JustPaste.it

Patriotyzm Wodnika

Wkraczający Wodnik zapowiada oświecenie, ale póki co z dynamizmem rozpędzonego lodołamacza miażdży poglądy, w które wierzyliśmy i instytucje, którym ufaliśmy. Co z patriotyzmem?

Wkraczający Wodnik zapowiada oświecenie, ale póki co z dynamizmem rozpędzonego lodołamacza miażdży poglądy, w które wierzyliśmy i instytucje, którym ufaliśmy. Co z patriotyzmem?

 

6961367d5372d21b8ab3deef205a47be.png

 

Patriotyzm Wodnika 

Jak każda epoka w dziejach kosmicznego człowieka, Era Wodnika przynosi specyficzne dla siebie własności. Oznaczają one czas weryfikacji, którym poddaje się wszystko, co człowiek dotąd stworzył… a nawet on sam.
Weryfikacji poddają się wierzenia, poglądy, oczekiwania i wartości, a także- co oczywiste – wszelkie komórki i mechanizmy, które gatunek ludzki skonstruował w nadziei sprawniejszego funkcjonowania swej cywilizacji.
Nieomal wszystkie one dziś zawodzą, co czasem niepokoi lub frustruje, ale w gruncie rzeczy jest procesem naturalnym i tak naprawdę obiecującym.
Co obiecującym? No cóż – niewątpliwie wielkie przemiany, a za nimi coś, czemu one mają służyć: spełnienie.
Bo dziś o spełnienie łatwo nie jest. Wszak walą się z rumorem wieże podtrzymujące funkcje życiowe organizmu cywilizacyjnego. Z jednej strony chcemy tego, bo widzimy brak funkcjonalności, archaizm, fałsz i hipokryzję – jakby nagle potężna siła zerwała całun iluzji z konstrukcji, którą sami sobie wznieśliśmy. Ku przebudzeniu.
Z drugiej strony oderwać się od wierzeń, które dotąd wyznaczały cel, mimo, że cokolwiek chwiejnie, łatwo nie jest.
Rodzą się pytania: co pozostaje słuszne? Co już nie? Na czym się oprzeć? Czy wszystko było pozbawione słuszności i zakrzywione?
A co z patriotyzmem?
Właśnie. Co z patriotyzmem.
Kwestia patriotyzmu wydaje mi się należeć do tych szczególnie złożonych i kontrowersyjnych. Jeśli poczytać niezależne źródła, szczególnie ezoteryczne i skoncentrowane na obnażaniu niesłychanie rozciągniętego w czasie historycznym spisku, to – mówi o tym i słynny film ZeitGeist – całkiem przekonującym zdaje się manipulacyjny sens patriotyzmu. Gdzie nie spojrzeć, na każdym mniejszym lub większym terytorium, władzę dzieli niezbyt wielka grupa ludzi. Przez wieki stymulowanie patriotyzmu służyło tym grupom, aby władzę utrzymać, a nawet rozszerzać.
Pompowanie patriotycznego gazu produkuje zabójców seryjnych, czyli żołnierzy. Oddani ojczyźnie, potrafią z przekonaniem zabijać obywateli kraju odległego o tysiąc czy dwa tysiące kilometrów.
Patriotyzm łatwo przekuć w fanatyzm.
O dziwo, coraz częściej jednak, patriotyzm poddawany jest dziś próbom podważenia i rozmontowania. Ciekawe, że te demontażowe zabiegi nie dotyczą potężnych krajów, które ciągną za sznurki. Tylko takich mniejszych, słabszych. Jak Polska.
Dlaczego patriotyzm w Polsce obśmiewa się coraz bardziej, sugeruje archaizm tego zjawiska, usilnie łączy z fanatyzmem, zaślepieniem i tak zwanym zaściankiem?
Trzeba też dodać, że mało kto z ezoterycznych środowisk, z grup rozwijających się duchowo, jest zainteresowany patriotyzmem. Ba, nawet w tradycyjny sposób rozumianym losem ojczyzny.
Dla nich szarża pod Kircholmem czy bunkry Wizny są już bez znaczenia.
Ich interesuje dobro planety. Całej.
To też naturalny proces. Nasza planeta potrzebuje odnowy i harmonii, trudno zakładać, by jej reputacja w kosmicznych kręgach była szczególnie znakomita.
Zatem patriotyzm jakby zmierzchał.
Czy jednak nie przedwcześnie?
Bo widzę korzyści patriotyzmu. Ba, widzę nawet jego nieodzowność.
Kiedy tylko odseparować miłość do ojczyzny od fanatyzmu – ale przecież tak samo należy odseparować od niego miłość i inne sfery – okaże się, że nie będzie ona stała na przeszkodzie niczemu, co oznacza Era Wodnika. Nie musi przeszkadzać w uwalnianiu zwierząt i całej przyrody spod stalowej machiny zniszczenia, nie musi umniejszać otwarcia na kosmos i pracy nad duszą, nad dostrajaniem jej wibracji do zmian w planetarnym polu elektromagnetycznym.
