JustPaste.it

Pokój ludziom dobrej woli

O absurdzie wojny jako takiej, a polsko-polskiej w szczególności.

O absurdzie wojny jako takiej, a polsko-polskiej w szczególności.

 

Widziałem to na jakimś filmie, którego akcja działa się we Francji w czasie I wojny światowej, aczkolwiek opisywana historia wydarzyła się naprawdę. Był rok 1917. Wrogie armie zaległy naprzeciw siebie w zimnych, błotnistych okopach. Niemców i aliantów dzieliły zasieki z drutu kolczastego i kilkaset metrów ziemi niczyjej. Trwała bezwzględna wojna pozycyjna. Każdego dnia ginęły tysiące żołnierzy po obu stronach frontu.

Aż nadszedł 24 grudnia, Wigilia Świąt Bożego Narodzenia, dzień, w którym tęsknota za domem, rodziną, wspólną kolacją, ciepłem musiała być szczególnie dotkliwa dla żołnierzy od miesięcy umęczonych wojną, zimnem, wilgocią, smrodem, chorobami, niepewnością jutra i szerzącą się wszędzie śmiercią.

Nagle dokładnie o 22.30 Niemcy wstrzymali ostrzał artyleryjski. Alianci spodziewali się ataku, może nawet z użyciem gazów bojowych, albo walki wręcz na bagnety. Ale nic się nie działo. Alianci też przestali strzelać. Zapadła od dawna niesłyszana cisza. Potem gruchnęła  niesamowita wieść — Niemcy poprosili o rozejm na czas Bożego Narodzenia!

Tuż przed północą ogłoszono zawieszenie broni. Żołnierze po obu stronach rozświetlali ciemności nocy racami, wychodzili z okopów, bez hełmów i broni. Ktoś zaintonował „Cichą noc, świętą noc”, inni podchwycili i wkrótce kolędę śpiewali już wszyscy, po niemiecku, francusku, angielsku.

Po chwili rozmontowano zasieki. Żołnierze zaczęli wychodzić na ziemię niczyją i dochodzić do jeszcze przed chwilą wrogich stanowisk przeciwnej armii. Witali się ze sobą jak starzy dawno niewidzący się przyjaciele. Rozmawiali, śmiali się, przebierali w cudze mundury. Nawet zaczęli dawać sobie jakieś drobne prezenty, jedzenie.

Tej nocy nikt nie spał, ale nie ze strachu przed atakiem, a z radości płynącej z chwili pokoju — przedsmaku przyszłego raju. Ten pokój trwał do południa następnego dnia. Potem zaczął padać śnieg. I znów zaczęła strzelać artyleria. Ludzie znów zaczęli ginąć setkami i tysiącami.

Żadna inna scena nie mogłaby lepiej oddać absurdalności wojny czy nawet żywienia do siebie nawzajem wrogości. 

Przed Polakami kolejne Święta Bożego Narodzenia. Dla większości z nas, nawet niewierzących czy wierzących inaczej, to szczególny czas. Wszystko jakby zwalnia, uspokaja się. Na ulicach dużo mniej samochodów. Na chodnikach dużo mniej ludzi, a jeśli są, to raczej spacerują niż biegną, jak to bywa na co dzień. Myśli wszystkich skupiają się na swoich bliskich, na wspólnych posiłkach. Myśli wielu biegną jeszcze ku Bogu, by rozważać cud narodzin Syna Bożego, nazwanego w Biblii Księciem Pokoju, Jezusa Chrystusa.

W naszym umęczonym i trawionym nieustanną wojną polsko-polską kraju nastanie czas rozejmu. Już niedługo jakiś kapelan odwiedzi Sejm. Parlamentarzyści wrogich obozów opuszczą na chwilę swoje okopy... Ups! Chciałem napisać — ławy poselskie. Będą się łamać opłatkiem, składać sobie życzenia. Będą uściski, pocałunki, rozmowy, dobre słowo, serdeczny śmiech. Może nawet uścisną się liderzy partii rządzącej koalicji z liderami opozycji, a może nawet ich rzecznicy prasowi...

Rozmarzyłem się. Ale chciałbym, żeby ten rozejm trwał i trwał; żeby nie skończył się zaraz po Nowym Roku. Panowie — chciałoby się powiedzieć do liderów życia politycznego — nie jesteście już tą walką zmęczeni? Bo my tak! Przed nami wszystkimi cięższy niż wszystkie poprzednie lata kryzysowe rok 2013. Łatwiej będzie nam go przetrwać w spokoju. Potrzeba tylko, aby Wasza „wola polityczna” stała się „dobrą wolą” — co jako w większości chrześcijanom nie powinno Wam sprawić szczególnej trudności. W końcu Jezus Chrystus każe nam miłować nawet naszych nieprzyjaciół.

Adresatom powyższego apelu i wszystkim Czytelnikom życzę, nie tyle wesołych i spokojnych Świąt, ale żeby ta radość i pokój nie skończyły się wraz z tymi Świętami, ale aby trwały jak najdłużej, aż do prawdziwego powrotu Jezusa Chrystusa, Księcia Pokoju.

Andrzej Siciński

[Artykuł ukazał się jako felieton wstępny w miesięczniku „Znaki Czasu” 12/2012].