JustPaste.it

Góralskie święta

W jednej z moich książek, która opowiada o Laurze - kobiecie terminalnie chorej jest fragment poświęcony szczególnej wigilii w jej życiu. Wigilii góralskiej.

W jednej z moich książek, która opowiada o Laurze - kobiecie terminalnie chorej jest fragment poświęcony szczególnej wigilii w jej życiu. Wigilii góralskiej.

 

Ponieważ czas świąteczny, przypomniałam sobie, że w jednej z moich książek opisałam święta i wigilię jaką moja bohaterka spędziła w małej góralskiej wiosce. Może kogoś zaciekawi ten fragment.

ROZDZIAŁ 24

Laura zanim otworzyła oczy poczuła w pokoju zapach świerku. Spojrzała w stronę stolika, na którym stała fotografia dzieci i zauważyła stojącą w pięknej porcelanowej donicy około metrową choinkę, na której wisiały przeróżne ozdoby wykonane dziecięcą ręką. Uśmiechnęła się na ten widok.

- Podoba ci się?

Głos Izabeli lekko ją przestraszył. Nie spodziewała się, że ktoś jest razem z nią w pokoju.

- Spałaś tak mocno, że na szczęście nie usłyszałaś jak przynieśliśmy z wujkiem Krzysiem choinkę. – Dziewczynka podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu. – Ozdoby robiłam sama, tylko trochę mi dziadek pomagał.

- Piękna – Laura dotknęła dłonią policzek dziecka. – Dziękuję, będzie mi przypominała moją córeczkę i mojego synka, oni też robią takie ozdoby jak ty.

Poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Wzięła głęboki oddech, żeby nie wypłynęły i złapała Izabelę za rękę.

- Chciałabyś, żeby oni byli z tobą na święta? - zapytała dziewczynka.

- Tak – głos jej zadrżał, ale z całych sił starała się nie rozpłakać.

Izabela przypatrywała się swojej przyjaciółce z takim samym smutkiem, jaki widziała w jej oczach. Mama rozmawiała z nią kilka dni temu i tłumaczyła, dlaczego Laura nie może pojechać na święta do domu, ale ona i tak nie potrafiła tego zrozumieć.

- Dzień dobry moje księżniczki!

Od strony drzwi dobiegł wesoły głos Krzysztofa. Obie jednocześnie odwróciły głowy. Na widok mężczyzny Laura poczuła ulgę i na krótką chwilę zapomniała o dzieciach i o Igorze. Jak zawsze elegancki, pachnący i uśmiechnięty zbliżył się do fotela stojącego przy łóżku. Nachylił się i delikatnie pocałował ją w policzek. Przy nim zawsze czuła się tak spokojnie i bezpiecznie, że każda jego wizyta napawała ją wielką radością.

- I co powiesz na drzewko, które ci będzie odtąd towarzyszyło?

- Jestem za…

- Zachwycona? Zauroczona? Zadziwiona? Co masz na myśli? – Krzysztof próbował pomóc jej w doborze odpowiedniego słowa.

- Tak. – Odpowiedziała spoglądając na niego z nadzieją.

- Co tak? – Zapytał siadając obok niej na łóżku i obejmując jej dłonie.

- Wszystko… tak jak mówiłeś.

Izabela przyglądała się im z zaciekawieniem i czekała na końcowy efekt rozmowy. Wciąż nie mogła pojąc, dlaczego czasami Laura rozmawia z nią normalnie, a czasami nie potrafi znaleźć odpowiednich słów do tego, co chce przekazać. Mama kilkakrotnie tłumaczyła jej, na czym polega ta trudność, ale dla niej wciąż było to czymś trudnym do zrozumienia.

- Idę do dziadka Maurycego zapytać co dzisiaj dobrego przygotował dla ciebie na śniadanie. – Wstała z łóżka i wzruszając ramionami popatrzyła na zatroskanego Krzysztofa. – Jak wrócę to opowiesz mi o świętach w twoim domu?

- O… po… wiem. – Laura uśmiechnęła się do dziewczynki i potakująco skinęła głową.

Kiedy patrzyła na to dziecko często wyobrażała sobie Juliana i Asię. Tak bardzo za nimi tęskniła, chociaż bała się spotkania z nimi. Igor tyle razy zapewniał, że dzieci ją kochają, i że nie mogą się już doczekać spotkania. Mówił, że często pytają o nią, ale ona czuła się wobec nich winna i może dlatego tak bardzo bała się tego spotkania. Nie pamiętała, dlaczego znalazła się w tej klinice, ale czuła, że zrobiła coś złego o czym trudno im będzie zapomnieć.

