JustPaste.it

Pere Lachaise

Listopad kojarzy się z cmentarzami. Moim największym wspomnieniem był pobyt na paryskim Pere Lachaise, który musiałam umieścić w jednej z moich książek. Tu dodaję także zdjęcia.

Listopad kojarzy się z cmentarzami. Moim największym wspomnieniem był pobyt na paryskim Pere Lachaise, który musiałam umieścić w jednej z moich książek. Tu dodaję także zdjęcia.

 

Listopad to dla mnie, tak jak z pewnością dla wielu osób kojarzy się z cmentarzami. Nie ważne jaką wyznaje się wiarę, i czy w ogóle wyznaje się jakąś wiarę, cmentarze zawsze kojarzą się z czymś niezwykłym, tajemniczym, nieznanym. Są cmentarze-Pomniki, do których zawsze warto wstąpić, pozostawią w pamięci zadumę ale i także coś, czego ja nie potrafię nazwać.

Pere Lachaise6

Cmentarz Pere Lachaise, tak bardzo utkwił mi w pamięci, że postanowiłam umieścić go e jednej z moich książek pt. Pamiątka z Paryża". Kto nie ma ochoty, niech nie czyta, ale może zerknie chociaż na zdjęcia, które pod fragmentem umieściłam.

* * *

Fragment książki:

