JustPaste.it

Miecz, nie pokój

Zawodowi poprawiacze Kościoła, reglamentujący aktywność katolików na polu społecznym często posługują się cytatami z Biblii tak dobranymi, by uzasadnić swoje zdanie

Zawodowi poprawiacze Kościoła, reglamentujący aktywność katolików na polu społecznym często posługują się cytatami z Biblii tak dobranymi, by uzasadnić swoje zdanie

 

b101d597de04360201300cd3ab5dc1ed.jpg
 

Dlatego człowiek, który chce uważać się za katolika kompletnego, całościowego, jest zobowiązany do działania, tym bardziej w sytuacji, kiedy władza dokonuje zamachu na swobodę wyznania, gdy wyśmiewany i opluwany jest Kościół, zaś bluźnierstwa nazywa się sztuką. Nie możemy być bierni. A im bardziej antychrześcijańska rewolucja, której jesteśmy świadkami, pokazuje swe szatańskie oblicze tym radykalniejsze powinno być nasze przeciwstawienie się jej - mówi w rozmowie z PCh24.pl koordynator Krucjaty Młodych Grzegorz Pabijan.

 

Jak jest postrzegany młody katolik, który wyciąga praktyczne konsekwencje ze swej wiary w życiu publicznym?

W centrum uwagi stawia się dwa modele funkcjonowania i działalności katolika w przestrzeni publicznej. Pierwszy to katolik nieaktywny i bierny, który choć ma poukładaną swoją pobożność, funkcjonuje tylko w swoim zamkniętym środowisku. Można powiedzieć, że realizuje hasło „módl się w domu po kryjomu”. Notabene slogan ten pojawił się w trakcie jednej z parad homoseksualistów w Krakowie. W jego myśl jedyną przestrzenią, w której może funkcjonować katolik jest kruchta kościelna, nie ma on prawa działać po za nią. Taki katolik działający w swoim „prywatnym” kościele mimo, że jest narażony na lekceważenia i wyśmianie, nie jest (jeszcze) przedmiotem brutalnych ataków. Tworzy się i utrwala karykaturalny obraz takich osób, ale nie są one traktowane jako wrogowie publiczni. Raczej jako śmieszne i niegroźne dziwadła.

 

Drugim modelem, który funkcjonuje jest obraz „katolika skrajnego”, takiego szaleńca, który działa z jakiś bliżej nieokreślonych pobudek, często za ta główny motyw działania uważa się politykę, stąd dodatkowe epitety – radykał prawicowy, faszysta itp.

 

Natomiast wyzwaniem dla zdominowanego przez lewicę świata mediów są nade wszystko katolicy działający aktywnie z pobudek moralnych i religijnych, dla nich przygotowano szufladę z napisem – ultrakatolicy. Tacy katolicy, którzy każdą sferę życia chcą - co naturalnie wypływa z nakazów naszej religii - podporządkować panowaniu Jezusa Chrystusa są określani mianem „katolickiego Talibanu”. Z premedytacją odmawia się im możliwości podejmowania aktywności z pobudek moralnych, a doszukuje się innych motywów działania lub po prostu się je wymyśla.

 

To oni są przedmiotem szczególnego ataku?

Właśnie. Aktywność katolików napawa strachem i przerażeniem wszystkich wrogów Kościoła, w tym lewicowe media. Te ostatnie, choć ich kompetencja jest w tej materii żadna, próbują pouczać, co powinien robić, a czego nie „prawdziwy katolik”.

 

Dlatego człowiek, który chce uważać się za katolika kompletnego, całościowego, jest zobowiązany do działania, tym bardziej w sytuacji, kiedy władza dokonuje zamachu na swobodę wyznania, gdy wyśmiewany i opluwany jest Kościół, zaś bluźnierstwa nazywa się sztuką. Nie możemy być bierni. A im bardziej antychrześcijańska rewolucja, której jesteśmy świadkami, pokazuje swe szatańskie oblicze tym radykalniejsze powinno być nasze przeciwstawienie się jej.

 

Na czym skupić swoje działania, gdzie je zogniskować?

Zgodnie z doktryną katolicką nie ma sfery, która nie powinna być objęta naszym zainteresowaniem, jako ludzi wierzących. Od polityki przez edukację, sztukę, media, życie rodzinne. Tego wymaga od nas nasza wiara. Zatem nasze działania muszą być wielopłaszczyznowe. Nie można pozwolić by w jakiejkolwiek dziedzinie Bóg był obrażany. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza stanowiący prawo, którzy zawsze, powtarzam zawsze, winni widzieć prymat prawa Boskiego i Tradycji nad wskazówkami partyjnych decydentów.