- Kiedy są święta? – Zapytała przyglądając się choince ozdobionej małymi rączkami Izabeli.

- Już za kilka dni. Spędzisz je z nami, a po wigilii zadzwonimy do twojego domu, żebyś mogła złożyć życzenia Igorowi i dzieciom.

- Nie mam… co…za…

- Założyć na siebie? – Krzysztof roześmiał się. – To jest odwieczny problem każdej kobiety, ale nie martw się, coś wymyślimy.

- Sukienka?

- Może być sukienka. Jaki lubisz kolor?

- Truskawka.

- Czerwony? Wydaje mi się, że w czerwonym ci teraz nie będzie do twarzy. – Krzysztof pogładził dłonią jej policzek. - Jesteś trochę blada, ja widziałbym cię w kolorze niebieskim.

- Dobrze, niebieski. – Uśmiechnęła się. – Julek też lubi niebieski.

Zamknęła oczy przypominając sobie jedne ze świąt Bożego Narodzenia. Wigilię spędzili w domu cioci Helenki i wujka Ignacego na Podhalu. Igor nie był zadowolony z tego wyjazdu, cały czas namawiał ją, żeby zostali w domu gdyby coś było nie tak. Ciąża nie była ciężka, chociaż początki chyba jednak tak. Miała bardzo duży brzuch, ale dziecko miało przyjść na świat dopiero za trzy tygodnie, więc nie martwiła się. We wsi, gdzie mieszkali wujostwo wszyscy się znali i kiedy szli drogą, każdy radośnie ich pozdrawiał. W Wigilię, rano, jeszcze przed wschodem słońca wuj szedł do stodoły, aby okadzić bydło poświęconym zielem a potem siadał na stołeczku przy oknie i patrzył kto do nich idzie. Ciocia Helenka mówiła, że jeżeli  pierwsza przyjdzie kobieta to wróży to jakieś nieszczęście, ale jak pojawi się jako pierwszy, obcy mężczyzna to wróży wiele szczęścia. Potem Igor z wujem pojechali do lasu po drzewo, bo udana kradzież drewna zapewniała pomyślność na cały rok. Inni podobno chodzili na polowanie, bo udane polowanie, albo udany połów ryb oznaczały dobrobyt w nadchodzącym roku.  Ona razem z kuzynkami robiła w tym czasie ozdoby na choinkę. Kuzynka Jolka miała w tym największą wprawę, z  kolorowej bibułki i słomy potrafiła zrobić cudeńka. Pod belkami ciocia  powiesiła wierzchołkiem do góry małą jodełkę na którą mówili podłaźniczka, którą ozdobiły cukierkami, ciastkami, jabłkami i kolorowymi papierkami. Wuj Ignaś opowiadał, że według dawnych wierzeń, bożonarodzeniowe drzewko miało przypominać zmarłych, którzy co roku przychodzili z zaświatów, by wieczerzę wigilijną spędzić w gronie najbliższych. Ciekawe, czy jeszcze to wieszają. Najwięcej pracy w tym dniu miały ciocia i mama. Oprócz codziennych obowiązków musiały przecież przygotować wigilijną wieczerzę, która zawsze składa się z kilku postnych potraw. Tradycyjnym musiały być grzyby, z których gotowały zupę. Był również żurek z mąki jęczmiennej i barszcz z grochem lub fasolą, kwaszona kapusta z grochem, no i oczywiście kluski z makiem i miodem. Nie mogło zabraknąć na wigilijnym stole, pierogów z kapustą. Na końcu ciocia stawiała kompot z suszonych owoców, bób oraz razowy chleb. Ciocia Helenka piekła przepyszny kołacz z serem i świąteczne babki. Na stole pojawiał się także pstrąg smażony na lnianym oleju. Przed przystąpieniem do wieczerzy wszyscy ubrali się odświętne. Przypomniała sobie, że miała na sobie nowiutką, niebieską sukienkę i ciocia Helka śmiała się, że to wróży chłopaka. Wieczorem, wuj Ignaś przyniósł ze stodoły naręcze siana i snopek owsa, a dzieci kuzynki Hani, przez okno wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Przyniesione siano wuj położył na stół, który ciocia nakryła białym, lnianym obrusem. Na nim w pierwszej kolejności postawiła jedną miseczkę z opłatkami, drugą z miodem. Snopek owsa wuj postawił w kącie blisko stołu. Przed rozpoczęciem wspólnego posiłku wszyscy uklękli i odmówili modlitwę. Wuj jako pierwszy wziął opłatek, umoczył go w miodzie i rozpoczął składanie życzeń. Po życzeniach ciocia z mamą podawały potrawy. Należało skosztować każdej z nich. Od stołu wigilijnego nie wolno było nikomu odejść, oprócz gospodyni, czyli cioci. Podczas obiadu obserwowali cienie na ścianie, a kuzynka Jola objaśniała wróżby. Jedna wróżba mówiła - czyj cień najdłuższy, ten umrze najwcześniej. Inna, że jeżeli pojawił się czyjś cień bez głowy, to ten ktoś umrze w nadchodzącym roku. Po posiłku zebrali resztki jedzenia przeznaczone dla bydła, lur, psów i kotów, i siano ze stołu zebrali, aby w dzień świętego Szczepana podać go zwierzętom. Po kolacji wszyscy śpiewali kolędy, a kuzynka Wiesia i Jolka wyszły na pole i nasłuchiwać, z której strony pies zaszczeka. Ciocia Hela mówiła, że wskazuje to kierunek, z którego przyjdzie przyszły mąż. Przed północą wszyscy wybrali się na pasterkę, ale ona z Igorem wolała zostać w domu, bo duża ilość jedzenia trochę nie wyszła jej na dobre. Po powrocie wujostwo poszli do stajni i kropili wodą święconą gospodarstwo. Pierwszy dzień Bożego Narodzenia zawsze jest wielkim świętem, ale niestety ani cioci, a ni wujka, ani kuzynek nie zwolniło to od zajęć koło bydła i innych zwierząt. Wuj od rana palił w piecu a ciocia parzyła kawę, którą popijali chleb. Obiadu w tym dniu nie gotowali tylko zjadali to, co zostało z wieczerzy wigilijnej i to, co gospodynie upiekły. W powrotnej drodze z kościoła, wszyscy się śpieszyli. Wuj mówił, że temu kto pierwszy dotrze do domu, najwcześniej dojrzeje zboże i pierwszy będzie mieć żniwa. Kiedy sanie skręciły w drogę do domu wujostwa poczuła pierwszy ból, tak silny jakiego jeszcze nie znała. Ciocia Hela z mamą i kuzynkami szybko wysiadły z sań, a wuj popędził konie w stronę domu starego Jaśka, który miał telefon. Na szczęście kolejny skurcz był dopiero za około 20 minut. Wezwali karetkę, ale ze względu na duże ilości śniegu na drogach trochę to trwało zanim przyjechała. Igor pojechał razem z nią do szpitala, ale nie pamięta jak długo jechali. Pamięta tylko potem bardzo jasną salę, bóle które stawały się coraz silniejsze i ten pierwszy krzyk dziecka, który spowodował, że zapomniała na chwilę o tym wszystkim co działo się z nią w ciągu kilku ostatnich godzin.

