JustPaste.it

Niechciane narodziny

O miłym świętowaniu narodzin kiedyś niemal zupełnie niezauważonych.

O miłym świętowaniu narodzin kiedyś niemal zupełnie niezauważonych.

 

Dla większości Polaków Święta Bożego Narodzenia kojarzą się miło i sympatycznie — wigilia, choinka, prezenty, pasterka, żłóbek. Czy zdajemy sobie jednak do końca sprawę z tego, że jest to świętowanie narodzin generalnie niezauważonych, a nawet niechcianych?

 

Przyjście na świat Mesjasza zapowiadały starotestamentowe proroctwa. Miał On nosić symboliczne imię Immanuel — Bóg z nami. I Bóg był z nami, bo Jezus Chrystus od zawsze stanowił jedno ze swoim niebiańskim Ojcem, był obrazem Boga, Jego wielkości, majestatu i chwały. Przyszedł na nasz grzeszny świat, aby tę chwałę objawić.

Przygotowane ciało

Pod koniec swej ziemskiej misji w modlitwie za swoich uczniów powiedział do Ojca: „Objawiłem im Twoje imię (...) aby miłość, którą Mnie umiłowałeś, była w nich i abym Ja był w nich”[1]. Jezus objawił im miłosierny, wspaniały, pełen cierpliwości oraz przepełniony dobrocią i prawdą charakter niebiańskiego Ojca. W służbie i zastępczej śmierci Jezusa Chrystusa na Golgocie wszyscy mogą ujrzeć pełną poświęcenia i samowyrzeczenia miłość, będącą prawem życia na ziemi i w niebie. To miłość, która „nie szuka swego”[2], a swe źródło ma w Bożym sercu.

Chrystus przyszedł, bo ziemię ogarnęła ciemność wskutek niezrozumienia Boga. Szatan sprawił, że ludzie patrzyli na Boga jako na surowego i nieprzejednanego władcę, pragnącego jedynie wywyższenia samego siebie. Złe przymioty własnego charakteru przypisywał kochającemu Stwórcy. Doprowadził do zwątpienia w Słowo Boże i Bożą dobroć. Należało złamać tę zwodniczą moc i rozproszyć ciemności. Dzieła tego mógł dokonać tylko Syn Boży. Nad ziemią miało wzejść Słońce sprawiedliwości „z uzdrowieniem na swoich skrzydłach”[3].

Przed ponad dwoma tysiącami lat w niebie dał się słyszeć głos Chrystusa: „Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją, o Boże”[4]. „Nie chciałeś ofiar krwawych i darów, aleś ciało dla mnie przysposobił”[5]. Przyjście Chrystusa na ten świat w ludzkim ciele było zaplanowane i przygotowane. Gdyby zjawił się w chwale, jaką miał u Ojca, ludzie nie byliby w stanie tego znieść. Jego boska chwała musiała zostać przysłonięta człowieczeństwem. Dlatego Chrystus „wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom”[6].

To wielkie zamierzenie zostało ukryte w starotestamentowych znakach i symbolach. Bóg objawił się Mojżeszowi w płonącym, choć niepozornym krzaku. Skrył swoją chwałę w skromnej roślinie, tak aby Mojżesz mógł spoglądać na nią i pozostać przy życiu[7]. Podobnie Chrystus — Jego wielkość i majestat ukryte zostały w ciele dziecka, które na dodatek przyszło na świat w stajni. A wszystko po to, aby mógł zbliżyć się do pełnego trosk i dręczonego pokusami człowieka.

Szatan głosi, że posłuszeństwo wobec prawa Bożego nie jest możliwe. Obciąża Stworzyciela odpowiedzialnością za wszelkie cierpienia i śmierć, jakie spadły na ludzi w wyniku upadku w grzech. Jezus miał zdemaskować to oszustwo i jako jeden z nas dać przykład posłuszeństwa. Dlatego „musiał we wszystkim upodobnić się do braci”[9], napotykać wszystkie nasze pokusy i je pokonywać. Jego życie miało udowodnić, że przestrzeganie prawa Bożego jest możliwe dla każdego.

Zniżając się aż do przyjęcia człowieczeństwa, Chrystus „był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej”[9]. Został „zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze (...) a jego ranami jesteśmy uleczeni”[10]. Chrystusa potraktowano stosownie do naszych uczynków, aby nas potraktowano stosownie do Jego uczynków. Potępiono Go za nasze grzechy, w których popełnieniu nie uczestniczył, abyśmy mogli być usprawiedliwieni Jego prawością, do której nie wnosimy naszego wkładu[11]. Poniósł śmierć, która była nam sądzona, abyśmy mogli otrzymać życie będące Jego własnością.

Swym życiem i śmiercią Chrystus osiągnął coś więcej niż wybawienie nas z grzechu.  Przyjmując ludzką naturę, Zbawiciel przyjął ją na wieczność. Dlatego dostępujemy w Nim jeszcze bardziej ścisłego zespolenia z Bogiem, niż gdybyśmy w ogóle nie upadli w grzech. W osobie swego Syna Bóg zaakceptował naturę ludzką i wyniósł ją do szczytu niebios.