 

Katolik musi działać na wszystkich frontach, ta konieczność zapisana jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Nie dopuszczalna jest sytuacja, kiedy reakcja na bluźnierstwa jest zerowa. Wymaga to odwagi, także ze strony ludzi Kościoła.

 

Zawodowi poprawiacze Kościoła, reglamentujący aktywność katolików na polu społecznym często posługują się cytatami z Biblii tak dobranymi, by uzasadnić swoje zdanie. Przywołują fragment o konieczności nadstawiania drugiego policzka, o niedostrzeganiu belki w oku... Jako żywo przypomina się sytuacja, w której Pan Nasz Jezus Chrystus był kuszony przez Szatana. Diabeł również posługiwał się cytatami z Pisma.

Otóż to, a my często nie wiemy, co odpowiedzieć w takich sytuacjach. W głowie mamy co najwyżej fragmenty o miłosierdziu, pokorze, przebaczeniu. Nie pamiętamy, a co gorsze nie chcemy pamiętać, że Pan Nasz Jezus Chrystus powiedział : „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien /Mt 10, 34-37/.

 

Na pierwszym miejscu Pan Nasz Jezus Chrystus stawia siebie. Nikt nie może przesłonić Jego osoby. Nawet najbliżsi, nawet ojciec i matka, syn czy córka. Bo to On jest najważniejszy. Obecnie spotykamy się i to dość często z sytuacją, kiedy ktoś ze spokojem przyjmuje nieuporządkowane moralnie życie swoich bliskich, a nawet jest z niego dumny. A przecież Pismo Św. stanowi inaczej, nie wzywa do bierności i uległości, ale do działania i przezwyciężania zła!

 

W kontekście masowo dokonywanej aborcji, która polega - co trzeba przypominać i podkreślać - na zabijaniu nienarodzonych, bezbronnych dzieci, stajemy wobec bardzo poważnego wyzwania. Nasze działanie nie może być miękkie i ledwo dostrzegalne, wszak ma ono na celu obronę życia. Gdy ktoś nas lub naszych bliskich napada, bronimy się. Jest to dla każdego oczywiste. Dlaczego więc ten sam mechanizm jest kwestionowany, także przez niektóre osoby uważające się za katolików? To jest jakościowo identyczna sytuacja i wymaga podjęcia wszelkich środków, by jej zapobiec. Ceną naszej bierności jest życie ludzkie! Codziennie zagrożone jest życie olbrzymiej masy ludzkich istnień!

 

Jak określimy żołnierza, który ucieka z pola bitwy, pozostawia rannych na pastwę nieprzyjaciela, opuszcza tych, których miał bronić? Tchórz – to najlżejsze określenie. Tak samo można powiedzieć o każdym, kto przyzwala na barbarzyństwo aborcji.

 

Z przestrzeni publicznej powoli znikają symbole religijne. Pojawiają się za to pełne bluźnierstw, obsceniczności i kpiny z Kościoła obrazy i hasła. Katolicy wstydzą się swojej wiary, dając posłuch lewicowemu paradygmatowi, że religia jest sprawą prywatną. Przykładem jest zanik zwyczaju wykonywania znaku krzyża przed posiłkiem czy podróżą. Boimy się katolickiego pozdrowienia: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, czujemy się skrępowani, kiedy ktoś go używa.

Jedną z prób odpowiedzi na to zjawisko, była nasza akcja „Nie wstydzę się Jezusa”. Rozdawaliśmy breloki z tym hasłem i cieszyły się one ogromną popularnością. Widać, że ludzie potrzebują tego typu działań, które ich wyrywają z marazmu. Pokazują, że można i trzeba jasno i stanowczo manifestować swoje przywiązanie do Pana Naszego Jezusa Chrystusa, zwłaszcza po za murami kościoła, w sferze publicznej.

 

Wiem, że to drażni wielu i bardzo dobrze. Wszak nasz Mistrz zapewniał, że tak właśnie będzie. Krzyż to znak, „któremu sprzeciwiać się będą”. Nie można ulegać lansowanej wizji „cukierkowatego” katolicyzmu, takiego, który nikomu nie przeszkadza i nie wadzi. To doprowadza tylko do dalszej eskalacji antychrześcijańskiego szału. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim katolikiem chcę być – takim, jakiego chcą media, czy takim, jakiego chce Bóg? Oczywiście wymaga to odwagi i gotowości na poświęcenie, bowiem jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Jeśli „nie wstydzisz się Jezusa” to nie ma innej drogi niż potwierdzić to działaniem. We współczesnym świecie, gdzie życie tylu ludzi jest zagrożone, gdzie promuje się dewiacje, uderza w rodzinę nie może zabraknąć aktywnych i gotowych do działania katolików.