- Lauro, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? – Ciepła, delikatna dłoń dotknęła jej policzka.

- Nic. Nic. Coś przypomniałam.

- Opowiedz mi.

- Nie. Smutno będzie. – Położyła dłoń na jego ręce i spróbowała się uśmiechnąć. – Chce mi się spać. Przyjdź później. Boli mnie głowa, chcę odpocząć. Przepra…szam

Z trudem dokończyła ostanie słowo i jej klatka piersiowa równomiernie zaczęła podnosić się i opadać. Spokojny oddech świadczył o tym, że zapadła w kolejny sen.

Krzysztof delikatnie wyswobodził swoją dłoń i włożył jej ręce pod kołdrę. Usiadł na fotelu obok łóżka i zaczął przyglądać się jej spokojnej, bladej twarzy. Wyglądała jak mała dziewczynka. Przypomniał sobie jej duże wystraszone oczy, kiedy pierwszy raz spojrzał w nie na plaży tamtego popołudnia, kiedy ją poznał. Tak bardzo teraz przypominała jego Liliannę. W tych ostatnich dniach też wyglądała jak mała dziewczynka. Cierpiała, a on nie potrafił jej pomóc. To, że tak bardzo zbliżył się do Laury było chyba jego próbą odkupienia, swojej bezsilności w stosunku do Lili. Tak bardzo chciał otoczyć Laurę swoją opieką, pozostać z nią do końca życia, ale dobrze wiedział, że to niemożliwe. Ona kochała swojego męża, kochała swoje dzieci, chociaż do niego z pewnością też czuła chociażby przyjaźń i przywiązanie. Spała spokojnie, uśmiechając się przez sen, chociaż mówiła, że myślała o czymś smutnym. Dobrze, że ten smutek już ją opuścił.