JustPaste.it

Zbrodnia na Cyrhli Toporowej

Kryminały PRL-owskie dziejące się w Zakopanem to prawdziwy smaczek dla koneserów.

Kryminały PRL-owskie dziejące się w Zakopanem to prawdziwy smaczek dla koneserów.

 

Wszystko było już dawno przygotowane. Pokój w »Halamie« zarezerwowany, syrenka gruntownie wyremontowana”. Tak zaczyna się kryminał Zygmunta Zeydlera Zborowskiego pt. „Zbrodnia na Cyrhli Toporowej”. Warto przyjrzeć się podtatrzańskim realiom sprzed ponad 40 lat (pierwsze wydanie ukazało się w 1970 r.). Jacek (librecista) z żoną Ewą (panią adwokat) mają jechać na narty do Zakopanego. Zarezerwowali pokój w „Halamie”.

ryc-zbrodnia-na-cyrhli-toporowej.jpg

Pensjonat stoi przy ulicy Piłsudskiego, powyżej skrzyżowania z ulicą Makuszyńskiego; można go obejrzeć na przykład podczas spaceru z Krupówek pod Krokiew. Został wybudowany w 1935 r. dla znanych artystek międzywojennych, Lody i Zizi Halamy. Od 1950 r. jest Domem Pracy Twórczej Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, a od 1957 r. nosi imię Wawrzyńca Żuławskiego, kompozytora, pisarza i wybitnego alpinisty.

W grudniu 1953 r. ostatnie dni życia spędził w „Halamie” Julian Tuwim. Świadkiem tych wydarzeń był Roman Brandstaetter: „Tuwim robił wrażenie, jakby był czymś rozdrażniony, wypił łyk kawy. Wtedy, czy jeszcze wcześniej, na papierowej serwetce zanotował pomysł do wiersza, jedno zdanie, gorzkie i przekorne: »Dla oszczędności zgaście światłość wiekuistą, gdyby mi kiedyś miała zaświecić...«. Wyglądał jak ptak szamotający się w sieci. Wstał. Powoli, jakby chciał opanować nieskładność ruchów, wyszedł z sali”. Godzinę później Brandstaettera zawiadomiono, że Tuwim nie żyje.

W „Halamie” bywało wielu innych polskich pisarzy i artystów. Przyjeżdżał Aleksander Żabczyński (znany z filmów „Ada, to nie wypada”, „Zapomniana melodia” czy „Manewry miłosne” — gdzie występował z Lodą Halamą) i związany z grupą „Kwadrygi” poeta Marian Piechal. Stałym gościem „Halamy” była Wisława Szymborska (co roku jesienią), a w 2011 r. przebywał w niej Andrzej Łapicki z żoną. Jeździ tam Hanna Krall, a także Barbara Wachowicz (każdego roku w maju i październiku). Jak świadczy treść książki, w „Halamie” musiał bywać również Zeydler Zborowski.

Przed wyjazdem okazuje się, że narty Jacka wymagają drobnej naprawy. Postanawia ją zlecić już w Zakopanem, w warsztacie przy ulicy Staszica (blisko Krupówek), znanym z szyldu „Narciarze, nie łamcie nart, łamcie narty”.

Właścicielem warsztatu był Izydor Gąsienica-Łuszczek, narciarz, mistrz Polski w kombinacji klasycznej z 1933 r. Za okupacji warsztat był punktem kontaktowym uciekinierów z Polski i przeprowadzających ich przez Tatry kurierów. W 1940 r. Łuszczek został aresztowany przez gestapo i wysłany do obozu w Oświęcimiu. Z kolei w 1946 r. został posądzony o przynależność do oddziału Józefa Kurasia „Ognia” i musiał się przez kilka miesięcy ukrywać. Ścigania zaprzestano dopiero po dwukrotnej interwencji Józefa Cyrankiewicza (późniejszego wieloletniego premiera PRL), również byłego więźnia Oświęcimia. Po II wojnie światowej Izydor Gąsienica-Łuszczek ponownie otworzył warsztat naprawy nart. Po jego śmierci warsztat odziedziczył syn Jerzy. Niestety ani warsztatu, ani szyldu już nie ma.