 

Katolik musi, jak to tylko jest możliwe zbrojny w bezkompromisowość, odwagę i skrajną konsekwencję, jeśli chce wytrzymać w tym, co się wokół niego dzieje. Nie można hodować w sobie postawy permanentnej uległości. Jeśli coś ma się zmienić katolik nie może być pogodzony ze światem. Naszą rolą nie jest godzenie wszystkich ze wszystkimi.

 

A może, choć zdaje sobie sprawę z prowokacyjnego charakteru tej propozycji, pokazać światu drzemiące w katolikach pokłady niezadowolenia i słusznego gniewu wywołane ich permanentnym obrażaniem?

W prawdziwym muzułmańskim Talibie jest coś, czego powinniśmy się nauczyć. Wobec ich odwagi i determinacji nie można przejść obojętnie, uwzględniając oczywiście, że prowadzą oni walkę w imię fałszywej religii. Wśród katolików brakuje oddanych wojowników, którzy będą gotowi poświęcić swoje życie za sprawę. Ta gotowość jest obiektywnym walorem, jaki zgodnie z doktryną katolicką powinien posiadać każdy katolik. Wola katolika powinna być ukierunkowana w taki sposób, żeby w razie konieczności podjąć walkę, a gdy trzeba będzie – oddać życie za wiarę.

 

Antykatolickie środowiska, bardzo wpływowe i zasobne, zdają sobie sprawę z tej słabości współczesnych katolików. Wiedzą, że reakcja na obrażanie Boga i Kościoła będzie słaba i niewspółmierna. Łatwo dostrzec prawidłowość, która wskazuje, iż świat liczy się tylko z silnymi: drży przed islamem, wiedząc jaka będzie reakcja muzułmanów, natomiast widząc bezwolność i słabość wielu katolików pozwala sobie na ich bezkarne i coraz bardziej bezczelne atakowanie.

Katolicy często zadają sobie pytanie: „czy wolno nam zareagować?”. A przecież katolicy byli do tego wielokrotnie wzywani! W obecnym czasie jakoś się o tym zapomina. Istnieje wszak doktryna wojny sprawiedliwej, która nigdy nie została odwołana. Jakże ją odrzucać, kiedy stoi za nim autorytet świętych Augustyna i Tomasza? Do walki za wiarę wzywał także św. Bernard! To nie jest propozycja czy sugestia, to nakaz! Swoje słowa kierował do średniowiecznych krzyżowców, ale ich aktualność pozostała do dziś.

 

Dlatego np. my jako „Krucjata Młodych” znaleźliśmy się na celowniku, bo ośmieliliśmy się użyć słowa krucjata. A jest to jedno z najbardziej zakłamanych pojęć często wykorzystywane przez antykatolickie środowiska. My uważamy jednak, że samo wyciągnięcie miecza nie jest złe samo w sobie. Walka w niektórych sytuacjach staje się po prostu konieczna.

 

Widać wyraźnie, że niektórzy katolicy ulegli pokusie pacyfizmu.

Broń pacyfizmu była wielokrotnie wykorzystywana przez Związek Radziecki w walce o prymat nad światem. Pacyfizm jest więc zgniłym owocem i trudnym dziedzictwem komunizmu. System ten poczynił o wiele większe szkody, niż nam się wydaje. Słabość naszych działań wynika też i z tego. Wmówiono nam, że nie należy reagować, być potulnym. Przedstawiono zafałszowany obraz wiary i wielu z katolików w niego uwierzyło, głosząc teraz poglądy przesiąknięte duchem pacyfizmu, które są dalekie od doktryny katolickiej.

 

Jeśli uważamy, że miłym uśmiechem i przymilaniem podbijemy człowieka, który otwarcie opowiada się po stronie zła, to się łudzimy. W świecie jest dobro, ale jest też zło, jest cnota, ale i grzech. Tak wygląda świat po grzechu pierworodnym. Bóg powiedział: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej”. Katolik, który jest „potomkiem niewiasty”, powinien być świadom istnienia „potomstwa węża”, z którym nie ma możliwości dialogu czy prób jego obłaskawiania.

 

 

Rozmawiał Łukasz Karpiel

 

 

Źródło: Łukasz Karpiel