JustPaste.it

Czy możliwe jest poznanie siebie?

Czy uważasz Czytelniku, że możesz osiągnąć poznanie siebie, które będzie zupełne i adekwatne do doświadczenia i do twoich oczekiwań?

Czy uważasz Czytelniku, że możesz osiągnąć poznanie siebie, które będzie zupełne i adekwatne do doświadczenia i do twoich oczekiwań?

 

Czy uważasz Czytelniku, że możesz osiągnąć poznanie siebie, które będzie zupełne i adekwatne do doświadczenia i do twoich oczekiwań?

Ogólnie, nauka twierdzi, że nie jest to możliwe. Choć nie ma na to dowodów! Takie zagadnienie, o tyle ile się orientuję, nie jest nawet poważnie rozważane w nauce. Ale można tu zapytać, co robi filozofia i psychologia, jeśli nie ‘poznanie siebie’, poznanie filozofującego człowieka, psyche. Albo znamy „Poznaj siebie!” pochodzące, choćby od Sokratesa czy św. Augustyna. Mamy także… wskazówki? Świadectwa(?), poznania siebie pochodzące z dalekiego wschodu, a nawet z bliskiego. Budda miał poznać siebie, jego nauki mają stanowić wskazówkę kierującą na poznanie siebie, a nie tylko Budda świadczy o mądrości buddyzmu. Sporo „buddów” jest w tej religii, choć stoją w cieniu pierwszego. Ta cała rzesza Oświeconych z Indii, z rozmaitych odłamów religijnych, tradycji mistycznych. Trudno wymieniać joginów z imion, choć wielu można znaleźć, o których opowieści w drodze do nas z dalekiego wschodu „zmutowały”, mówią o jarmarcznych sztuczkach joginów-fakirów, czyniących coś nadzwyczajnego ze sobą dzięki poznaniu, że mogą. Ale gdy zaglądamy w ich nauki to, na przykład jogę zaczynamy traktować serio. Filozofia choć nie tak jak nasza konsekwentna w wyjaśnianiu twierdzeń, jednak wzbudza zdziwienie wiedzą, która tłumaczy Jedność i transcendencję. A Jezus? Czy można taki dwu tysiącletni „numer z krzyżem” zrobić nie znając, ile zrobić się potrafi?

Świadectw jest aż nadto, ale wciąż odbiera im się wiarygodność. A jeśli już nie można tym szczegółowym, to w ogóle twierdzi się, że poznać się nie sposób. Choć nie wiadomo dlaczego. Można dalej naciskać, pytać, co mówił, na przykład Schopenhauer pod wpływem buddyzmu, o Wyzwoleniu. Albo ten nietzscheański Nadczłowiek, Wyzwolony, ten, który przekracza ludzi zniewolonych? Nietzsche nad nim się tak egzaltował i może od pędu ku temu zwariował. Poza tym czy fenomenologia nie uzyskuje przypadkiem poznania siebie? Psychoanaliza? Psychologia głębi? Każda inna nauka czy czegoś nie mówi o człowieku? Czy to wszystko, co w ogóle robimy, czy nie jest to przypadkiem poznanie siebie?

Jest taki bezpośredni argument na tę niejasną naukową tezę o braku samopoznania, brzmi on: Czy ten, kto nie poznał jeszcze siebie, może mówić, że nie sposób tego uczynić? Przecież nie poznał. Jest w drodze…, a dowodu odwrotnego też nie ma. Tylko sceptycyzm, to przecież za mało, aby zatrzymać nas, cywilizację w biegu, rzekłbym ku samopoznaniu, bo tak to postrzegam.

Co mamy za?

Kiedy spoglądamy w lustro dokonujemy aktu poznawczego, coś o sobie poznajemy. Poznajemy czy to, co widzimy jest tym, w czym na pewno dobrze się czujemy i czy wygląda dobrze. Poznajemy czy to „o nas”, w nas ukryte, pozwala się na chwilę, trochę do światła wydobyć i porównać z odbiciem w lustrze. Aby przez identyfikację i odkrycie nieuświadomionego podobieństwa uznać, że to, co w lustrze jest ładne, budzi dobre samopoczucie, że to Prawda i Dobro. Albo odwrotnie wymaga zmiany, dalszego poszukiwania siebie. W czym? W tym prostym banale, jakim jest odzież, uczesanie itp., to, co oglądamy w lustrze.

