JustPaste.it

"Ja też tak potrafię!"

Gdyby napisać prawdę, skąd to ziarno pochodzi - zaraz byście się wściekli.

Gdyby napisać prawdę, skąd to ziarno pochodzi - zaraz byście się wściekli.

 

„Ja też tak potrafię!”

Potrafię, albo nie. Wydaje mi się, że potrafię. Bo niby co w tym trudnego? Śpiewać tak, jak Doda, Kukiz, albo inna Rihanna – każdy przecież potrafi, bo to żadna sztuka. I tu się trzeba zdecydowanie zgodzić – to nie jest żadna sztuka.

Dziura w sęku polega na tym, że sztuka nowoczesna to wprawdzie coś bardzo, nawet niesłychanie nowoczesnego – ale definicja tej sztuki pochodzi od czegoś tak starożytnego, że nie pamięta tego żaden komputer. Tym starożytnym pojęciem każdy komputer się posługuje, zarazem jednak nowoczesnemu pojęciu sztuki nijak ono nie odpowiada.

Istnieje więc pilna potrzeba, żeby to pojęcie przedefiniować. No, zrobić po prostu tak samo nowoczesnym.

Wtedy od razu wszystko stanie się jasne.

Można będzie malować, jak Nieznalska, czy inny Kotasiński. Albo pisać, jak ten, no, Pilch bodajże. Czy, dajmy na to, Masłowska. Każdy orze, jak może. Ale zbierać nie ma komu. Wszystko gnije na pniu, nikomu do niczego nie jest potrzebne. Zresztą, zaraz na nowo będzie zaorane.

Lecz siew, czy tam sianie – to konieczność. Bo co mamy z tym amerykańskim ziarnem począć? A nuż coś na złość wyrośnie.

Na razie trwa taka dość leniwa debata o tym, czy ziarno do siewu jest na pewno amerykańskie, czy to raczej euro-ziarno. Głosy rozłożone są mniej czy więcej równo, bo to przecież nie ma znaczenia. Od tego nic nie zależy.

Ale „nic” nie ma nic wspólnego z „całkiem”. Rzecz w tym, że to ziarno amerykańskie, które tak sobie beztrosko siejemy, w ogóle nie pochodzi z Ameryki. Gdyby napisać prawdę, skąd ono pochodzi, zaraz byście się wściekli. To zresztą, jak wspomniałem, nie ma znaczenia, bo i tak żremy wszystko gotowe. Te kluski żremy gotowe i ten chleb także.

Dożynki jednak są zawsze (zgadnijcie, od żęcia, czy może od rżnięcia). Nie pytajcie, kogo.

9483332f9a944c172e1d6b22f9d2d5fa.jpg

Wiecie, dawnymi laty na pytanie o wartość artystyczną każde dziecko umiało odpowiedzieć. Żadne się nie pomyliło. A teraz nawet profesory nie za bardzo wiedzą, o co w tym pytaniu chodzi. Takie rzeczy na ten temat gadają, że każdy głupieje. I właśnie o to chodzi!

Bo malowanie teraz, to nie jest malowanie, tylko performance. Jeżeli za słabo wychodzi, można coś zaśpiewać. Bo śpiewanie, to też nie śpiewanie, tylko pokaz ciuchów. Albo ich zrzucanie. Ostatecznie, można książkę napisać, choć to kupa roboty. Ale znać się na polskim niekoniecznie trzeba. Tam przecież siedzi cała zgraja panów redaktorów i pań redaktorek, oni każdego byka poprawią. Zresztą, może nie każdego, to by odebrało bykom autentyzm i spontaniczność, cechy bardzo cenne.

O pisaniu to jeszcze wspomnę, że w tej kwestii nowoczesność jest już całkowicie wprowadzona. Wystarczy zajrzeć na byle forum w Internecie. Albo co tam na forum! Dość poczytać samych panów redaktorów, redaktorek też nie wyłączając. Człowiek aż się zdziwi, ile tam nowoczesności. Nawet można to nazwać awangardą, bo w pełni zasługuje. Zaznaczam, że Onet wcale nie jest aż tak bardzo przodującym.

Co prawda, w tej sprawie jest chyba trochę za dużo haków. Do tego performance, to trzeba obowiązkowo jakąś akademię skończyć, najlepiej w ogóle być w tej akademii profesorem. Albo zrobić coś takiego, czego żaden łeb nie wymyśli, żeby nie wiem co. Wtedy profesorem zostaje się od razu. A jak już się zostanie – to hulaj dusza, piekło dawno wymyślone, nikomu nie straszne.

Z książką są inne haki. Nie chodzi o tę robotę, na którą jednak trzeba się zdobyć, za robotę nikt nie rozlicza. Jedyne rozliczenie – to temat. Za temat od razu rozliczają, prawie od ręki. Na przykład antysemityzm. Rzecz jasna, antysemityzm Polaków. Ileż to kasy, misiu, kasy da się na tym zrobić! Wszystkie książki ci sprzedadzą (albo powiedzą, że sprzedali, co na jedno wyjdzie). Kilka nagród natychmiast na twoim honorze powieszą, i medal ci dadzą, i kasy aż do odżydzenia, i w ogóle.

(Ajwaj, chyba źle napisałem. Powinno być „do zażydzenia”, co nie?)

Tak przykładowo podałem, bo można także napisać o dupie Maryni. To drugi bardzo nośny temat, chociaż nie tak, jak ten o antysemityzmie Polaków. Dupa Maryni znacznie gorzej się sprzedaje i całkiem bez picu. Inne tematy są trudniejsze, nie każdy jest Cejrowskim, czy Wojciechowską. Trzeba by wpierw zaryzykować poważnym wkładem: docenią, albo nie.

Częściej, oczywiście – nie. W myśl nowoczesnej definicji sztuki, ludziom podoba się wyłącznie to, co sami by mogli zrobić bez żadnego trudu. Nie daj Boże zaś – umysłowego. Taki trud jest absolutnie wykluczony.

Rzecz jasna sama z siebie, że takiej książki nie ma potrzeby czytać. Nie ma też potrzeby tych performanców oglądać. Bo jeżeli każdy może sam taką książkę napisać, albo zrobić taki performanc – to po co jeszcze oglądać albo, nie daj Boże, czytać? Na tym, to my bardzo oszczędzamy. Tylko na głupocie i na kredytach – nie.

Z Dodą czy Kukizem to jest coś innego. Nigdy nie wiadomo, kiedy albo komu zechce się zatańczyć z gwiazdami. To przecież nic trudnego. Na pewno by się okazało, że nasz głos nie gorszy, może nawet lepszy. Wygłupiać też się potrafimy, a gawiedź wszystko kupi. Za Rihannę to bodaj po dwieście ojro bez żadnego obciachu zapłacą.  

Na razie jednak, póki co, siedzimy razem z tą gawiedzią, więc wiemy bardzo dobrze, o co kaman. Tylko czekamy na właściwą chwilę.

A tak w ogóle, to ja się zapytam, czy na tym najlepszym z światów, ze wszech miar najlepszym, czy jest jeszcze na nim cokolwiek trudnego?

Nie licząc życia emeryta, oczywiście.

dac95fede23dd336fb81e4be265c14a7.jpg