JustPaste.it

Tadeusz Kościuszko, ... zdrajcą?

imć Kościuszko pieczętował się „Świątynią Hirama” – legendarnego guru masonerii. Dotąd, aż został zmuszony do zastąpienia tej pieczęci, godłem Polski i Litwy.

imć Kościuszko pieczętował się „Świątynią Hirama” – legendarnego guru masonerii. Dotąd, aż został zmuszony do zastąpienia tej pieczęci, godłem Polski i Litwy.

 

efd8a4589e5b949fa02832acf570f56e.jpg

Kościuszko na początku „Insurekcji” swoje dokumenty jako naczelnik powstania pieczętował no czym, zgodnie z patriotyzmem powinien był Orłem i Pogonią, nieprawdaż? A tu wtopa, imć Kościuszko pieczętował się „Świątynią Hirama” – legendarnego guru masonerii. Dopiero pod wpływem innych Kościuszko został zmuszony do zastąpienia pieczęci ze świątynią Hirama godłem Polski i Litwy. Nic dodać nic ująć.
Może i dlatego osoba T. Kościuszki była tak bliska J. Stalinowi. Było nie było rewolucja w Rosji była przez nich wspierana i finansowana.

„...Samą Konstytucję Trzeciego Maja uchwalono przez zaskoczenie, przez sekretnie zwołaną mniejszość Izby Poselskiej, po odczytaniu sfałszowanych depesz zagranicznych. Sprowadzała się ona w gruncie rzeczy do trzech reform: Zniesienia liberum veto, dziedzicznego tronu dla dynastii saskiej i rzekomego ulżenia doli chłopów. Jeśli przypatrzeć się im z bliska, słynne te reformy redukują się do czczych słów. Zacznijmy od reformy, znoszącej zrywanie Sejmów . Jak już wspomniałem, nie stosowano veta f a k t y c z n i e od ćwierć wieku, a f o r m a l n i e jego zniesienie, było tylko osobistym wyzwaniem rzuconym Katarzynie, jako "gwarantce" polskiej konstytucji. Reforma druga: przeciwko dziedziczonemu powołaniu dynastii saskiej na tron polski wypowiedziała się tuż przed Trzecim Majem większość sejmików, a ponadto król saski oświadczył, że tronu dziedzicznego nie przyjmie, uchwała była więc niepoważna, szczególnie wobec faktu, że sejmiki, odrzucając dziedziczność, zgodziły się jednak na wybór króla saskiego na następcę Stanisława Augusta jeszcze za jego życia, v i v i e n t e r e g e , co byłoby rozwiązało sprawę mądrze, bo w ramach polskiej tradycji ustrojowej, nie prowokując ani polskiego ogółu ani sąsiadów. Jeśli wreszcie chodzi o chłopów polskich, to papierowy frazes o " wzięciu ich pod opiekę prawa " w niczym nie zmienił ich doli, natomiast przyznanie wolności chłopom, zbiegającym do Polski z państw ościennych, miało posmak szczególnie prowokujący i samo musiało już doprowadzić do zbrojnej interwencji sąsiadów. Ani jedna z uchwał trzeciomajowych nie była życiowa, to też ani jedna nie weszła w życie. Realna i brzemienna w skutki była w tej imprezie tylko jej synchronizacja z wypadkami we Francji, w czym widzimy mistrzowska rękę "areopagów" Hirama. Na wiosnę 1791 r. Ludwik XVI jest już faktycznym więźniem i monarchiczna Europa szykuje się do krucjaty przeciw Francji. Trzeci Maj i spowodowane nim następstwa grzebią Polaków, lecz ułatwiają położenie Jakobinów. Armie zaborców wycofują się z pół Francji, bo muszą gasić pożar nad Wisłą. Następuje rozbiór Rzeczypospolitej.
Skoro dywersja udała się tak dobrze raz, to czemuż nie spróbować jej po raz drugi, tym bardziej, że został jeszcze niezależny skrawek Polski, z którego ten nienawistny ( dla adeptów Hirama ) papistowski naród mógłby ponownie wystartować do niepodległego bytu ? Dwie pieczenie - dywersja na korzyść rewolucji francuskiej oraz zniszczenie katolickiego narodu - były do upieczenia na jednym ogniu, toteż w roku 1793 podpalacze zabrali się znów żwawo do roboty. Jak pisze Aleksander Kraushaar, historyk niepodejrzany boć i Żyd i mason i pozytywista warszawski, już na rok przed wybuchem Insurekcji kościuszkowskiej opowiadano sobie w Paryżu w lożach jakobińskich datę przyszłego polskiego powstania oraz nazwiska jego wojskowych i cywilnych przywódców, Kościuszki i Kołłątaja, rezydujących tymczasem w Lipsku i Dreźnie pod opieką Iluminatorów....dolnosaskich. Ks. Barruel, autor słynnego dzieła o kulisach rewolucji francuskiej, cytuje mowę Cambona, skarbnika rządów rewolucyjnych, w której tenże stwierdził, że jakobińska Francja wydała przeszło sześćdziesiąt milionów na wsparcie dla "braci" nadwiślańskich. Pieniądz to na ówczesne stosunki niemały, toteż jaczejki adeptów przygotowujących Insurekcję działały sprawnie. W pogodny marcowy poranek 1794 roku Naród zaskoczono powstaniem, zorganizowanym za obce pieniądze i pod obcą