JustPaste.it

Spowiedź introwertyka

-Ona wciąż patrzy na coś odległego – pomyślałem ocierając brudnym rękawem świeże łzy, tak bezczelnie wyrwane mi przez won cebuli. Jest to jednak cena jaką trzeba zapłacić za...

-Ona wciąż patrzy na coś odległego – pomyślałem ocierając brudnym rękawem świeże łzy, tak bezczelnie wyrwane mi przez won cebuli. Jest to jednak cena jaką trzeba zapłacić za...

 

-Ona wciąż patrzy na coś odległego – pomyślałem ocierając brudnym rękawem świeże łzy, tak bezczelnie wyrwane mi przez won cebuli. Jest to jednak cena jaką trzeba zapłacić za możliwość spożycia w poniedziałek świeżego szczypiorku na kanapce z jajkiem.

-Michał! Idź już bo spóźnisz się na zajęcia – krzyknęła mama z drugiego pokoju.

Jej głos zawsze sprowadzał mnie na ziemię, ton nie znoszący sprzeciwu z lekką chrypą charakterystyczną dla osób nadto lubujących się w trunkach. Nie odpowiedziałem, ostatnio staram się z nią unikać kontaktu , nie ze strachu lecz z lenistwa, tak…długie rozmowy bywają nużące. Odszedłem od stołu nie zjadłszy śniadania „Nawet szczypior to zbyt wiele?’’ – pomyślałem, wszedłem do przedpokoju, nim zdążyłem odnaleźć wzrokiem buty poczułem nieprzyjemną woń, mieszaninę starych skarpet i papierosów. Podszedłem do szafy, wyjąłem zeń kurtkę i szalik – była już połowa listopada – założyłem je uprzednio sprawdzając rozmiar na metce dla pewności, obróciłem się przy drzwiach leżały stare czarne buty, wyglądały na moje choć nie chciałem by nimi były, założyłem je, w trakcie wiązania sznurowadeł zerknąłem na prawą dłoń, była sina, błyskawicznie wróciły wspomnienia poprzedniej nocy.

-Cholerny Renie – mruknąłem pod nosem

-Co ty tu jeszcze robisz ? – krzyknęła matka – Idź do szkoły bo znowu będę musiała się za Ciebie wstydzić na zebraniu.

Westchnąłem tylko, założyłem słuchawki i plecak po czym otworzyłem drzwi i opuściłem dom. Wyszedłem na ulicę, idąc na przystanek patrzyłem na przechodniów zastanawiając się ilu z nich jest tak naprawdę spełnionych, widząc ich przygnębione popielate twarze odpowiedź nasuwała się sama. Możliwe że i ja za parę lat będę wyglądał tak samo, choć już teraz me młodzieńcze światło tu i ówdzie zakrywał cień frustrującej bezużyteczności. Młodzian z duszą starca, czułem że się wypaliłem, każdy dzień wydawał się być tylko replayem poprzedniego. Dotarłem na przystanek, powiał zimny przenikający ubrania wiatr, żałowałem wtedy że nie wziąłem czapki. Z tych wręcz „egzystencjalnych’’ rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przyjeżdżającego tramwaju, drzwi otworzyły się z zgrzytem, miałem szczęście wysiadło tyle osób że mogłem nawet usiąść, wybrałem krzesło najmniej przypominające mi zdechłego psa, usiadłem. Mam tendencje do rozmyślania o życiu w trakcie jazdy do szkoły, tak…jakbym miał w te 9 min wymyślić lekarstwo na zło całego świata, co gorsza zwykle prowadzi to do pogorszenia się mojego nastroju, wychodzę przygnębiony, muszę pokonać jeszcze jakieś 200m nim dojdę do szkoły. Pokonuję ten dystans szybkim krokiem. Zwykle nic tu się nie dzieje, ot zobaczę staruszka sprzedającego miód na ulicy lub krótko obstrzyżonego jegomościa w sportowym stroju powtarzającego łacinę. Otwieram drzwi szkoły, już od progu czuję falę ciepła, pośpiesznie zdejmuję szalik i rozpinam kurtkę celem nie spocenia się, jednocześnie idąc w stronę szatni. Po drodze spotykam paru kumpli, udaję że się śpieszę by uniknąć czegoś więcej niż codziennego „cześć’’. W szatni witam Panią weń pracującą, jest pierwsza miła chwila w ciągu dnia, kobieta ta wydaje się być szczęśliwa, nigdy nie widziałem by skarżyła się na coś lub narzekała, ale czy ja ją znam? Widok takich ludzi utwierdza mnie w przekonaniu że mam więcej wad niż zalet, jestem frustratem, dlaczego nie mogę cieszyć się każdym dniem jak ona? Słyszę dzwonek, mimo to rozbieram się powoli, jakby mnie to nie dotyczyło, zmieniam buty następnie kieruję swe kroki ku Sali nr 24 na lekcję języka ojczystego, które tak bestialsko niszczy znienawidzony nauczyciel. Otwieram drzwi, Meduza obróciła głowę zatrzymując spojrzenie na mojej twarzy, widziałem w jej oczach triumf, władczym ruchem nakazała mi bym spoczął po czym wpisała spóźnienie. Lekcja przebiegała zwyczajnie, temat jak zawsze odkrywczy, gdzieś pomiędzy mazaniem w notesie a kontrolowaniem czasu znalazłem chwilę by posłuchać jakie to wartościowe treści ma mi do przekazania, byłem u kresu sił wydawało mi się że bez przerwy powtarza jedną oklepaną frazę. Nuda szybciej zabiera energię niż ciężka praca ot kolejne ciekawe wnioski, pomału zastanawiam się nad sensem tych rozmyślań, nie jestem przez to lepszy, a tylko pogrążam się w czymś na kształt izolacji od świata, wnioski które wysuwam nie pozwalają mi normalnie funkcjonować...Dzwonek, dzięki bogu nie zepsułem sobie nastroju tak bardzo jak zwykle. Wstaję, chowam nieużywane książki do plecaka następnie wysyłam koleżance sztuczny uśmiech i wychodzę. Już od pierwszych chwil słyszę szkolne radio, stare głośniki pochrapują żałośnie bezczeszcząc fajny kawałek. Idę zatłoczonym korytarzem, po drodze ocieram się o dziesiątki ignorantów i pozerów, a może to fascynujące osobowości? Nieważne, pewnie nie dam im szansy poznania się, tu po raz kolejny objawia się moje lenistwo. Wreszcie doczłapałem się do schodów, stawiam pierwszy krok, coś w głowie podpowiada mi podnieść wzrok, unoszę lekko oczy, nagle czas jakby się zatrzymał, ujrzałem ją dziś po raz pierwszy, jest to już drugi moment dzisiejszego dnia, te parę sekund daje mi siły na cały dzień. Pogadać, czy nie? co dzień staję przed tym wyborem, w ułamku sekundy przez głowę przeleciały mi setki możliwych scenariuszy tej chwili, myślę że wszystko poszło by dobrze mimo to jak zawsze rezygnuję. W końcu ona wciąż patrzy na coś odległego…