    Kiedy dojechałam na miejsce okazało się, że od stacji metra do cmentarza wcale nie jest tak daleko jak przypuszczałam. Idąc wzdłuż muru otaczającego cmentarz dotarłam do zabytkowej zachodniej bramy Pere Lachaise. Z niezadowoleniem stwierdziłam, że zaczęło mżyć. Czytałam o tym cmentarzu w przewodniku, dlatego wiedziałam, że Pere Lachaise to nie tylko najsłynniejszy i największy paryski cmentarz, ale także największy teren zielony w mieście.
    Zaskoczyła mnie pustka. Turystów było niewielu. Stali na skrzyżowaniach alejek i ze skupieniem wpatrywali się w trzymane w rękach mapki, próbując określić punkt, w którym się obecnie znajdują i miejsce grobu, którego szukają. Poza nimi, spacerowało kilka starszych osób. Pomyślałam, że to prawdopodobnie okoliczni mieszkańcy.
    Cisza i spokój. Idąc alejką stwierdziłam, że nie przypominał w niczym naszych cmentarzy, wyglądał raczej jak miasteczko zmarłych ludzi. Szłam przed siebie z wielkim zainteresowaniem oglądając groby i grobowce. Co starsze prezentowały się jak mauzolea, a prawie każdy grobowiec wyglądał jak mała kapliczka. Rozejrzałam się dookoła i zorientowałam, że chyba jednak pomyliłam kierunki. Szłam nie w tę stronę, gdzie powinnam była pójść. Usiadłam na ławeczce przy jednej z alejek i pomyślałam, że mogłam w kwiaciarni przy bramie wejściowej kupić plan nekropolii z dokładnym opisem. Ułatwiłoby mi to odnalezienie grobu Abelarda i Heloizy. Zauważyłam, że wszystkie alejki i uliczki mają nazwy i są dobrze oznakowane.
    - Bonjour Mademoiselle. Niech panienka zawraca do wyjścia, bo zaraz będzie burza.
    Usłyszałam nad sobą miły, ciepły głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego obok ławki starszego mężczyznę, którego twarz była tak pomarszczona, jakby miał, co najmniej sto lat.
    - Proszę się o mnie nie martwić. Czekam na przyjaciela, który gdzieś się tutaj zapodział – odpowiedziałam uśmiechając się do starszego pana. - Dziękuję za troskę.
    - Nie zna panienka cmentarza prawda?
    - No… niestety. Jestem tutaj pierwszy raz i tak się zachwyciłam, że najprawdopodobniej pomyliłam kierunki.
    - Wielu tu takich jak pani. Czasami obserwuję jak miotają się między grobami jak duchy. O pomoc jednak nie poproszą – mężczyzna spojrzał na mnie i pokiwał głową. – Ech wy młodzi… podobają się panience te grobowce?
    - Są piękne i takie… tajemnicze.
    - A wie panienka, że ciała chowano pod podłogą? Proszę popatrzeć na drzwi, które prowadzą do wnętrza grobowca. Takie z pięknie kutej albo odlewanej z metalu kraty przeważnie ozdabiano ornamentami roślinnymi – mężczyzna wskazał ręką duży grobowiec. - Szczególnie ciekawe są te grobowce, po których widać, że od wielu dziesiątek lat nikt już nie odwiedza. Widzisz dziecko? – Wskazał ręką na następny ze starych grobów. – Drzwi są często uchylone. Przez te kraty, można zajrzeć do środka. Widok jest czasami niesamowity. Chodź pokażę ci coś.
    Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Idąc wolnym krokiem, lekko kulejąc na prawą nogę, zaprowadził do starego grobowca, który skojarzył mi się bardziej z kapliczką.
    - Patrz! Widzisz?
    Zaglądając do środka zobaczyłam zupełnie czarne ze starości, powyginane świece, stojące w starych, betonowych świecznikach, a pod nimi rozpadający się klęcznik.
    - Wszystko stoi tak od sześćdziesięciu do stu lat, zupełnie opuszczone, skazane na czas, który bezlitośnie je niszczy.
    Poczułam na plecach dreszcz. Odwróciłam się, aby wrócić na ławkę i w tym momencie najpierw zobaczyłam straszny błysk, a po nim usłyszałam przeraźliwy grzmot. Skuliłam się, a do oczu napłynęły mi łzy. Odkąd pamiętam, zawsze bałam się burzy.
    - Wejdźmy do środka… o tutaj, bo zaraz zmokniemy. – Mężczyzna nie czekając na moją reakcję wepchnął mnie do jednej z cmentarnych budowli i szybko wszedł za mną. Nie zdążył nawet przymknąć starej kraty, która kiedyś służyła za drzwi, gdy z nieba lunęło jakby nastąpiło oberwanie chmury.
    - Nie bój się. To nie będzie długa burza.
    Nagle gwałtownie się ochłodziło i zarówno widziałam jak i czułam, że cała się trzęsę. Nie byłam pewna czy z zimna, czy ze strachu. Mężczyzna stał odwrócony do mnie tyłem i patrzył na spadające krople. Bałam się oddychać. Przed oczami miałam wizje z najstraszniejszych horrorów.
    - Ten cmentarz ma swoją duszę – zaczął mówić cichym, drżącym głosem. – Jest jednym z najsłynniejszych na świecie miejscem wiecznego spoczynku. W pierwszych latach istnienia uchodził za cmentarz dla ludzi ubogich, zwłaszcza takich z półświatka, ponieważ położony był w dalekiej od centrum i niebezpiecznej dzielnicy. Sytuacja się zmieniła, gdy przeniesiono tu prochy La Fontaine'a i Moliera. Od tego czasu, na cmentarzu przybywało miejsc pochówku sławnych ludzi. Nagrobki wielu z nich są dziś bezcennymi zabytkami architektury funeralnej - mówił spokojnie, ale widziałam, że samo mówienie męczy go. - Popatrz ile drzew tutaj rośnie. Podobno ponad pięć tysięcy, a wiele z nich to pomniki przyrody. O! Przestaje już padać. To dobrze.