Patriotyzm, ta forma samoobrony przestrzennej, jest konieczna, jeśli założyć, że kraje silniejsze militarnie i ekonomicznie spiskują, kręcą sznurami lub je plączą, by utrzymać dysonans stymulujący ich przewagę albo by go pogłębić.
Patriotyzm nie jest archaizmem i postawą megalomana ślepo tłukącego skrzydłami o pręty klatki. To samoobrona wyrosła na dwóch prawach: na prawie do uświadomienia i na prawie do wolności /wyboru/. Powiem więcej: PATRIOTYZM JEST LOGICZNY.
To jego brak stanowiłby rozbrajający archaizm. Na naszą ziemię /polską/ wprowadza się odpady, toksyny, złom, obniżanej jakości produkty materii i coraz bardziej zabijającą żywność.
Wprowadza się coraz potężniej oddziałujące normy, degenerujące obyczaje i stabilność zbudowaną na tradycjach słowiańskich.
Patriotyzm to obrona grupy wspólnych interesów. O tych interesach stanowi więź duchowa i terytorialna. Historia grupy wspólnych interesów jako nośnik energetyczny i pole doświadczania jest przy tym nieskończenie wpływowa.
Patriotyzm jest logiczny.
Nam, Polakom, przypada paradoksalna próba patriotyczna, jeśli zważyć, że przeciw nam, naszym wyborom, wolności i dobrobytowi, działają nasze polskie rządy.
Dziś patriotyzm oznacza stawać okoniem własnemu rządowi /polskiemu/.
Trudno bowiem uwierzyć w rozsądek i uczciwość polityków, którzy chcą wprowadzić przymusowe szczepienia i żywność genetycznie modyfikowaną, mimo wielu naukowo potwierdzanych kontrowersji. Trudno ufać, że sprzyja polskiej racji stanu i sile przyszłych generacji rząd, który chce odrywać od rodziców dwuletnie dzieci, bo uznaje ten wiek za akuratny na inicjację separacji dla nauk tudzież zabaw w przedszkolu. Czy w istocie tego pragną raczkujące, kruche konstrukcje psychiczne maluchów? Co za rozum to wymyślił? Kto poparł?
Nie mamy rządu, który budzi nadzieję i zaufanie.
Mamy rząd, który – paradoksalnie – budzi patriotyzm nowego rodzaju.
Antyrządowy.
Widać i tę weryfikację przyniosła Epoka Wodnika.
Co więcej, nowego wymiaru dodaje patriotyzmowi odgrzebywanie wiedzy prasłowiańskiej, zrabowanej, wyrwanej, zakopanej głęboko pod ziemią.
Ale najwyraźniej nie uda się na zawsze zakopać niczego, co spłynęło sercem i duszą człowieka.
Skoro zaś ta wiedza wraca, to widocznie jest potrzebna.
Co z tym patriotyzmem więc?
Myślę, że będziemy się go trzymać dalej. Owszem, z nieco innym duchem. Z innymi priorytetami. Prawdopodobnie nie chwycimy już za szable polsko-węgierskie. Patriotyzm jest tak naprawdę na t u r a l n ą  e n e r g i ą, która dostraja się do czasów. Nie musi być zatem utożsamiany z orężem ani hasłem „Polska od morza do morza”.
Owszem, być może niektórzy pomyślą o naszych przodkach, którzy ginęli w mężnym boju niejako na skutek programu, któremu ich poddano. Wszak miłość do ojczyzny wpajano w szkole, w prasie, w pogadankach wieczornych, rodzinnych… Program jak każdy inny, musiał mieć wpływ na mentalność i odruchy w chwili próby.
Dziś wciąż potrzebna jest stanowczość, ale ginąć już – mam nadzieję – nie musimy.
I nie chcemy. Chcemy żyć, chcemy wygrzebać się z zawalonych konstrukcji i ujrzeć kosmos prawdziwy.
Jednak ten czy w inny sposób – i tak musimy walczyć. W naszym, polskim zjednoczeniu.
Nazwijcie to fanatyzmem, ale urodziłem się Polakiem i Polak, polskie drzewo, polski zapach wieczoru letniego, i polski los – jest nadal mi bliższy niż wszystko, co francuskie czy kanadyjskie.
Nie mam żadnych wyrzutów z tego powodu. Uważam, że to słuszne i naturalne.
Zważywszy, że moja więź z planetą, z resztą ludzi i kosmosem jako pełnią życia, wcale na tym nie traci.
Czym jest wszechświat?
Jest wielokomórkowością. Ziemia jest jego komórką. Polska jest komórką Ziemi. My jesteśmy komórkami Polski. I naszych rodzin. Każdy z nas ma w sobie komórki.
