JustPaste.it

Powrót Smudy? Lato nadal prezesem? Jestem na tak!

Joanna Mucha być może jutro nie będzie ministrem sportu. Jeśli tak się stanie to polski sport zyska. Jeśli nie, to Lato powinien zostać a Smuda wrócić. Jak się bawić to na całego.

Joanna Mucha być może jutro nie będzie ministrem sportu. Jeśli tak się stanie to polski sport zyska. Jeśli nie, to Lato powinien zostać a Smuda wrócić. Jak się bawić to na całego.

 

Co powiecie, żeby Franciszek Smuda wrócił na fotel selekcjonera reprezentacji Polski. To całkiem rozsądne rozwiązanie patrząc na fakt, że prezesem PZPN wciąż jest (choć już niedługo) Grzegorz Lato. Zresztą to nic strasznego, jeśli spojrzeć szczebel wyżej. Wszystko jest możliwe, dopóki ministrem sportu pozostaje Joanna Mucha. Kto wie, może kiedyś nawet na stadionie Narodowym w środku lata odbędzie się mecz III ligi hokeja na lodzie, oczywiście przy zamkniętym dachu.

Uprzedzam, że zanim wszyscy Czytelnicy ukrzyżują mnie w komentarzach po przeczytaniu pierwszego zdania wstępu, warto przeczytać dalszą część. Otóż przyjęło się mówić, że w Polsce nie jest normalnie. Lecz wydaje się, że normę stanowi ogól a nie margines. Skoro więc większość osób zarządzających sportem wystawia nas na pośmiewisko, to właśnie ten kabaret jest czymś zwyczajnym. Śmiesznie byłoby wtedy, gdyby nie było się z czego śmiać.

W ostatnim czasie wszyscy chętnie doszukują się winnego w osobie Grzegorza Lato i niezwykle medialnej organizacji, zwanej Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Jednak ostatnie wydarzenia, związane z meczem Polski z Anglią nie obciążają niezwykle lubianego przez dziennikarzy prezesa. Tej winy nie można też zrzucić na Franciszka Smudę, choć może gdyby nie wprawiał osób decydujących w osłupienie każdą kolejną wypowiedzią na mistrzostwach Europy, to może Ci szybciej otrząsnęliby się po porażce i zaczęli podejmować właściwe decyzję. W ogóle w tej sytuacji trudno jednogłośnie wskazać osobę odpowiedzialną, bo niby zawinił delegat, niby NCS, trochę ministerstwo sportu, a znajdą się też pewnie oskarżenia w kierunku architektów, budowlańców, dostawców pizzy, którzy nie zrealizowali zamówienia na czas, czy sprzątaczek, które nie posprzątały wystarczająco dokładnie w czasie prac no i w efekcie dachu nie można rozsunąć w czasie deszczu. Ktokolwiek zawinił, kompromitacja jest kompromitacją. Problem jest jednak nieco szerszy niż jedna wpadka, bo tych mamy ostatnio więcej niż Rosjanie zapasów wódki.

W polskim sporcie zadomowił się dziwny stwór przypominający trzygłową hydrę. Pierwsza, najważniejsza głowa ma twarz minister (nazywanie jej ministrą jest brakiem szacunku do języka polskiego) sportu. Ta twarz pod względem wizualnym prezentuje się nawet całkiem nieźle, jednak zawartość głowy stoi pod dużym znakiem zapytania. Według niektórych, pewnie słusznych teorii, powinien w niej być mózg, ale są tacy, co uważają inaczej. Druga głowa, która od dłuższego czasu dość mocno się chwieje, świeci łysiną Grzegorza Lato. Swoją drogą, trochę dziwne, że nikt nie wpadł na pomysł poddania tej głowy badaniu alkomatem. Trzecia głowa, która już spadła, straszyła wizerunkiem Franciszka Smudy. Może pozostałe dwie głowy nie mogły już słuchać jej bełkotu i nawet nie próbowały zatrzymać jej w tym miejscu.