Robert z zielonej chevrolety

Okazuje się jednak, że Ewa nie może jechać, i Jacek rusza do Zakopanego sam. W Krakowie jego syrenka się psuje i trzeba ją zostawić w warsztacie. Wtedy Jacek poznaje Roberta, majętnego człowieka jeżdżącego „zieloną chevroletą”. Robert odwozi Jacka do Zakopanego. Panowie umawiają się na spotkanie, by skorzystać z nocnych uroków miasta. Kilka dni później spotykają się w kawiarni „Orbis”.

Kawiarnia znajdowała się w budynku stojącym na skrzyżowaniu Krupówek i Kościuszki. Okazały gmach zbudowano podczas okupacji. W czasach, gdy toczyła się akcja „Zbrodni...”, znajdował się tam hotel „Giewont”, bar „Murowana Piwnica” i wspomniana kawiarnia „Orbis”. W stylowych wnętrzach bawiła się śmietanka towarzyska Polski, w tym premier Józef Cyrankiewicz, a także sławni przestępcy: legendarny „Kalibabka” (słynny uwodziciel i oszust z czasów PRL; o jego życiu powstał serial telewizyjny pt. „Tulipan”) i Władysław Mazurkiewicz (zwany „eleganckim mordercą” i „upiorem krakowskim”, morderca ok. 30 osób). W ostatnich latach w hotelu działała restauracja KFC. Władze Zakopanego pragnęły przywrócenia dawnej świetności hotelu i jego sławnej kawiarni z fortepianem... Niestety 1 kwietnia 2012 r. hotel i restaurację zamknięto, bo (jak poinformowała firma „Orbis” S.A.) „w związku z przestarzałą konstrukcją budynku, technicznym wyeksploatowaniem instalacji budynku i w zgodzie z realizowaną strategią (podkr. — AK) podjęto decyzję o zamknięciu hotelu”.

Po kawie panowie przenoszą się do „Jędrusia”.

Restaurację (obecnie ul. gen. Andrzeja Galicy) otwarto w 1931 r. w drewnianym domku. Budowę murowanego budynku rozpoczęto tuż przed II wojną światową. Ukończyli go Niemcy. Restauracja słynęła z wybornej kuchni. W końcu lat sześćdziesiątych XX w., gdy odwiedzili ją bohaterowie kryminału, należała do Zakopiańskich Zakładów Gastronomicznych. Teraz jest tam „Trattoria Adamo” — „głównie restauracja włoska, specjalizująca się w makaronach i pizzy”.

Po kolejnej wódce Robert zwierza się Jackowi z kłopotów: ściga go żona, która dowiedziała się o jego romansie z Anitą. Następnego dnia rano ma przyjechać do Zakopanego i przyłapać kochanków w willi na Toporowej Cyrhli, gdzie wynajmują pokój. Robert wpada na pomysł, żeby żona przyłapała z Anitą... Jacka. Oczywiście chodziło tylko o obecność Jacka podczas wizytacji żony Roberta. Ma to spowodować, że jej podejrzenia trafią w próżnię. Jacek wyraża zgodę. I wtedy następuje morderstwo...

W książce można znaleźć jeszcze jeden akcent zakopiański: bohaterowie odwiedzają Miejską Komendę Milicji Obywatelskiej przy ul. Kościuszki 10, naprzeciwko domu handlowego „Granit”. Przed wojną w budynku znajdowały się „Hotel Europejski”, Komunalna Kasa Oszczędności, kancelaria adwokacka i bar „Varsovia”. Komisariat (już policji) przeniesiony został na ulicę Jagiellońską w 1995 r. Teraz mieszczą się tam sklepy.