Ujmując rzecz w skrócie: kiedy dbasz o swoje ciało i duszę, dbasz o jakość Polski. Jeśli sprzątasz swój dom, podwórze – sprzątasz ojczyznę. I pójdę dalej: gdy obejmujesz ukochaną osobę, uśmiechasz się do człowieka, wyciągasz ręce po zmarzniętego kota czy ptaka – wnosisz wzmocnienie w wibracje energii, w której wibruje Polska.
Jeśli wszystkie komórki planety, zamiast osłabiać inne, zaczną je wspierać, dbając przy tym o własne, wtedy planeta wniesie w kosmos to, czego się po niej oczekuje. Harmonię.
Jako patriota lubię Polskę bardziej niż inne komórki.
Może los rzuci mnie jeszcze dalej od kraju: do Australii czy Indonezji, nie wpłynie to jednak na moją postawę. Chętnie objawiam się z polskością, gdziekolwiek jestem, bo polskość mnie zasila.
Być może to się zmieni z czasem. Nie zawracam tym sobie głowy. Rzecz podlega naturze, łagodnym jej prądom.
Jak spojrzeć na patriotów dawnych epok? Czy byli sfabrykowani, zaprogramowani i wykorzystani?
Częściowo tak, ponieważ program postępowania i wiary wyznacza materialna rzeczywistość, w której się zjawiamy. A jednak po części, części prawdziwej i niezniszczalnej, kroczyli oni drogą własnych wyborów, dokonanych świadomie, duchowo i emocjonalnie.
Czy poświęcając życie dla zaślepionych władz i kłamliwych sojuszników, zostali poddani ZMARNOTRAWIENIU?
Nie uważam tak z kilku powodów. Zastanówmy się nad Polakami roku 1939. Cóż oni okazali, nie podążając drogą czeskiego wyboru? Okazali poświęcenie i męstwo. To ma swoją cenę dla ciała, ale przecież dusza jest nieśmiertelna… Skoro zaś tak jest, to nie ma mowy o zmarnowaniu.
Poświęcenie i oddanie jest piękną stroną duszy.
Rezonans poświęcenia naszych przodków ma znaczenie dla nas wszystkich. Jeśli widzimy złe skutki tak samo jak dobre skutki ich decyzji i działania, to co z tego wynika? Lekcja – czy będzie to lekcja o głupocie czy o mądrości, o stracie, czy o zysku - zawsze przynosi mądrość. Inne równanie nie istnieje w przestrzeni kosmosu.
Jeśli to uznać, to nie ma czegoś takiego jak krok wstecz czy marnotrawstwo.
Co dalej z patriotyzmem? Jeśli uznać, że potrzeba identyfikacji, wdzięczności i mniejszego lub większego oddania dla pewnego określonego jeśli nie granicami, to więzami upodobań i tradycji terytorium jest (z punktu widzenia kosmicznego prawa transformacji i progresu) zjawiskiem przemijającym, to po prostu przeminie. Naturalnie. Jeśli nie – to w każdym razie przybierze jakąś łagodną formę, bo trudno wyobrazić sobie w duchowych przeobrażeniach coś takiego jak patriotyzm fanatyczny czy bojowy. Po prawdzie to kosmos jest naszą ojczyzną, a nie jedna lub dwie jego komórki, w które rzuciło nas prawo reinkarnacji, losu, wyboru, karmy czy cokolwiek, w co każdy z nas wierzy.
Wodnik nie kąpie się w oceanie fanatyzmu, lecz zrozumienia i życzliwości.
Póki co, patriotyzm pozostaje nadal nie tylko jako ciepłe wspomnienie o poświęceniu przodków, ale też jako narzędzie samoobrony.
Ponieważ nie uważam, że wszechświat pozwala na marnotrawstwo i krok wstecz, wierzę, że męstwo i oddanie moich przodków  żołnierzy, konspiratorów, nauczycieli, matek żegnających w drzwiach domu powstańców – ma swój nieśmiertelny sens. Bo właśnie rezonans to prawdziwy nieśmiertelny organizm w kosmicznej przestrzeni.
Jaki to sens? Intelektualny – bo pozwala wyciągać wnioski. Duchowy, bo szlachetne gesty rzucają światło na ścieżki naszych kroków. Energetyczny – bo uwolnione energie nie umierają, lecz przenikają przestrzeń jako twory odporne na czas i inne ograniczenia, wnikają w nasze pola elektromagnetyczne i wzmacniają świadomość jednostki i narodu.
Dlatego, mimo że o zagładzie powstańczej Warszawy i jej mieszkańców trudno myśleć bez sposępnienia i żalu, wierzę, że nie był to akt zmarnowanej energii.
 
