JustPaste.it

Podnosiłaś z krawężnika

Walczyłem o sprawiedliwość i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle!

Walczyłem o sprawiedliwość i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle!

 

 

Człowiek rodzi się by umrzeć,puki  zasmakuje   życia  ,a już nogami do przodu w bombonierce  niosą ,że  tak krótkie i  różne , nie sposób  opisać, ale różnice rasowe,religijne są źródłem  jego   nieszczęść, świat konfliktują,a mafie finansowe na tym  żerują i  bezlitośnie dławią    lud, ,nie zdawałem z tego sprawy i goniłem za mitem sprawiedliwości trwoniąc młodość, wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle,rozczarowanie topiłem w alkoholu, dzięki twojej pomocy wyrwałem się z jego szponów,a doświadczenia są teraz kryterium mojej prawdy , na nich kleję lad , czy jest miejsce w nim i dla ciebie  pytałem, kiedy nałóg    jeszcze dręczył,  a byłaś wtedy  daleko,oddech twój czułem   jednak na twarzy ,błądziłem  marzeniami po twoich wzgórzach i  dolinkach,jak wtedy ,gdy tylko   my i wiatr znad morza był, a teraz uczynię wszystko żebyś była  zadowolona.  tylko wróć,. i bądź  początkiem i końcem  i wszystkim ,wszystkim,a stanę się człowiekiem w twoim stylu na zawsze!

Głuche telefony  twoje  prowadziły  do  knajpy , bufetowa kieliszki podawała,, wódka nie zdradza,a wigoru dodaje-mówiła wypinając biust i zachęcała do picia,na jednej kobiecie świat nie kończy gruchała, piłem i myślałem o tobie , nie nawiedziłem siebie za brak silnej woli, w lustrze zblazowaną,opuchniętą twarz swoją widziałem, ,wódka nas rozdzielał ,produkowała urojonych kochanków i wzbudzała   o nich  zazdrość .

Od euforii do śpiączki,od śpiączki do butelki upływało życie, białe myszki   już przewracały kieliszki, uciekałem do  knajpy,  z obnażonym biustem, w milczeniu lekarstwo na kaca dawała ,drżącą ręką wychylałem i prosiłem o jeszcze . Nie chciałem,a chlałem i ZNóW EUFORIA ,a wewnętrzny głos błagał"nie pij,nie pij" i całowałem w myślach twoje oczy we-łzach,bo ty mówiłaś te słowa wiele ,wiele razy i przysięgałem" wtedy nigdy więcej nie wypiję" ,a piłem na drugą nóżkę,by lepiej się szło”

Miałeś  mnie   wtedy po czubki w nosie,pocztówkę przysłałaś "Nic dwa razy się nie zdarza" czytałem  w knajpie i bełkotałem ,ze  najlepiej się chla ,gdy powód się ma. Wznosiłem toasty za tych co na morzu,za rywali,przyjaciół i wrogów. za kurwy i cnotliwe zony. Zbawienna śpiączka ,jak anioł śmierci  zamykała oczy. Pijanego taksiarz wyrzucał pod bramą posesji. Pies skomlał,a brzózka przy bramie

szumiała i załamywała jakoby matka dłonie- toczyłem si ę tak w czeluści nihilizmu i przeklinałem dzień,w którym ujrzałem ciebie..a ty nawet we snach zamroczonych pachniałaś ogrodem marzeń,a dłonie pieściły , zrywały ze snu ,a butelka na stole stała, i niby harfa pożądaniem grała .

Dziś na nim kwiaty dla ciebie , a  ty harfą   i  ogrodem marzeń i wszystkim wszystkim! Czy jesteś spełniona,tego nie wiem,ale dla poematem ,Marią Magdaleną jesteś,w galerii świata piękniejszej nie ma, przy tobie Chrystusem się staje i nie pozwolę kamieniować nas za przeszłość! Co było,a nie jest nie piszę w rejestr , garściami biorę czas,który łączy nas ,a że   czegoś zawsze będzie brak, nie ma doskonałych na tym świecie, nie ma ,bóg nawet starość schrzanił, kiepskie parametry Adamowi sprawił i wygnał z raju za swoje brakoróbstwo,bądźmy więc razem i osobno, jak ósemka, złączone nasze światy jednym punkcikiem , nie pod jednym dachem- -niech trwają, jak mąż z żoną żyć nie chcemy, znamy to aż nadto , na szczęście nie ma gotowej recepty nie ma, a książkowa sztuka kochania,to zabawa dla małolatów, a nasza tkwi w ósemce,wypracowanej na drodze ciernistej i dla tego tak zmierzamy ku nieznanej przyszłości z otwartą przyłbica i wiemy, że nie metryka się liczy,a hardość ducha ,dzięki temu zmieniliśmy wspomnienie o przeszłości,a na stereotypach sprawiedliwości i prawdy zakwitły róże naszej przyjaźni .

,kto pil wie,rozwód z wódką ,trudniejszy niż z żoną  ,cierpienie i rozkosz krzyżowały szpady,a miłość chodziła krętymi ścieżkami,zamieniała się w nienawiść i zdradę. Nie widziałem  i  nie poznałem siebie.,do końca  życie  nie spotkać siebie  to   żałosne powiedziałem kiedyś ,a ty w tym pomogłaś, I wtedy zrozumiałem,że mój los w moich dłoniach, jak się pościelę tak się wyśpię., na chwiejnych nogach ruszyłem ku trzeźwości. Piekielne ognie paliły wnętrzności i myśli kołatały okół butelki, ze snu zrywały. Chroniczny brak alkoholu, to niewysłowiona męczarnia alkoholika,co się straciło przez wódkę,co tracą przez nią,ile fajnych facetów w niej się topi co dziennie,głowa mała, wówczas ta prawda docierała do moje mózgownicy jak zwiastun wiosny, stanowcza abstynencja,to jakby zmartwychwstanie ,łączy serce z rozumem ,daje klucz do podejmowania decyzji na nowy scenariusz życia.I w tym twoja,  zbawienna i ogromna zasługa.I chociaż rzucałaś mnie na amen,pisałaś" Nic dwa razy się nie zdarza",,ale wracałaś, kiedy wstać nie mogłem , podnosiłaś z krawężnika,a teraz nierozerwalną polówką ósemki z jednym wspólnym punkcikiem tylko jesteś, zwichrowany mój świat on łączy z tobą .  I to radość ogromna,w  jesieni mojego żyć pachniesz wiosną,że nawet zal do boga znika za spartaczoną starość.  Dzięki tobie , bez konfesjonału , w pokorze i zadumie wyspowiadałem się pod drzewkiem  w puszczy  , obnażyłem    przeszłość  ąż do bólu to gwarancja zmiany  zachowań,uczyniłem to  inni   to  tez  opowiadali , ale  nie do końca jak od butelki do drzwi bez klamek szli ,a  powrót  do normalności była golgotą, dla wielu kończył się klęską, postępująca ,nieuleczalna, prowadząca do śmierci choroba,była silniejsza od ich woli, nie odbili się od dna  ,nie powiedzieli kategorycznie „nie piję” . Nabuzowani przy sklepie monopolowym znów wołali, daj na ćwiartkę!. Minęło   wiele lat ,a słyszę ich ,gdy widzę podobnych ,na kaczych nogach skomlą „daj na piwko” . Swat  się nie zmienił,że nie piję i nie mam zamiaru go już zmieniać więcej jak wtedy gdy wierzyłem w mity, czas ucieka niby mak z dziurowego garnka,każda chwila na wagę złota,w polówce ósemki jak najdłuższy tylko pragnę być z tobą!