„Góralskie tango”

„Zbrodnia na Cyrhli Toporowej” nie jest jedynym PRL-owskim kryminałem, którego akcję umieszczono pod Tatrami. W 1978 r., kilka lat po „Zbrodni...”, ukazuje się „Góralskie tango” pióra Janusza Płońskiego i Macieja Rybińskiego. Jego akcja toczy się w środowisku kierowców, podczas rajdu odbywającego się w okolicach Zakopanego. Jednak w przeciwieństwie do „Zbrodni...”, „Góralskie tango” zawiera niewiele odniesień do realiów i stanowi raczej uproszczoną, fikcyjną wizję Zakopanego.

ryc-goralskie-tango.jpg

„W sali kawiarnianej hotelu »Pod Wierchami« w Zakopanem było ciemno od dymu...” — brzmi pierwsze zdanie książki. Ale hotelu „Pod Wierchami” w Zakopanem nie było i nie ma. Gdzie mógłby się mieścić? Z treści wynika, że w wolnych chwilach zjeżdżano stamtąd do Zakopanego — a więc nie w centrum. Z drugiej strony niezbyt daleko, bo na parkingu przed hotelem ciągle było obecnych wielu kibiców i gapiów. Oprócz tego z okna pokoju hotelowego jeden z bohaterów widział nocą światła kolei na Gubałówkę. Może hotel miał stać na Antałówce? Albo na Krzeptówkach, zwłaszcza że znajduje się tam willa o tej nazwie? Nie wiadomo. Kryminał zawiera natomiast prawdziwą wzmiankę o hotelu „Giewont” (tym, w którym mieściła się wspomniana kawiarnia „Orbis”). Mieszkał w nim jeden z drugoplanowych bohaterów.

W „Góralskim tangu” opisany jest za to najprawdziwszy — znany bywalcom — niedźwiedź. Można było się z nim sfotografować za niewielką opłatą. Zachęcał do tego towarzyszący misiowi fotograf. Musiał zresztą usprawiedliwiać niedźwiedzia, bo ten lekko się zataczał, co było spowodowane (jak zapewniał fotograf) niestrawnością żołądkową. W prawdziwym Zakopanem misia można było najczęściej spotkać na Krupówkach, obok lunety skierowanej na Giewont, w pobliżu wspomnianego warsztatu narciarskiego Izydora Gąsienicy-Łuszczka.

W książce kilkakrotnie pojawia się też pijany góral z ciupagą, powodujący poważne problemy niektórych bohaterów. Trudno jednak powiedzieć, czy miał on uosabiać góralszczyznę widzianą oczami autorów, czy — wchodząc w rolę chochoła — kondycję polskiego sportu motorowego połowy lat 70. XX w.

Nieistniejące serpentyny

Rajd odbywał się w okolicach Zakopanego, ale jedyną informacją o jego trasie jest to, że drugi odcinek specjalny znajdował się koło Krościenka. Opis miejsca katastrofy jednego z rajdowców jest enigmatyczny. Kluczowy odcinek specjalny zorganizowano z dala od miejscowości, gdzieś wyżej w górach. Katastrofa nastąpiła w miejscu, gdzie było „sto dwadzieścia metrów prostego podjazdu, który kończył się ciasnym nawrotem w prawo. Po wewnętrznej skały, po zewnętrznej to urwisko, w którym znaleźliśmy wóz”. Jeśli zdarzenie miało miejsce w Tatrach, to tylko na Drodze Oswalda Balzera, czyli szosie z Zakopanego do Morskiego Oka przez Zazadnią. Serpentyny, które mogłyby ewentualnie spełniać wymagania opisu, znajdują się przy zjeździe z Wierchu Porońca na Łysą Polanę i przy podjeździe do Doliny Rybiego Potoku (tam, gdzie szlak turystyczny prowadzi skrótami). Jednak z treści kryminału wynika, że rajdowcy nie wracali tą samą drogą, więc odcinek Drogi Balzera od skrzyżowania na Wierch Porońcu do Morskiego Oka — czyli wspomniane serpentyny — odpada. Istnieje inna jeszcze możliwość, ale już poza Tatrami: prototypem śmiertelnego odcinka mogłaby być kręta i eksponowana droga prowadząca z Knurowa do Ochotnicy przez Przełęcz Knurowską. Zapewne jednak opisana droga była fikcją literacką.

