To przykre, ale gdy rozejrzymy się wokół siebie, ze smutkiem stwierdzimy, że otacza nas coraz częściej nieciekawa przeciętność rozwiązań.
Chcemy by było szybko i tanio, dlatego przestały nas interesować szczegóły, to widać w każdym miejscu. Na ulicach, w naszych domach, w przedmiotach. Ale nawet jeśli tak jest, to niekoniecznie musimy się tej przeciętności poddawać.
Smutek ze sklejki
Odwiedziłam ostatnio znajomą. Niedawno kupiła mieszkanie i bardzo chciała, żebyśmy z koleżankami je zobaczyły. Gdy weszłam, poczułam rozczarowanie. Praktycznie każdy z jej mebli znałam na pamięć, bo od lat pojawiają się w katalogach Ikei. Są oczywiście tanie, ale czy nie można mieć niebanalnego mieszkania za niewielkie pieniądze?
Drugie życie art deco
Szybko się o tym przekonałam. W spadku zostało mi mieszkanie po cioci. Przejrzałam meble, jakie miała. Stare kanapy, fotele czy meblościanka z Emilki raczej już do niczego się nie nadawały. Ale za to komoda, która stała w sypialni była żywcem wyjęta z mojej książki o art deco. Pomyślałam, że czemu nie. Że dlaczego nie urządzić mieszkania w tym stylu?
I nie rozczarowałam się. Bo nie ma równie prostego i użytkowego stylu jak właśnie art deco. Kiedy tylko mogłam, wybierałam się na pchle targi poszukując perełek, takich jak przepiękny żyrandol. Ale w wielu przypadkach chodziło po prostu o użyte materiały – takie jak palisander czy orzech oraz chromowane, błyszczące wykończenia. Tak właśnie powstała moja kuchnia. Do tego dodałam tapetę w egzotyczne wzory kwiatowe i miałam mieszkanie w stylu art deco.
Ważki, motyle, ćmy...
Pomysłów na urządzenie mieszkania szukałam w Internecie. Okazało się, że wraca moda na właśnie ten styl. W ten sposób natknęłam się na sklep internetowy z biżuterią art deco i poznałam dziewczynę, która się nim zajmuje – Martę. Wiedziałam już co znaczy urządzić mieszkanie w tym stylu, ale jak wyglądają takie detale jak biżuteria?
Kiedy się spotkałyśmy pokazała mi przepiękną broszkę - ważkę z turkusami, opalem i kamieniem księżycowym. Przepiękny wisiorek - ćmę, która spoglądała na mnie fioletowym okiem. Co ciekawe, powiedziała, że ćma jest połączeniem srebra i zwykłej emalii. – Wiesz, w art deco to jest fajne, że wcale nie liczą się kamienie szlachetne. Chodzi tylko o to, żeby były piękne – powiedziała. – Skoro masz już mieszkanie w art deco, wisiorek w tym stylu, to wybierz się na ulicę Kopernika i przyjrzyj się budynkowi, który tam stoi – dodała tajemniczo.
Mieszkać a’la art deco
Wracając ze spotkania z nią, wybrałam się na spacer w tamtym kierunku. Zrobił się wieczór, chyba dlatego nie dało się go nie zobaczyć już nawet z daleka. Monumentalnie oświetlony, a jednocześnie piękny w swojej prostocie. – Art deco! – powiedziałam do siebie. Kto by pomyślał, że w centrum Warszawy nie tyle odnalazłam starą kamienicę, ale całkiem nowy budynek w tym stylu. Podeszłam bliżej - na elewacjach z piaskowca były wzory kwiatowe trochę podobne do tych, które są na wyszukanej przeze mnie w pocie czoła tapecie.
Nie wytrzymałam i zajrzałam przez szybę do środka. W holu na ścianach nie mogłam nie poznać palisandru, a dalej recepcji wykończonej orzechem. To, co było najciekawsze to nigdy nie pomyślałam, że nawet skrzynki na listy można utrzymać w tym stylu. Wykończone w drewnie, ze złotymi cyframi i szybkami, żeby można było zaglądać do środka bez potrzeby ich ciągłego otwierania. W końcu złota zasada art deco to użyteczność ponad wszystko!
Być art deco
Wróciłam do domu i z dumą spojrzałam na swoje mieszkanie. Bo okazało się, że dzięki jednej komodzie, jaką odkryłam w mieszkaniu cioci, mieszkam teraz w bardzo modnych wnętrzach i wiem, że ktokolwiek mnie odwiedzi, to może mu się moje mieszkanie spodoba lub nie, ale na pewno nie powie, że jest przeciętne. Marta która robi piękną owadzią biżuterię też robi coś wyjątkowego i na pewno osoby, które zamieszkają na Kopernika w Rezydencji Foksal (bo już wiem jak się nazywa) też nie będą mieszkać w przeciętnym miejscu ze szkła i marmuru.
Licencja: Creative Commons