JustPaste.it

wyznanie ślepca

Dlaczego wierzę?

Według niektórych, pewnie dlatego, że sobie z tym zyciem nie daję rady Więc wierzę bo potrzebuję laski by iść przez życie. Jeśli nawet, to czemu nie? W czym więc problem?

Moze w tym ze tak łatwo dajemy sobie zrobić ku-ku? a jakiś cygan zawsze pod ręką. ale ja nie o tym. Dlaczego wierzę? Kiedyś prawie uschło mi serce, gdy zobaczyłem ze w życiu liczy się kasa, władza i siła. A sprawiedliwość, miłość, współczucie są pod płotem gwałcone. Sorry. Wykorzystywane dla dobra ogółu i jednostek. Podobnie jak z bogiem w niejednym zborze. Pewnie dziś byłbym jednym z wielu. Animatorem nowych czasów i nowego ducha pokoju, o którym coraz głośniej się robi. Gdyby nie fakt ze zaczynałem troszkę wcześniej, albo u mnie jedynie tak nie wiało. To i slepej kurze, którą byłem trafiło się ziarenko, inne, a nie sam piach. "A moze pech". Ktoś pomyslec może. oczywiście może.

Zasada zycia tutaj wydawała mi się zwyczajnie prosta. Ćwicz, ucz się, zdobywaj umiejętności, nabierz siły aby pokonywać trudności. Krótko mówiąc, intensywnie pracuj nad sobą. Jednak jak każdy, róznimy się umiejetnosciami, i droga jednego nie jest drogą drugiego. Każdy idzie według zdolności swoich, które szlifując z czasem mogą okazać się diamentem. Czego oczywiście serdecznie każdemu życze. Jednak jak się okazuje po drodze, często bywa inaczej niż w załozeniach. Jednego dnia jakieś zdarzenie może obrócic człowiekiem, w jeden zamrożony posąg zdziwienia. Jak to, to nie ja jestem kowalem swojego losu?  Tak kochani, mozna się zdziwić w świecie kowali, ze każdy kuje na swoją modłę i ktoś wykuje pod drugim sidełka zębate, stalowe. Ale przecież to normalne, ze trzeba patrzeć pod nogi. Tak trzeba, jedynie powiem. Nie tylko pod nogi, ale i na głowę. I w między czasie także na portfel. Pewnie teraz razem powiemy: takie jest zycie. Ano tak, takie jest niestety, to i czy coś się zmieniło od czasu gdy napisałem ze prawie uschło mi serce?

Dla mnie nic się nie zmieniło na tym świecie. I co najmniej jest tak samo. Choć, ten wyscig kowali przybrał na sile. Jakby ktoś lub coś podniosło wszystkim poprzeczkę. I już nie wystarczy iść spacerkiem podziwiając zycia natchnienie. Ostatnio nie wystarcza już biegiem, aby wszystko na czas załatwić i sprostać wymogom. No i od pewnego czasu stało sie modne stwierdzenie: że aby coś w tym świecie zdobyć, czy osiągnąć to trzeba się poświęcić całym sobą. Łapać okazję i kuć żelazo póki gorące. Wszak nic nie trwa wiecznie, także 5 minut. I tak własciewie to stajemy się herosami w bajce Hefajstosa. I tu moze kogoś znów coś lekko zdziwić. Świat kowali też jakoś nie kuje samodzielnie swojego losu, i wygląda tak ze i nim cos popycha do przodu. ktos moze powie ze to globalna swiadomośc. Oczywiscie moze

Ten krótki opis oczywiście nie opisuje wszystkiego, ale każdy ma swoje doświadczenia i swój punkt widzenia, to chyba mozemy się zgodzić, ze coś jednak w tym wszystkim nie gra, a przynajmniej nasza wiedza. To oczywiście nie jest powodem dla którego wierzę, ale trochę pokazuje dlaczego w siebie jako kowala swojego losu zwyczajnie nie wierzę.

I jakoś tak się zaczęło, ze zaczałem mówić w sobie: "niech się dzieje wola twoja", zgadzając się na to czego nie wiem, zaś dzień następny przyniesie lub chwila. Biblii wtedy nie miałem, a to zawołanie pasuje też do tych co wierzą w przeznaczenie i karmę. Lecz dalej byłem szaraczkiem z ambicjami i szukałem lepszego oparcia niż wątły kijaszek. Nie wierząc sobie i innym ludziom mozna dostać ćwieka. Oj mozna. Którą wybrać z dróg? Jak iść? I czy jest jakaś rzeka z której mozna by czerpać czystą wodę? No i wdepłem. W medytacje. Fakt działają. Mozna się wyciszyć i nabrać sił. Można też mieć odlot świadomości i widzieć inaczej jak świat wokół funkcjonuje. Mozna też spotkać coś co nazywamy duchami lub niematerialną formą istnienia. No i slepa kura znów miała szczęście. Choć zaczałem przewidywać zdarzenia i czuć ze za chwile wejdę na wyższy poziom, to jednak, było cos nie tak. Przestałem mieć władzę aby ten proces zatrzymać. Dając zgodę aby duch wszedł we mnie, nie pomogły też słowa: dość, nie chcę, odejdź. Kiedy stałem się sparaliżowanym nie tylko ze strachu widzem aktu, ostakiem sił powiedziałem: Boże ratuj! I nagle w jednej chwili wszystko odeszło. Ktoś moze powiedzieć, że się źle za to zabrałem. A ktos inny ze to chory wymysł. Pewnie tak. A jednak w tym właśnie moje szczęście. Szęście ślepej kurki. Tutaj też obowiązują zasady, aby uważać i patrzeć pod nogi, na głowę i portwel który jest życiem. Życie, to właściwie wszystko co mamy. Skoro jednak jest świat duchowy, i w człowieku jest duch ludzki na pewien czas dany. Trzeba i tu uważać komu swoje życie zawierzamy. Jesli ktos mysli że tam są jedynie łaczki i kwiaty, to przecież bedąc cielesnymi istotami, swoje na karku też mamy. Mówię o nas jako o ludzkości. To oczywiście też nie jest powodem że wierzę, ale dlaczego nie wierzę każdej duchowości. Chrześcijanie zaś od poczatku mają badać w jakim duchu ktoś przychodzi; własnym, innym czy Chrystusowym.

Dlaczego więc wierzę w Jezusa z Nazeretu drodzy bracia, siostry? To chyba już proste :) mogę już nie patrzeć zbyt uważnie pod nogi, ani na głowę, bo i tak bez względu na to co się stanie, portfel u Niego i tak mam schowany. I tak czy siak to Boża wola się wypełni a nie moja. Kogo zaś to irytuje, jak to, żeśmy jedynie puch marny charując ciężko u kowala, niech sam popatrzy kogo ma u siebie za sąsiada i komu jesli nie sercem to ciałem słuzy.

Jezus powiedział ze to On jest drogą prawdziwą i jedyną? To cóż ja mogę? W mnogości wyzwań i wezwań znalazłem swoją przystań to jak mam mieszać je z innymi? 

 

Elba napisała mi że każdy ma takiego boga na jakiego zasługuje. W Jego Imieniu ślicznie Elbo... dziękuję.