JustPaste.it

"Chinatown, czylli Polacy nie gęsi"

Krótko o języku. Jako przeciętniak chciałbym ustrzec się prawienia morałów i wnikliwych analiz. Niech będzie przyziemnie.

Krótko o języku. Jako przeciętniak chciałbym ustrzec się prawienia morałów i wnikliwych analiz. Niech będzie przyziemnie.

 

Większość dzisiejszego świata wyprodukowano w Chinach. Torebki, zabawki, kapelusze, kosmetyki. Lśniące jak na Manhattanie sklepy z pamiątkami przyciągają turystów tym całym kiczem i doszło do tego, że nawet plastikowa replika Statuy Wolności jest „made in China”. Żeby to poczuć nie trzeba wcale jechać na Chinatown. Ja pojechałem, ale z dystansem i rezerwą cierpliwości dla ulicznych naganiaczy, krzykaczy i przekup. Coś jednak zawiodło. Intuicja? Zdrowy rozsądek? To nieistotne. Mój zakup- Burberry London wonią przypomina coś w stylu czerwonego Lacoste z domieszką kostki do kibla, kosztował 17 $ i będzie nauczką na przyszłość- nie kupować nic na Chinatown, a przede wszystkim perfum.

Zapożyczenia językowe są nieodłączną częścią slangu- no właśnie. To jak mówimy różni się zdecydowanie od słownikowych definicji wyrazów i od czasu do czasu natrafimy na coś, co pachnie angielszczyzną, czy francuszczyzną, chytrze przemyconą do typowo Polskiej, językowej codzienności. Ja, chcąc ustrzec współplemieńców przed niefortunnym zakupem nadziałem się na dziwnie śmierdzącą formę- perfumów. Na szczęście komputerowy strażnik językowy podkreślił czerwonym zygzakiem to ustrojstwo, co skłoniło mnie najpierw do przejrzenia czeluści forów internetowych i słowników online w poszukiwaniu wyczerpującej definicji, a następnie doprowadziło do nieco dalej idących wniosków- jak buduje się te programy, co wiedzą co i jak pisać się powinno. Większość z nas używa „Worda”, bo to łatwe, bo uczą w szkole, bo można nie płacić i nie wypada nie używać. Ale taki program przecież sam się nie napisał, ktoś musiał zawrzeć w nim te wszystkie słowa z tymi wszystkimi rodzajami, odmianami, przypadkami i ortografią. Jest tego tyle, że ciężko zabrać się do choć szczątkowej analizy i jakoś ugryźć to jabłko. Przyjmijmy więc za pewnik, że mamy do czynienia z czymś wielkim, nieprzeciętnym i choć w jakimś stopniu uczącym nas pisać tak, jak się powinno. I to wszystko na co dzień, w zasięgu ręki i wzroku. To efekt dziesiątek godzin pracy, którą wypadałby uszanować. I to nie tylko kupując oryginalny pakiet Office, wszak nie każdego na to stać- takie czasy.  

Ogrom języka Polskiego poznajemy wówczas gdy używamy innego. Polski jest plastyczny w swych końcówkach, słowotwórstwo to jazda bez trzymanki, a 7 przypadków to katorga dla obcokrajowców chcących posiąść naszą mowę ojczystą. Oczywiście jest jeszcze Chiński, ale to zupełnie inna para kaloszy- made in China. Podobno Fiński jest równie wymagający, ale jak wspaniale brzmi- muzykalnie, harmonijnie i tak bardzo niepodobnie do reszty. My jednak mówimy po Polsku, a to jak mówimy świadczy o nas samych. Nikt nie ustrzeże się oczywiście błędów, bo doskonałość nie istnieje, ale przecież można dbać o to, by niedociągnięć było jak najmniej. Językowe podróbki zostawmy na bazarze- może ktoś to kupi i zrozumie, że oryginał jest jeden.