JustPaste.it

Rzeczpospolita na rozdrożu

Jarosław Kaczyński przestał chyba wierzyć w szansę zdobycia władzy w wyborach, skoro nawet seria afer z Amber Gold włącznie, nie na długo zachwiała pozycją Platformy w sondażach.

Jarosław Kaczyński przestał chyba wierzyć w szansę zdobycia władzy w wyborach, skoro nawet seria afer z Amber Gold włącznie, nie na długo zachwiała pozycją Platformy w sondażach.

 

 

 

Po przykrych doświadczeniach z lat ubiegłych, burdach i bandyckich ekscesach radykalnego motłochu na ulicach Warszawy, Platforma Obywatelska obudziła się z błogostanu, wywołanego buńczucznym przekonaniem, że ich formacja nie ma z kim w Polsce przegrać, więc nie musi się obawiać utraty władzy. Do przeciwdziałania zawłaszczaniu przestrzeni publicznej przez skrajną prawicę zmusiła koalicję rządzącą także potężna demonstracja przeciwników rządu, wywołana przez stronników Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu w stolicy. Tym razem władza łatwo nie skapitulowała i nie oddała wolnego pola zastępom wojowniczej opozycji, Alternatywny marsz w Warszawie poprowadził sam Prezydent Rzeczpospolitej szlakiem historii walki narodowo-wyzwoleńczej, wyznaczonym przez pomniki ważnych postaci reprezentujących w przeszłości różne opcje polityczno-światopoglądowe.

 

Około 10 tysięcy osób, reprezentujących sytą i zadowoloną z życia w III RP znaczącą część społeczeństwa pomaszerowało z Bronisławem Komorowskim, dając wyraz aprobaty dla status quo i odcinając się jednocześnie od hałaśliwej gromady walczącej o niepodległość kraju dwadzieścia kilka lat po jej definitywnym odzyskaniu. Gdzie byli, kiedy trzeba do dziś nie wiadomo, no może stali wtedy tam gdzie stało ZOMO? Nie było chyba wśród nich ani jednego, który chciałby bić faszystów, narodowców, Wszechpolaków i innych agresywnych cudaków, wzywających do obalenia legalnej, w demokratycznych wyborach sformowanej władzy. Nie było tam też zakapturzonych” patriotów” obrzucających policjantów płonącymi racami i kostką brukową To dużo, jeśli się weźmie pod uwagę, że wszelkie marsze i demonstracje nie przyciągają na ogół spokojnych obywateli, a raczej sfrustrowanych nieudaczników, albo prześladowanych biedaków, zdeterminowanych swoim beznadziejnym położeniem materialnym.

 

Tym samym Święto Niepodległości przestało być wyłącznie dogodną areną do eksponowania się dla politycznej ekstremy, chuliganów, bandytów i wszelkiej maści mitomanów i idiotów. To dobra wiadomość świadcząca o zdrowym duchu i racjonalnej myśli zasadniczego trzonu społeczeństwa. Jak daleko jednak jeszcze do normalności widać po liczebności, determinacji i agresji uczestników alternatywnego pochodu zorganizowanego przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Radykalno Narodowy, przeciwko formacji aktualnie trzymającej władzę w państwie. Demonstrantom bieda w oczy nie zagląda, a wręcz przeciwnie można powiedzieć, że duża ich część „z żyru biesitsja”. Podnieceni alkoholem i narkotykami szukają mocnych wrażeń w bijatykach z policją, ukrywając swoją tożsamość za kapturami na twarzy i korzystając z osłony tłumu oraz wstrzemięźliwości władz porządkowych.

 

Oczywiście nic nie dzieje się samo z siebie Nie trzeba być politologiem, żeby ustalić, że rozróby podczas obchodów Święta Niepodległości mają miejsce na polityczne zamówienie i są elementem dalekosiężnej akcji osłabiania i demontażu, rządzącej w kraju od pięciu lat liberalnej frakcji postsolidarnościowej, działającej pod szyldem Platformy Obywatelskiej.

