór, nawet nie wiem kiedy, stanęłam przed kioskiem. „Na chybił trafił poproszę”. A nóż będę miała szczęście i wreszcie zmaterializuje się ten mój wymarzony azyl? Marzenia się przecież spełniają. Moja przyjaciółka jest tego najlepszym przykładem.