Gibas na Gibasówce
Jest jeszcze w Polsce kilka takich miejsc jak przysiółek Gibasy, położony w Beskidzie Małym. Akurat w tym przypadku położenie geograficzne nie jest najistotniejsze, o wiele ważniejsze jest umiejscowienie w czasie, a w Gibasach czas się w pewnym momencie jakby się zatrzymał, może zresztą zawsze upływał tam bardzo wolno. W przysiółku stoją trzy chałupy, dwie z nich to nie zamieszkane na stałe domki letniskowe. Trzeci to Gibasówka, chatka dla turystów prowadzona przez opiekuńczego pana Staszka, który w tym właśnie domu się wychował. Jak opowiada, przez całe dzieciństwo, żeby się uczyć musiał schodzić do szkoły w dolinę, co latem nie stwarzało problemów ale zimą bywało różnie.
Byliśmy gośćmi pana Staszka od niedzielnego popołudnia, a pożegnaliśmy się z nim serdecznie wczoraj, czyli w poniedziałkowy poranek. Chatka wyposażona jest w elektryczność ale wodę pan Staszek nosi ze studni do plastikowej beczki, z której mogą ją czerpać turyści, żeby na przykład umyć się w miednicy. Pójście do ubikacji, która stoi w niejakim oddaleniu jest dość dużym wyzwaniem, zwłaszcza podczas mroźnej nocy, gdy wyje wiatr i sypie śnieg. Wcale nie ułatwiają tego wyliczenia gospodarza, że gdzieś tam w okolicy chodzi mała wataha wilków (tak około 30 sztuk), jeden basior (samotny, stary wilk) i jeszcze jakiś niedźwiedź. Potrzeby fizjologiczne potrafią być jednak bardzo stanowcze i wtedy nie ma rady, iść trzeba.
Pan Staszek jest zapalonym miłośnikiem CB-radia. Późno w nocy, zasypiając już w ciepłej izbie rozświetlonej blaskiem ognia z kominka słyszałem jak za ścianą prowadzi rozmowy ze znajomymi Słowakami. Nie przeszkadzało mu to dokładać co jakiś czas drew do kominka, bo dba o wszystkich swoich gości. Rankiem śnieg przestał padać i góry pokazały swe zimowe oblicze. Po konsumpcji śniadania, które trzeba ze sobą przynieść i gorącej, słodkiej herbaty, którą serwuje (bezpłatnie) pan Staszek, pożegnaliśmy gościnnego gospodarza i ruszyliśmy w drogę.