rys. Marek Zadworny
Zdrowie na wesoło
Nie moją winą poety męka
gdy harfę gryzie wątków obłuda
co raniąc duszę, ciągnie w odmęty –
kąsając uda.
Kiedy mnie dręczy twórczy wampiryzm,
wątła odporność w trzymaniu moczu,
chęć upodlenia się bonaparci –
stoję w rozkroczu.
Pleni się podłość i małość pieni,
negacji posiew poraża zmysły.
Choć krwawię z żalu, wypluty cynik –
trwam niezawisły
Stugębna hydra wciąż mnie osacza,
chcąc wessać tkankę mej wrażliwości.
wdeptać mnie w ziemię, swego oracza –
pobielić kości…
Dopijam żółci pęknięty puchar,
który me trzewia pokusą gwałci,
prąd mój wyłącza i krzyczy myślom –
ech, bierz go czarci !
Mrok zęby szczerzy i pełzną harpie
by mnie pokąsać na łez padole,
ja trzymam sztandar, prężąc swe drzewce –
zwycięstwo wolę.
Skorupa pęknie, wystygną trolle,
i zła nowina nawet się skarli,
ja biorę każdą winę na klatę –
nie wszyscy zmarli…
@Janusz D.