Naród wybrany

Naród żydowski oczekiwał na przyjście Zbawiciela ponad tysiąc lat. Z wydarzeniem tym wiązali najwspanialsze nadzieje. A jednak gdy przyszedł, nie poznali Go. Był dla nich bowiem jak „korzeń z suchej ziemi”, bez „postawy ani urody, które by pociągały (...) oczy”[12]. „Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli”[13].

Żydzi, pragnąc przyjścia Mesjasza, nie mieli właściwego pojęcia o Jego misji. W czasie narodzin Chrystusa szukali nie tyle wybawienia od grzechu, co uwolnienia od Rzymian. Oczekiwali Mesjasza, który położy kres uciskowi i da Izraelowi panowanie nad światem. Zarówno spragnieni władzy dostojnicy, jak i nieoświecony i uciskany lud tęsknili za kimś, kto pokonałby wrogów i odbudował państwo izraelskie. Wprawdzie czytano proroctwa, ale bez duchowego zrozumienia. Nie dostrzegano tych miejsc Pisma Świętego, które wskazywały na skromny charakter pierwszego przyjścia Chrystusa, i błędnie — stosownie do swych pragnień — interpretowano te, które mówiły o chwale Jego powtórnego przyjścia.

Aniołowie i pasterze

Aniołowie podziwiali chwalebny plan zbawienia. Czekali, by ujrzeć, jak lud Boży przyjmie Bożego Syna ubranego w ludzką szatę. Oznajmili tę wieść — o bliskim pojawieniu się Chrystusa — żydowskiemu kapłanowi Zachariaszowi, gdy ten pełnił służbę w izraelskiej świątyni[14]. Ale Jerozolima nie była jeszcze gotowa na przyjęcie Odkupiciela. Naród żydowski nie dostrzegał, że Jego przyjście jest tak bliskie. Poranna i wieczorna ofiara składana w świątyni wskazywała na Baranka Bożego, ale i tu nie czyniono żadnych przygotowań na Jego przyjęcie. Kapłani i nauczyciele narodu zajęci zdobywaniem bogactw i światowych zaszczytów nie byli gotowi na objawienie się Mesjasza. Taka sama obojętność panowała w całym Izraelu.

Tylko nieliczni pragnęli ujrzeć Niewidzialnego, między innymi Józef i Maria,  i do nich skierowano aniołów, by im towarzyszyli w drodze z ich domu w Nazarecie do Betlejem, gdzie się wybrali na obowiązkowy spis ludności. To o Betlejem napisał starotestamentowy prorok: „Z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela. Początki jego od prawieku, od dni zamierzchłych”[15]. Po przybyciu do miasta Józef i Maria, znużeni i bezdomni, znaleźli w końcu schronienie w oborze, wraz ze zwierzętami. I tam właśnie narodził się Odkupiciel świata.

Na wzgórzach w pobliżu Betlejem anioł Pański oznajmił tę radosną wieść pasterzom pasącym tam stada. W godzinach ciszy rozmawiali między sobą o obiecanym Zbawicielu i modlili się o zesłanie Króla na tron Dawida. I wtedy stanął obok nich anioł Pański i powiedział: „Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką (...), gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym”[16]. Żeby pasterze mogli rozpoznać Zbawiciela zrodzonego w biedzie i poniżeniu, dostali znak: „Znajdziecie niemowlątko owinięte w pieluszki i położone w żłobie”[17]. Chwilę potem niebiosa nad betlejemskimi wzgórzami rozbrzmiały anielską pieśnią: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie”[18].

Niebo i ziemia nie są dziś bardziej od siebie oddalone niż wtedy, gdy pasterze słuchali tej anielskiej pieśni. Ludzkość pozostaje i dziś pod ochroną niebios. Zwykli ludzie wykonujący swoje codzienne zajęcia nadal mogą spotykać na swej drodze aniołów. Posłańcy niebios będą towarzyszyć krokom tych, którzy pozostają posłuszni Panu.

W opowieści betlejemskiej ukryta jest „głębokość bogactwa i mądrości, i poznania Boga”[19]. Możemy w niej podziwiać Zbawiciela, który zamienił tron niebios na bydlęcy żłób, a otoczenie wielbiących Go aniołów na zwierzęta w oborze. Pycha ludzka i samolubstwo nie ostoją się w Jego obecności.

Bóg pozwolił, aby Jego Syn przyszedł na ten świat — nad którym szatan ogłosił swoje panowanie — jako nieporadne dziecko, podlegające wszelkim ludzkim ułomnościom. Pozwolił, aby — ryzykując niepowodzenie i utratę  wieczności — stanął On wobec wszelkich niebezpieczeństw i duchowych bitew, na jakie narażony jest każdy człowiek. Swego jedynego Syna Bóg wystawił do najcięższej walki i na najgroźniejsze ryzyko — dla naszego zbawienia. Oto prawdziwa miłość!

Mędrcy i gwiazda

Gdy w Betlejem narodził się Jezus, do Jerozolimy przybyli mędrcy ze Wschodu, rozpytując: „Gdzie jest ten nowo narodzony król żydowski? Widzieliśmy bowiem gwiazdę Jego na Wschodzie i przyszliśmy oddać mu pokłon”[20].