Żeby w polskim sporcie mogło być normalnie muszą spaść wszystkie trzy głowy. Dwóch już nie ma, a jutro być może z dużym hukiem poleci ostatnia. Nie za stadion Narodowy, ale po prostu za brak odpowiednich kompetencji. Przykłady? Proszę bardzo:

W lutym 2012 roku Joanna Mucha skompromitowała się publicznie, pytając o wybór uczestników meczu o Superpuchar. – Kto wybrał drużyny do tego meczu? No jak to kto, Grzegorz Lato, on ostatnio jest popularny w odgrywaniu kozła ofiarnego. W ostateczności można zwalić winę na kryzys. Do Polski nie chciał przyjechać Real Madryt, odmówił też Manchester United, wybrano więc opcję oszczędnościową i zdecydowano się na Legię i Lecha. Pani minister tłumaczyła, że się dopiero uczy i takie wpadki wolno jej popełniać. Nie wierzycie? – Cały czas mówiliśmy o meczu Legia – Wisła. W pewnym momencie, na początku mojego funkcjonowania, spytałam się, skąd wzięła się taka konfiguracja. Wchodząc do ministerstwa, nie udawałam, że świetnie znam drużyny. Ja się tego wszystkiego uczę. W sporcie najważniejsze jest dobre zarządzanie. Zróbmy więc ministrem Jacka Wiśniewskiego, on przynajmniej wie dlaczego takie a nie inne kluby grają o Superpuchar. No i jak by zarządzał, jak sypnie parę wulgarnych słów to nikt się nie sprzeciwi.

Ciosem poniżej pasa było pytanie o  problemy trzeciej ligi hokeja, które zadał jeden z dziennikarzy. Jednak dobry polityk powinien unikać takich ciosów. Widać Pani Mucha dobrym politykiem nie jest. Proszę mi wierzyć, że te problemy są już opracowywane w resorcie, chociaż one są gdzieś tam na 35. miejscu, albo 98. Trzeciej ligi hokeja nie ma. Nie ma też Świętego Mikołaja, Dziadka Mroza, a bociany nie przynoszą dzieci. Cieszymy się, że możemy uświadomić Panią minister o trzech ostatnich rzeczach, bo o hokeju uświadomił ją dziennikarz.

Może szefowa polskiego sportu ma to coś w sobie, posługuje się słowem jak szermierz szabelką, walczy z nim o lepszą przyszłość polskich sportowców u Premiera, potencjalnych sponsorów i gdziekolwiek tam się jeszcze da. – Ja mam właściwie wrażenie, że każdego dnia wypływa taka bańka mydlana, która pęka i okazuje się, że w niej nic nie ma i że niektóre media stwierdziły, że na podstawie tego, że jest dużo tego nic, to jednak coś jest. Potrzeba tłumacza. Albo psychologa. Albo guru z dalekich Indii, żeby to zrozumieć.

W trakcie Euro 2012 o niewybredne określenie Pani minister pokusiły się niemieckie media. Stwierdziły one, że Mucha jest najpiękniejszym pośmiewiskiem mediów. Oceńcie sami. Coś na rzeczy jednak jest, skoro w kuluarach zaczął chodzić nawet dowcip na temat minister sportu:

Joanna Mucha czyta przemówienie dotyczące Igrzysk Olimpijskich.
O, o, o... zaczyna pewnym głosem Mucha. Nagle przybiega do niej asystent, który wyjaśnia jej, że treść przemówienia zaczyna się pod logo Igrzysk złożonym z kół olimpijskich.

Zespół Tilt nagrał kiedyś piosenką, która może być trafną puentą powyższego tekstu. Tomasz Lipiński w latach osiemdziesiątych śpiewał „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Wówczas sytuacja w naszym kraju była mocno skomplikowana a przemiany wydawały się być kwestią czasu. Obecnie podobnie jest w polskim sporcie jest identyczna sytuacja. Więc, Panie Tomku, pewnie będzie normalnie, zależy tylko jak to słowo w obecnej sytuacji się pojmuje.