    Mężczyzna odwrócił się do mnie i popatrzył na moje mokre od łez oczy.
    - Dziecko, dlaczego płaczesz? Boisz się burzy czy tego cmentarza?
    - Burzy – powiedziałam ledwo sama siebie słysząc.
    - Nie bój się. Zobacz, już przechodzi. Jak niespodziewanie złapie mnie, tu w otoczeniu tych grobów, to przynajmniej zawsze mam się gdzie schować, bo wiele grobowców jest otwartych tak jak ten.
    - Często pan tu przychodzi? – Zapytałam już nieco uspokojona.
    - Codziennie.
    - Codziennie? Zapewne mieszka pan w pobliżu?
    - Mieszkam w piątej dzielnicy. Niedaleko Sorbony. Przyjeżdżam tutaj do mojej Brygitte.
    - To musi być ktoś bardzo bliski…
    - Przyjeżdżam tutaj już od pięćdziesięciu pięciu lat. Codziennie. Odeszła ode mnie w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Nagle. Zostawiła taką pustkę, której nie mogę niczym zapełnić – spojrzał na mnie i delikatnie uśmiechnął się. – Byłaś kiedyś zakochana?
    - O tak! – Odpowiedziałam. – Wiele razy.
    - To znaczy, że nie byłaś jeszcze zakochana – pokiwał głową i dotknął drżącą ręką mojego policzka, wycierając pozostałą na nim łzę. – Kiedy człowiek się zakocha, to na całe życie. Kiedy straci tę miłość, to nikt i nic mu jej nie będzie w stanie zastąpić. Prawdziwa miłość nie trwa roku, dziesięciu lat, czy nawet dwudziestu. Ona trwa całe życie i chociaż robisz
w tym czasie wiele innych rzeczy o niej myślisz wieczorami przed snem.
O niej myślisz w czasie modlitwy. O niej myślisz, gdy ci smutno i gdy ci wesoło. Nigdy jej nie zapomnisz – mężczyzna patrzył na mnie, a po jego pomarszczonej twarzy zaczęły spływać łzy.
    Dotknęłam jego ramienia i poczułam, że sama zaraz się rozpłaczę. Uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam, żeby pomóc mu wrócić do teraźniejszości.
    - O! Już nie pada. Możemy wreszcie wyjść – powiedziałam przekonana, że zabrzmiało to sztucznie i teatralnie.
    Słońce próbowało przedostać się przez gęstą zasłonę chmur, ale szło mu to dość opornie. Otoczenie po gwałtownym deszczu wyglądało ponuro i zarazem tajemniczo. Kraczące, czarne wrony, przysiadające na zdobionych nagrobkach, tworzyły atmosferę jak z gotyckiej powieści grozy.
    - Idziemy! – Mój towarzysz powiedział dziarskim głosem. – Chcesz poszukać twojego przyjaciela sama? Czy mam ci potowarzyszyć do wyjścia?
    - Tak. Oczywiście, jeżeli nie sprawi to panu kłopotu…
    - Cała przyjemność po mojej stronie – przerwał mi w pół zdania. – Gdzie dokładnie się z nim umówiłaś?
    - Tak właściwie, to się nie umówiłam, ale wiem, że tu jest i chciałam się z nim spotkać.
    - A… rozumiem – mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. - To gdzie go możemy znaleźć?
    - Przy grobie Abelarda i Heloizy.
    - Miłość go tu sprowadziła?
    - Chyba tak…, ale nie do mnie.
    - Wiem, gdzie jest ten grób. Chodź za mną. Poprowadzę cię.
    Szliśmy wolnym krokiem alejkami starej części cmentarza. Mój przewodnik odrobinę kulał i chodzenie sprawiało mu lekką trudność. W pewnej chwili usłyszałam śpiew i dochodzący dźwięk gitary. To zapewne Michèl – pomyślałam i przystanęłam odwracając się w stronę dochodzącej melodii.
    - To przy grobie Jima Morrisona – mężczyzna przystanął obok mnie i spojrzał w stronę dobiegających dźwięków. – Często przyjeżdżają na jego grób fani oraz różni muzycy i spędzają „z nim” czas.
    - Możemy tam pójść?
    - Jak chcesz. Wprawdzie to nie moja dziedzina muzyki, ale proszę bardzo - wzruszył ramionami i skierował swoje kroki w stronę dochodzących dźwięków.
    Doszliśmy do skromnego grobu otoczonego barierką. Paliło się na nim kilka zniczy i leżały pojedyncze, symboliczne róże. Obok grobu siedział około siedemnastoletni chłopiec, grał na gitarze i śpiewał piosenkę zespołu The Doors – Cars Hiss By My Window:
    - The cars hiss by my window, like the waves down on the beach. The cars hiss by my window, like the waves down on the beach. I got this girl beside me, but she's out of reach. Headlight through my window, shinin' on the wall. Headlight through my window, shinin' on the wall. Can't hear my baby. Though I called and called. Yeah, right. Woo!
    - Czy wiesz, o czym on śpiewa? – Mój towarzysz z zaciekawieniem popatrzył na młodego, długowłosego chłopca.
    - Mniej więcej… Za oknem syczą samochody, syczą tak, jak fale wzdłuż plaży. Choć jest tu ta dziewczyna, nie sądzę bym ją miał. Przez okno światła wozów, na ścianie kładą cień. Nie słyszę mojej ukochanej, choć wołałem i wołałem…