inspiracją, podobnie jak zaskoczono go, o trzy lata wcześniej, Konstytucją majowa. Reżyseria była ta sama i aktorzy w dużej mierze ci sami, tyle że już śmielej sobie poczynający, exemplum Świątynia Hirama na pieczęci ubranego w kuse francuskie ubranko Naczelnika. Polacy tradycyjnie nie lubią, gdy ich traktować jako "naród idiotów", zaskakiwać i wodzić za nos. Podobnie zresztą wówczas jak i dziś ogromna większość Polaków uważa, że pod auspicjami Hirama zbuduje się mniej i gorzej, niż pod auspicjami Chrystusa. Deistyczna, odbiegająca od utartych chrześcijańskich formuł przysięga Kościuszki na Rynku krakowskim ( nie mówiąc już o jakobińskiej mowie na ratuszu ) nie mogły też wzbudzić zaufania. Cała w ogóle koncepcja powstania, narzucona Kościuszce z zagranicy, nie pasowała do rzeczywistości. Rozumiemy kłopoty Naczelnika: powiedziano mu zagranicą, że trzeba koniecznie ruszyć chłopów. Ale jak się do tego brać, skoro - jak wykazały późniejsze dzieje - jeszcze w trzy ćwierci wieku później, w czasie powstania styczniowego, chłop polski nie będzie, niestety, objęty świadomością przynależności do Narodu? Oczywiście nie winimy za to chłopa, w całej pełni współczujemy jego niedoli, cała wina za taki tragiczny stan rzeczy spada na szlachtę, lecz tym niemniej fakt pozostaje faktem, że w czasach Kościuszki polski chłop nie miał świadomości przynależności do Narodu. Toteż dziwiłem się zawsze, skąd Naczelnik wziął tę garść chętnych Paradebauerów, póki w samych Racławicach, na wiosnę r.1939, z ust miejscowych nie usłyszałem prawdziwego przebiegu zdarzeń, tak jak go sobie przekazują z ojca na syna pokolenia tubylców. A więc na sąsiadującym z Racławicami folwarku siedział sobie pan Śląski, adept Hirama i komisarz Insurekcji na powiat miechowski. Imć Pan Śląski zebrał grupę okolicznych chłopów, zachęcił do bicia Moskali i poczęstował wódką. Zgodnie z planem nadciągnął Kościuszko i rozpoczęła się bitwa. Od stanowisk polskich w dół w stronę Racławic ( a raczej Janowiczek ) ciągnął się las ( dziś nieistniejący ); niedaleko skraju tego lasu zajęła pozycję bateria moskiewska; kosynierów ( kowale w tych czasach byli również dworscy, więc przekucie kos odbyło się bezpłatnie ) przeprowadzono lasem i z odległości paruset kroków puszczono z boku na niespodziewających się tego Moskali. Taki przebieg wypadków wydaje się o tyle prawdopodobny, że jak wiadomo ani kosynierzy ani Bartosz Głowacki wybitniejszej roli w dalszej Insurekcji nie odegrali i dalsi chłopi do nich nie dołączyli. Wszystko razem przypomina jakieś dożynki spalskie z czasów sanacyjnych czy banderie Krakusów na przyjęcie cesarza Franciszka Józefa. Ten sam typ Paradebauera, tyle że podbechtanego do mordowania swoich, znalazł nieco później swego klasycznego wyraziciela w Jakóbie Szeli, którego dwie skrajne wersje były ostatnio w obiegu: jedna z "Wesela" Wyspiańskiego jako krwawego upiora, druga z uniwersytetu w Gaci jako chłopskiego herosa na użytek młodzieży z "Wici". Ci sami poczciwcy, którzy oburzają się na "brązowanie" Szeli, wezmą mi na pewno za złe "odbrązawianie" kosynierów racławickich i powiedzą, że nie należy rozwiewać tak "pedagogicznej" legendy*. W rzeczywistości Racławice przyniosły więcej szkody niż pożytku, gdyż zagnanie kosynierów z powrotem do pańszczyzny, odebranie ziemi rodzinie Bartosza itp. Więcej zepsuło krwi i rozjątrzyło, niż przyniosła legenda o białej sukmanie. Jeszcze dziesięć lat temu wszystkie jady psychiczne, pozostałe po melodramacie racławickim, znalazły upust w powieści Kruczkowskiego pt. "Pawie Pióra", która cieszy się wielkimi względami propagandy bolszewickiej. ...
Powyżej drukowany fragment pochodzi z artykułu "Adept Hirama" opublikowanej w książce "Studia polityczne" ( Monachium 1947 ) będącej zbiorem prac ogłoszonych przez autora na emigracji w latach 1941-1946...”
http://www.ien.pl/?id=28

No te głupie 60 milionów to przecież pryszcz. Nie takie kwoty towarzysze dawniej a co dopiero teraz potrafili zagospodarować.
Odnośnie pieniędzy to zacytuje ks. biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego. W roku 1794 Kilinski przejął jego list do ambasadora Igelstroma, w którym zdrajca podawał Igelstromowi plan wymordowania Polaków kartaczami w kościołach. Kiedy go na rozprawie sądowej pytano, dlaczego w Grodnie podpisał rozbiór kraju, biskup Kossakowski powiedział: "Dlategom podpisał, abym pieniądze wziął ..."

 

Źródło: Wojciech Sagan