Co możemy dziś zrobić w ramach patriotyzmu? Wbrew pozorom – całkiem sporo. Całkiem.
Przede wszystkim – zachowajmy spokój. Dziś potrzebny jest spokój, bo zbyt wiele jest czynników wywołujących emocje, zwłaszcza niepokój i frustrację.
Podawajmy sobie i dzieciom zdrowe jedzenie. Uczmy je separować wiadomości, według logiki oraz intuicji. Stymulujmy w nich POTRZEBĘ wybierania według uczuć własnych.
I wtedy wygramy.
Wygra Polska, która zawsze była koniem trudnym do zatopienia w błocie. Ten koń łączy polot z niepokornością. Dziś trzeba tylko dodać do tego spokój.
 
Oczywiście – dzieciom nadal warto mówić o poświeceniu przodków. Nie tylko, by oddawały im szacunek, także po to, by pojęły ich wybory i okoliczności, w których przyszło im wyborów dokonywać.
O mądrości stanowi kilka spraw. Nie tylko wiedza. Także spokój. Spokój nie będzie możliwy bez zrozumienia, a zrozumienie bez spokoju. Kiedy jest to możliwe? Otóż wtedy, gdy spróbować przejrzeć i pojąć czyjeś wybory. Nasz wybór, i wybór każdego innego człowieka, mają zawsze jakieś podłoże.
Może się okazać, że podłoże nasze i podłoże ludzi, którzy zdają się iść w innym kierunku, jest całkiem… wspólne.
Chcę na końcu powiedzieć, że moje widzenie polskiego patriotyzmu z ostatniej wojny nie ogranicza się tylko do uznania, podziwu, szacunku i wzruszeń – które w jakimś sensie, trzeba to przyznać, WPOJONO MI. Zaprogramowano.
Ja rozumiem ich wybory.
Jestem sobie wdzięczny, że zrozumiałem ich wybory. Tym samym szacunek i ciepło dla rodaków, którzy przelali krew za Polskę, jedynie u mnie wzrosły.
Pomijając jednak kwestie programu i manipulacji, a nawet przestarzałych /lub nie/ form patriotyzmu, muszę przyznać, że odkąd sięgam pamięcią, zawsze szczególnie ciepły stosunek miałem do polskiego Żołnierza Wrześniowego. I do każdego, kto tym żołnierzem został, bo tak mu podyktowało serce. Jeśli miałbym kiedykolwiek zostać zaproszony do wehikułu czasu, chciałbym przejść ulicami jakiegokolwiek polskiego Miasta Wrześniowego i uściskać ręce dzieciom i dorosłym, wznoszącym barykady i kopiącym rowy.
Wielu z nich zginęło, wielu pomyślało potem – być może – że ten obronny wysiłek był zrywem na próżno.
Ja myślę, że nie. Nie był. Wszyscy z tego czerpiemy.
 
