JustPaste.it

Koniec Świata z przymrużeniem oka.

Tekstu nie należy traktować poważnie, a najlepiej nie czytać wcale...

Tekstu nie należy traktować poważnie, a najlepiej nie czytać wcale...

 

     Czwartek, 20 grudnia 2012 roku. Godzina 8:10. Gdzieś na Dolnym Śląsku... 


To już jutro! Jutro nastąpi KONIEC ŚWIATA!!! Absolutne wszystkie media o tym trąbią. Cokolwiek włączę, radio czy telewizor, słyszę tylko to. W każdej gazecie najwięcej miejsca poświęcono temu wielkiemu wydarzeniu. Wypowiadają się nie tylko eksperci, ale i zwykli ludzie. Na fali tej "paniki" dałem się ponieść wyobraźni i także zacząłem oczekiwać co też jutro się stanie? W pracy też tylko o końcu świata mówią, zaczęliśmy się śmiać i żartować ze wszystkiego. Nawet rzucono propozycję aby iść wspólnie na piwo. Pomyślałem sobie: "A co mi tam, jak ma się coś stać to chociaż niech się zabawię" Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Parę piw ( oczywiście bezalkolholowych ;) ) jakiś kebab i do domu. Tradycyjnie: kąpiel, kolacja, film i ajciu, ale zanim zasnąłem moja wyobraźnia znów zaczęła pracować na zwiększonych obrotach. No i się zaczęło: co to może być? Jak nastąpi? Co się stanie? Kometa, meteor a może to Putin lub Obama wcisną czerwony przycisk??? Myślę:" Idź spać człowieku, za dużo wypiłeś. Rano do pracy wstajesz". Jakoś zasnąłem...


Piątek, 21 grudnia 2012 roku. Godzina 7:20. Gdzieś na Dolnym Śląsku...


Budzę się z lekkim bólem głowy. Znaczy, że żyję. Podnoszę się na łokciach patrzę w stronę kuchni, żona już wstała. Robi kawę i śniadanie do pracy. 1,5h później melduję się w robocie. Witam z kolegami i...znów żarty na temat końca świata. Na wstępie oświadczam, że dziś już nie będę go oblewał ( zażyta wcześniej aspiryna jeszcze nie zaczęła działać :/ ). W pracy jak w pracy, czas leci powoli i końca nie widać (sic!). Kolega mówi, "że koniec świata będzie jak Artur (nasz szef) zamknie myjnie, a nam nawet nie zapłaci" Wbuchamy śmiechem i w takim klimacie nam mija dzień. Po pracy rozstanie i powrót do domu. I znów kąpiel, kolacja i rozmowa z żoną na ten temat, oczywiście wszystkie programy informacyjne znów tylko o tym. Kładziemy się spać, ale nie tak łatwo zasnąć skoro cały czas w głowie tylko jedno. W końcu dzień jeszcze nie skończył się...

 

     Sobota, 22 grudnia 2012 roku. Godzina 7:20. Gdzieś na Dolnym Śląsku...


Obudził mnie budzik, swoim wrednym dźwiękiem. Otwieram oczy. Leżę przez chwilę i myślę: "Żyję!!!". Sięgam ręką za siebie. "Cholera, ona też żyje..." Powoli dociera do mnie rzeczywistość. "Rany, znów do pracy trzeba iść, a mogło być tak pięknie..." Delikatnie budzę: "Wstawaj! Śniadanie do pracy mi zrób!" W odpowiedzi słyszę przeciągłe: "Juuuż". Kiedy żona poszła do kuchni ja udałem się do okna. "Może coś mnie ominęło? Może coś się zmieniło, a człowiek to przespał?" Ale nie. Wszystko jest jak było. Parking na swoim miejscu, ulica też. Niebo, drzewa...No cóż, trazeba się szykować do pracy. Czyli wszystko wraca do normy. A mogliśmy się przecież obudzić w lepszym miejscu. Chociaż kto wie, może coś się jednak skończyło? Może tylko potrzebujemy czasu, aby to zobaczyć?

  Informacje w artykule są nieprawdziwe, wszystko powstało w zwichniętej głowie autora...czyli mojej.