Dzieje się to także ze strony doświadczenia, gdy starając się uczynić coś, nie udaje się to. Dowiadujemy się, że coś z naszą wiedzą o nas i doświadczeniu jest nie tak. Dowiadujemy się, że nasze przeświadczenie o tym, iż wie się, jak coś uczynić, i że ma się odpowiednią wiedzę do tego upada. Poznajemy siebie, choć raczej niezbyt przyjemnie. Można tu użyć jaskrawego przykładu, powtarzającego się nieustępliwie przez każde pokolenie. Młodzież szuka styczności z tym, co dorośli zakazują, eksperymentuje, aby przesadzając poznać, że ‘nie chce takiego siebie’, wyrasta zdrowy człowiek, staje się dorosły i zakazuje, bo posiadł już daną wiedzę o sobie.

Poznajemy także siebie dzięki pośrednictwu innych ludzi, gdy ci mówią nam coś o nas lub radzą coś lepszego, wskazując tym, że wiedzą, o nas, od nas coś więcej i wiedzą lepiej, co dla nas dobre. Jakby mówili, że jest jakaś ogólna wiedza o człowieku, Prawda i Dobro odpowiednie dla każdego, ‘poznanie siebie’ na ileś już jasne i wiadome.

Poznajemy także siebie w „czystych” aktach refleksji, gdy się nad sobą namyślamy w oderwaniu od doświadczenia. Czy to refleksja nad życiem, pewnym szeregiem ostatnich doświadczeń i własnym samopoczuciem w nich, nad tym czy takie coś jest chciane. Są też refleksje bardzie wyabstrahowane, niektóre potężne, podnoszące umysł człowieka na wyższy poziom. Spostrzega się pewną syntezę wiedzy, powtarzających się zdarzeń, różnych i oderwanych od siebie na własny temat i świata, gdzie dotyka się czegoś bardzo ogólnego o sobie, wyabstrahowanego jak nigdy dotąd. Albo te „czyste” oderwane refleksje nad samą świadomością, która sam siebie w nich postrzega, to poznanie skierowane na poznającego, refleksje nad samym sobą, umysłem.

W każdym z tych przypadków coś o sobie poznajemy, zbieramy „ziarnko do ziarnka”. Dzięki temu „zbieractwu” wiemy o sobie w późniejszym i nawet aktualnym wieku więcej. Wiemy wciąż lepiej, co sprawia nam przyjemność, czego szukamy, czego unikamy. Zbierając o sobie wiedzę wiemy wciąż więcej o tym, do czego jesteśmy zdolni, co potrafimy. Zdobywana wiedza pozwala nam dokonywać coraz lepszych i trafniejszych wyborów, w których unikamy tego, czego nie chcemy, a co poznaliśmy jako takie wcześniej. Potrafimy w ten sposób osiągnąć coś lepiej i przyjemniej niż za pierwszym razem, kiedy się jeszcze „potykaliśmy”. Poznaliśmy tu, zatem to o sobie, że nie lubimy się potykać i to, że potrafimy lepiej.

Zbierając „ziarnka” o sobie i w procesie życia budując opinię o sobie, i będąc przy tym obiektywnymi, starając się nie okłamywać samych siebie. Nawet świadomie odszukując w sobie sytuacje, treści, w których siebie okłamujemy... tak poznajemy siebie.

Nie ma tu argumentu na to, że nie możemy poznać siebie w wyższy sposób, w jakiś skończony, wypełniony. Natomiast wciąż zdarzające się jednorazowe ‘poznania siebie’, te przykładowe, świadczą o tym, że poruszamy się do przodu, ku lepiej i więcej. To argument na to, że można. Zapytać tu można, czy jesteśmy skończeni czy nieskończeni? Bo czy poznając siebie, możemy wypełnić ten proces, czy rozciągnąć go w nieskończoność. A jeśliby się okazało, że jesteśmy nieskończeni w tym naszym duchowym, bo mentalnym, nie materialnym życiu jako podmiot. Czy pomimo nieskończoności możliwe są w niej jakościowe skoki? To wypełnienie właśnie, które i tak rozwija się w nieskończoność.

Przecież gdyby się dobrze zorientować, czego się szuka i chce, i zorientować się, co się potrafi, i uczynić to tak, ażeby mało zaskakiwało. Byłoby to świadectwem osiągnięcia pewnej zupełności. To było by już poznanie siebie, orientować się, co do swoich pragnień w każdej sytuacji i zdolności do ich realizacji.  

Nie można twierdzić, że nie można poznać siebie. Może w stanie przed nie można twierdzić, że jest on pewny. Ale pewne jest to, że siebie poznajemy, jesteśmy wszyscy jednocześnie we własnych procesach poznania siebie i uczestniczymy w jednym globalnym dotyczącym nas wszystkich.

 

 

Źródło: http://sites.google.com/site/samoswiadomosc/

Licencja: Creative Commons