Interesujący jest fragment kryminału, w którym prowadzący prywatne śledztwo kapitan milicji — wobec braku jakiegokolwiek dowodu udziału osób trzecich w wypadku rajdowca — stwierdza: „A może jakaś lina, przeciągnięta przez szosę tuż przed maską?”. Zastanawia, jak to się stało, że cenzura puściła to zdanie. Metodę na linę stosowały bowiem służby bezpieczeństwa PRL, a jedną z jej ofiar miał być prymas Stefan Wyszyński. Zamach nie udał się, bo jadący wolno samochód prymasa wyprzedziła ciężarówka, która zerwała linę.

Literacka fikcja i peerelowska rzeczywistość

Omawiane kryminały, oprócz interesujących wątków zakopiańskich, ukazują — jak wszystkie kryminały czasów PRL — świat już nieistniejący. Nieistniejący nie tylko z powodu zmiany ustroju, ale i zmiany cywilizacyjnej. Oto małżeństwo artysty i pani adwokat posiada swego rodzaju dobro luksusowe: samochód marki syrena. Świadectwem zamożności byłby wartburg, a auto zachodniej marki musiało należeć (przynajmniej w kryminałach) do „prywatnej inicjatywy”, z założenia aspołecznej i nie do końca uczciwej. Świat rajdów też wyglądał inaczej niż dzisiaj. Nagrodą za zwycięstwo był komplet opon, a drugą — pokrowce ze skaju na siedzenia i kierownicę. Dziennikarze sportowi towarzyszący imprezie dopraszali się o gadżety reklamowe, szczególnie firmowe breloczki i kolorowe flamastry...

Jednak największą ciekawostką jest to, że w obu kryminałach pojawia się wątek przemytu. W „Zbrodni...” kwestia nieudanego przerzutu „twardej waluty” i złotych dolarówek z Austrii do Polski jest powodem zabójstwa i wszystkich dalszych konsekwencji. W „Góralskim tangu” jeden z głównych bohaterów zamieszany jest w przemyt polskich pieniędzy do... Wiednia. Skąd te pomysły autorów? Mówiąc krótko: z gazet.

Pismo społeczno-kulturalne katolików „Kierunki” (1968, nr 15) opisywało aferę Polskiego Związku Motorowego, którego działaczy i sportowców przyłapano na przemycie 154 płaszczy ortalionowych, ukrytych w oponach samochodów i motocykli. Trudno się dziwić, że uczestnikom zakopiańskich zawodów tak bardzo zależało na zwycięstwie, otwierającym drogę do rajdów w krajach kapitalistycznych, a szczególnie do wymarzonego Monte Carlo. W niedawno opublikowanym w „Palestrze” (pismo środowiska adwokackiego; 2008, nr 11-12) artykule „Specjalność PRL-u: przemyt” czytamy, że w służbach celnych hitem 1967 r. była próba przemytu przez Polaka wracającego z zagranicy 22 złotych dwudziestodolarówek i jednej dziesiątki.

Popularność Tatr i Zakopanego uwidacznia się nie tylko w dziełach najwybitniejszych pisarzy i największych malarzy; i nie tylko w pracach poświęconych górom i góralszczyźnie. Autorzy utworów popularnych korzystali tatrzańskich i zakopiańskich dekoracji, bo dodawały ich opowieściom atrakcyjności i „egzotyki”; mogły one dziać się gdziekolwiek indziej, np. w Szklarskiej Porębie czy Krynicy Morskiej, ale umieszczano je właśnie pod Giewontem. Niektórzy starali się odtworzyć prawdziwe miejsca i prawdziwy nastrój swoich czasów. Bohaterowie peerelowskich kryminałów oprowadzają nas po sytuacjach, które już się nie zdarzają, i miejscach, których już nie ma.

Artur Krupiński

Więcej: http://www.tatrydlakazdego.pl/czytelnia-tatrzanska.php