Wielu z was wie, że mam szczególny sentyment dla ludzi naszego Międzywojnia. Uważam bowiem, że ów czas zrodził wielką liczbę ludzi wyjątkowych duchem.
W latach 90-tych przeczytałem książkę. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, miała tytuł „Za honor i ojczyznę”, a jej autorem był oficer Polski Wrześniowej, Juliusz Rómmel. Większość stron książki dotyczyła oblężonej Warszawy, obrony, postawy mieszkańców, narad sztabu i władz miasta.
Kierowany myślą, skserowałem jedną stronę z tej książki i wyciąłem pewien fragment. Potem schowałem go do portfela.
Przez lata, co jakiś czas robiłem porządki w portfelu lub wymieniałem go na nowy. Za każdym razem wyciągałem wygnieciony, złożony na czworo kawałek papieru – często zdumiony, bo z czasem zapominałem o nim i o zawartych na nim słowach. Za każdym razem przeczytałem go i zawsze przeszły mnie ciarki.
 W zeszłym roku mój syn kupił mi nowy portfel. Historia zapisana na kartce oczywiście znalazła się w tym portfelu.
 
I jeszcze jedna niezapomniana scena. Którejś nocy jadę w stronę ulicy Rakowieckiej. Jasną księżycową noc rozświetlają dodatkowo wybuchy granatów. To tu, to tam, po całym mieście, co parę minut nękające salwy.
Dojeżdżając do placu Trzech Krzyży natykam się na oddział piechoty maszerujący w stronę Belwederu. Samochód zwalnia i staje, by przepuścić  kolumnę.
Nagle tuż nad kolumną piechoty, w powietrzu, cztery potężne wybuchy granatów na rozprysk. Prosty przypadek, fatum, los uderzył w spokojnie maszerujących i w sekundzie dziesiątek trupów i rannych zalega jezdnię, wijąc się w bólach.
Wyskakujemy z kierowcą, by coś radzić, pomagać. Jedni usuwają zabitych, układając trupy na skwerze u stóp Trzech Krzyży, inni znoszą rannych, układając ich pod filarami kościoła św. Aleksandra. Niesiemy wraz z kierowcą młodego, ciężko rannego żołnierza. Ciało jego zwisa bezwładnie. Układamy go pod jednym z filarów i chociaż się słania, jest przytomny, a z ust jego słabym, lecz wyraźnym głosem wydobywają się zdumiewające słowa!
Nie słowa skargi, żalu czy prośby, nie słowa dla matki biednej, siostry czy kochanki, nie słowa buntu, oskarżenia czy przekleństwa, lecz słowa miłości wielkiej, wielkiego ukochania i poświęcenia:
„O Polsko kochana, dla ciebie krew moja płynie”.
Po chwili omdlał i nie żył.