JustPaste.it

Nikodem, cz.2.

A skojarzenia te były dla Nikodema tak niewiarygodne, że z jednej strony pociągały go niezmiernie a, z drugiej chyba się ich bał.

Uczony powrócił do domu. Był poirytowany. Nie tak wyobrażał sobie rozmowę z Jezusem. Nie dość, że niczego się nie dowiedział to jeszcze niezrozumiałe słowa, które usłyszał drażniły go. Ale i nie dawały spokoju. A może jednak czegoś się dowiedział? Trudno wszak było założyć, że Jezus mówił bez sensu...

“ Kto się nie narodził z wody i z Ducha...”  Co się narodziło z ciała, ciałem jest a co z Ducha, duchem...”A cóż to, u licha, może znaczyć?

Musiał się dowiedzieć. Musiał, bo ów nauczyciel intrygował go niezmiernie. Wiedział co mówił, słyszał o rzekomych znakach i cudach... Tak. Cokolwiek by powiedzieć to faktem jest, myślał, że jest kimś niezwykłym i doskonale zna Pisma...

Zapewne zaczął wertować Torę, tę zawsze miał na podorędziu. Zapewne kazał sobie przynieść i inne papirusy... Czytał, szukał i myślał...

Nie było łatwo. Wszak dysponował jedynie Torą i Księgami Proroków. To, co mówił i czynił Jezus nie było jeszcze spisane. Ale bardziej czuł niż wiedział, że działalność syna cieśli jest mu skądś znana. Intrygowało go to i niepokoiło. Przecież przyszedł do tego Nauczyciela nie tylko za sprawą ciekawości. Bo to, co o nim dotychczas usłyszał z czymś mu się kojarzyło...

A skojarzenia te były dla Nikodema tak niewiarygodne, że z jednej strony pociągały go niezmiernie a, z drugiej chyba się ich bał. Bo jeśli jednak myśli, które kłębiły się w głowie rabina były właściwe, to, jako człowiek racjonalny i świadomy, rozumiał, że musiały, wcześniej czy później doprowadzić go do jednego wniosku....

Nie wiemy czy Nikodem dzielił się z innymi członkami Sanhedrynu swoimi myślami. Możemy jednak przypuszczać, że miał choć kilku przyjaciół w tym gronie. Takich, którym mógł zaufać. Wszak sam na początku spotkania z Jezusem zadeklarował, że przychodzi nie tylko we własnym imieniu.

I, kiedy czytał Pisma, kiedy wynotowywał sobie cytaty, kiedy je ze sobą zestawiał, zastanawiał się nad nimi, rozważał i przyrównywał je do tego, co już wiedział o Jezusie to, zwolna, dzień za dniem nabierał przekonania, że się nie myli. Że to, co było jeszcze niedawno jedynie przeczuciem, myślą, która wprawiała go w niepokój, intrygowała i nie dawała spokoju, przemieniało się w pewność. Pewność tyle niezwykłą, ile groźną.

Prawdopodobnie Nikodem uświadomił sobie, w pełni, kim był Jezus dopiero po jego ukrzyżowaniu. Ale przez prawie trzy lata obserwował Nauczyciela. I im więcej wiedział, im więcej rozumiał tym mniej mógł mówić. Wydaje się, że koniec końców, został ze swoją wiedzą, ze swoją pewnością sam. Był nadal członkiem Sanhendrynu. Ale już wiedział, że to nie jest jego miejsce. Znał swoich kolegów i przyjaciół, wiedział co się stanie kiedy powiedziałby to, co już wie. Znał reakcję uczonych w Piśmie kiedy zrozumieją, że ich rola już jest skończona. Że ich czas przeminął. Wiedział, i jak wiemy nie mylił się, jak rabini potraktują Mesjasza. I jak potraktowaliby  jego. Sorry Winnetou, ale biznes jest biznes...

Sądzę, że nadal nie wiedział co znaczą słowa, które usłyszał od Jezusa na początku jego działalności. Na to musiał przyjść czas. Bo to czym jest narodzenie z wody i z Ducha dało się zrozumieć dopiero później. Ale już wówczas Nikodem wiedział, że słowa Jezusa miały bardzo głęboki sens i z wolna, sens ten, stawał się coraz jaśniejszy.

Nam, w pewnym sensie, jest dużo łatwiej niż Nikodemowi. Wiemy więcej i mamy perspektywę. Łatwiej jest zrozumieć przeszłość niż rozumieć teraźniejszość. Ale  wciąż, mimo tej wiedzy, doświadczeń naszych przodków, nie rozumiemy słów Chrystusa. A może nie chcemy ich zrozumieć?

Bo zrozumienie to musi zburzyć nasz poukładany świat i, w wielu przypadkach, postawić go na głowie...

c.d.n.