    - Melodia ładna, spokojna. Byłem przekonany, że on grał tylko takie „szarpidruty”.
    - Wspaniały artysta, ale nie potrafił korzystać z życia tak jak trzeba – szepnęłam stając przy grobie Morrisona. - Nie był psychicznie przygotowany do roli gwiazdora rock and rolla. Jego krótka kariera to ciąg skandali, awantur, orgii, uzależnienia od alkoholu i narkotyków oraz stałego balansowania na granicy obłędu.
    - Tak. Słyszałem. Jego też sprowadziła do Paryża miłość.
    - No… Podobno jego najważniejszą partnerką życiową była kobieta o imieniu Pamela, z którą związał się szczególnie blisko w ostatnich latach życia – powiedziałam, przyglądając się skromnemu grobowi. - Wyjechała w ślad za swoim francuskim kochankiem i namówiła Morrisona do porzucenia zespołu i wyjazdu do Paryża. Wkrótce później on umarł. Oficjalnie na atak serca, ale okoliczności jego śmierci od początku były źródłem licznych domniemań. Najbardziej prawdopodobna wydaje się teoria, że zmarł z powodu przedawkowania heroiny, którą spożył myląc z kokainą, jak twierdziła Pamela po powrocie z Paryża. Jednym z argumentów za przedawkowaniem heroiny był fakt, iż znaleziony został martwy w wannie, a właśnie wanną zimnej wody ratowano tych, którzy przedawkowali heroinę.
    - Nie miał dobrego towarzystwa za życia, to przynajmniej teraz leży w iście doborowym gronie.
    Popatrzyłam na mojego towarzysza ze zdziwieniem, a on uśmiechnął się do mnie.
    - Został pochowany w sąsiedztwie grobów Balzaka, Moliera i Fryderyka Chopina, a to chyba nie jest złe towarzystwo?
   - No nie jest.
   - Możemy iść dalej? Czy chcesz zostać z Morrisonem?
    - Idziemy - odpowiedziałam stanowczo i wzięłam mojego przewodnika pod rękę.
    Mężczyzna popatrzył na mnie z zadowoleniem i wróciliśmy do alejki, którą wcześniej szliśmy.
    - Nie jesteś Francuską, chociaż bardzo dobrze mówisz w naszym języku.
    - Nie.
    - Jak masz na imię?
    - Katarzyna.
    - Ładnie. Jak Catherine Deneuve. Piękna aktorka, nawet jesteś do niej trochę podobna – popatrzył na mnie z wyrazem zadowolenia. – A ten twój przyjaciel, to przypadkiem nie jest Michèl?
    - Tak. Pan go zna?
    - Nie znam, ale jak ktoś tak jak ja, przychodzi tutaj od tylu lat, to zapamiętuje wielu stałych bywalców.
    - To skąd pan wie, że nazywa się Michèl.
    - Powiedział mi Luis, który od lat tutaj pracuje, jako stróż.
    - I co jeszcze powiedział ten Luis?
    - Nic nadzwyczajnego. Powiedział, że chłopak przychodzi od kilku lat i zawsze przesiaduje przy grobie Abelarda i Heloizy. Podobno „rozmawia” tam ze swoją przyjaciółką, która odeszła, ale nie wiem, w jaki sposób i dlaczego.
    - Zmarła po porodzie.
    - To smutne. A to dziecko żyje?
    - Żyje i ma się bardzo dobrze. Mieszka razem z Michèl’em.
    - Proszę, oto i twój przyjaciel – mężczyzna wskazał ręką na duży pomnik-grobowiec, przedstawiający dwie ponad naturalnej wielkości postacie, leżące obok siebie, a przy nich siedzącego na kamiennym murku Michèl’a z gałązką białej malwy.
    Michèl wyglądał jak posąg. Przemoczony do suchej nitki, siedział wpatrując się w malwę i szeptem rozmawiając z nią. Podeszłam bliżej i stanęłam w takiej odległości, aby mu nie przeszkadzać. Starszy pan, nachylił się nade mną.
    - Zostawiam cię. Jeżeli kiedyś jeszcze będziesz tutaj, to odwiedź mnie. Luis wytłumaczy ci jak dojść do mojej Brygitte.
    To powiedziawszy oddalił się cicho jak duch, idąc wolnym kulejącym krokiem.
    Nie wiem ile czasu siedziałam na ławeczce przy grobie nieznanej mi pisarki, przyglądając się mojemu przyjacielowi, ale kiedy się zorientowałam, to cmentarz zaczynał pogrążać się w zachodzącym słońcu. Było mi zimno. Czułam na całym ciele dreszcze, jednakże cierpliwie czekałam, aż Michèl sam mnie zauważy. Wreszcie moje oczekiwanie się spełniło.
    - Mała, co ty tu robisz? – Popatrzył na mnie jak na zjawę.
    - Czekam na ciebie.
    - Długo tu jesteś i skąd…?
    - Przekonałam Antoinette, żeby mi powiedziała gdzie poszedłeś i jak mam tu dotrzeć.
    - To było nierozsądne. Mogłaś się zgubić – w jego głosie zabrzmiała złość połączona z niepokojem.
    - Zgubiłam się, ale i odnalazłam. Wracamy?
    - Oj maleńka. Jesteś uparta jak osioł – Michèl położył białą malwę między figury Abelarda i Heloizy. Podszedł do mnie, otoczył swoim ramieniem i przytulił do siebie.
    - Dziękuję, że przyszłaś.
    Wyszliśmy z cmentarza i skierowaliśmy się w stronę metra. Deszcz przestał padać, a niebo zaciągnęło się purpurowymi chmurami…

 Pere Lachaise1

Pere Lachaise10

Pere Lachaise9

Pere Lachaise3

Pere Lachaise4

Pere Lachaise5

Przy grobie Chopina podobno zawsze jest najwięcej kwiatów.

Pere Lachaise8

Pere Lachaise7

Część cmentarza nowego - grób Edith Piaf