Jarosław Kaczyński jak się wydaje przestał już wierzyć w szansę zdobycia absolutnej większości w demokratycznych wyborach, skoro nawet cała seria afer i innych potknięć rządu nie na długo zachwiała żelazną pozycją Platformy w sondażach. Wobec braku zdolności koalicyjnej pozostaje mu tylko droga obalenia znienawidzonego Tuska przy pomocy fali społecznych niepokojów, inspirowanych i podsycanych przez ciągle na nowo odgrzewaną herezję smoleńską.

 

Jątrzyć i rozdrapywać smoleńskie rany przy każdej nadarzającej się okazji – oto jest metoda utrzymująca w stanie gotowości bojowej liczne zastępy mitomanów i zaboboniarzy, dla których szeptana wieść gminna bardziej jest wiarygodna od naukowo potwierdzonych, racjonalnych argumentów. Plan przywódcy Pis-u polega na powiększaniu szeregów dość już potężnego bloku narodowo-katolickiego, aż do osiągnięcia masy krytycznej, niezbędnej do planowego wybuchu. Paliwem do rozpalania pożądanych przez wodza społecznych nastrojów są kolejne „rewelacje’ na temat nowych dowodów potwierdzających wersję zamachu na „Prezydenta Tysiąclecia” Lecha, Kaczyńskiego, który rzekomo z powodzeniem budował Polskę mocarstwową. Inne osoby, które straciły życie w katastrofie tupolewa, to według teorii brata bliźniaka ofiary przypadkowe, które zginęły tylko, dlatego, że towarzyszyły prezydentowi.

 

Jarosław opowiada swoją bajkę przy każdej, nadarzającej się okazji. Służą temu głownie miesięcznice odprawiane przed Pałacem Prezydenckim, ale nie tylko. Najlepszą ku temu okazją są ważne, historyczne rocznice i święta narodowe, nasycone do imentu treściami pseudopatriotycznymi. Nie inaczej było podczas obchodów Święta Niepodległości. Wprawdzie w politycznych manewrach na ulicach Warszawy zabrakło głównych adwersarzy szarpiącego państwem konfliktu, ale to nie znaczy, że nie grali tego dnia głównych ról. Premier pojechał w odwiedziny do polskich żołnierzy służących w Kosowie, pozostawiając na placu boju mniej kontrowersyjnego Bronisława Komorowskiego, a pretendent odwiedził grobowiec brata na Wawelu. Tam to Jarosław ogłosił Lecha jedynym prezydentem, który realizował polską rację stanu po 1989 roku. O tym, że po odzyskaniu władzy stanie jego pomnik przy pomniku mówił już wcześniej.

 

Miarą wiarygodności męża stanu jest jego zdrowy dystans do osiągnięć własnych i osób bliskich sobie. Wielkość polityka mierzona się wartością jego dokonań dla innych ludzi wymaga potwierdzenia ze strony obywateli, nieuwikłanych w szarpaninę o dostęp do władzy, a nawet przez posiadających klasę przeciwników politycznych. Wprawdzie klasyk nazistowskiej propagandy i manipulacji głosił, że kłamstwo po wielokroć powtarzane staje się prawdą, ale coraz bardziej wykształcone polskie społeczeństwo nie powinno się dać nabrać na budowane naprędce prymitywne mity, bezwstydnie głoszone przez populistów i demagogów zaludniających polityczną scenę. W Polsce każdego dnia toczy się podskórna rywalizacja bloku liberalnego z konserwatywnym, która ujawnia się, co jakiś czas wybuchami wzajemnej wrogości, a może nawet nienawiści. Do złudzenia przypomina to potępieńcze swary toczone w II Rzeczpospolitej, które zaraz po wojnie przerodziły się w zbrojny konflikt. Jaki obecnie  będzie finał tych zmagań