Mędrcy ze Wschodu byli w swoich krajach szanowanymi ze względu na swą uczciwość i wiedzę filozofami zajmującymi się badaniem znaków Opatrzności w przyrodzie. Badając gwiazdy, poznali też chwałę ich Stwórcy. W poszukiwaniu wiedzy studiowali nawet hebrajskie Pisma Święte, które wyraźnie zapowiadały, że z rodu patriarchy Jakuba „wzejdzie gwiazda (...) powstanie berło z Izraela”[21]. Powitali światło niebieskiej prawdy, które świeciło dla nich coraz jaśniej. W sennych widzeniach zostali pouczeni, by udać się na poszukiwanie nowo narodzonego Księcia.

Gdy doszli w okolice Jerozolimy, gwiazda, która ich prowadziła, zatrzymała się nad świątynią. Wówczas mędrcy przyśpieszyli, spodziewając się, że radosną wieść o narodzeniu Mesjasza znają już wszyscy. Lecz ku ich zdumieniu nikt nic nie wiedział. Ich pytania, zamiast wywołać radość, powodowały raczej obawę i zdziwienie. Choć mędrcy nie byli bałwochwalcami i w oczach Boga stali znacznie wyżej od Jego rzekomych wyznawców; jednakże Żydzi uważali ich za pogan.

Dziwny cel ich wizyty wzbudził poruszenie w pałacu Heroda. Okrutny król powziął podejrzenie o pojawieniu się rywala do tronu — nowego króla, którego poszukiwali mędrcy. Zdecydował się pokrzyżować ich plany. Zapytał kapłanów i teologów, gdzie według proroctw Słowa Bożego miał urodzić się Mesjasz. Odpowiedź oparta na proroctwie Micheasza brzmiała: w Betlejem. „Ale ty, Betlejemie Efrata, najmniejsze z okręgów judzkich, z ciebie wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela”[22].

Wówczas Herod zaprosił cudzoziemców na prywatną rozmowę. Mimo że w jego sercu czaił się gniew i strach, zachowując zewnętrzny spokój, poprosił gości, by odnaleźli dziecko i poinformowali go, gdzie się znajduje, by i on — jak ich fałszywie zapewnił — mógł mu oddać cześć.

Religijni przywódcy narodu doskonale wiedzieli, jak widać, gdzie znaleźć Chrystusa, który się właśnie narodził. Sami mogli zaprowadzić do Niego mędrców, lecz duma i zazdrość nie pozwoliły im tego uczynić. Obawiali się utracić wśród ludu autorytet, gdyby miało się okazać, że Bóg przemówił przez „pogan”, a nawet prostych pasterzy, a ominął przywódców religijnych narodu wybranego. Dlatego postanowili zlekceważyć wiadomości, które poruszyły całą Jerozolimę. Nie chcieli nawet udać się do Betlejem, aby się osobiście przekonać, jak się ta sprawa rzeczywiście przedstawia. Zaczęli też wmawiać ludziom, że zainteresowanie tymi narodzinami to przejaw fanatyzmu. Jeśli gdzieś szukać początku ostatecznego odrzucenia Mesjasza przez przywódców religijnych Izraela, to miał on miejsce właśnie wtedy.

Mędrcy wyruszyli więc z Jerozolimy w dalszą drogę sami. Ponownie ujrzeli gwiazdę, która zawiodła ich do Betlejem. Musieli być niezmiernie zdziwieni tak mało godnym miejscem narodzin nowego króla, brakiem gwardii królewskiej, która powinna była Go strzec, oraz nieobecnością dostojników świeckich i religijnych. Opiekunami Jezusa byli jedynie rodzice i niewykształceni wieśniacy. Mimo to gdy „ujrzeli dziecię z Marią, matką jego (...) oddali mu pokłon”[23], rozpoznając w Nim boskość. Oddali Mu swoje serca jako Zbawicielowi i ofiarowali dary: złoto, kadzidło, mirrę. Do dziś, kto oddaje Jezusowi swoje serce, nie ma żadnego problemu z przynoszeniem Mu darów — czy to jakichkolwiek wartości ziemskich, czy zdolności umysłowych, czy swojej pracy — do wykorzystania w służbie na rzecz tych, których Jezus umiłował i za których oddał swoje życie.

Mędrcy nie wrócili do Heroda. Ostrzeżeni we śnie przez anioła, by nie kontaktować się z Herodem, wrócili wprost do swego kraju. W podobny sposób został ostrzeżony Józef. Anioł polecił mu uciec z rodziną do Egiptu, gdyż Herod zamierzał ich zgładzić. Dary mędrców okazały się zabezpieczonymi wcześniej przez Boga środkami, dzięki którym rodzina Józefa mogła udać się w podróż do Egiptu i przetrwać w obcym kraju. Po dwóch latach, gdy niebezpieczeństwo minęło, Józef z Marią i Jezusem wrócili do Palestyny i zamieszkali w Nazarecie.

Z takim oto przyjęciem spotkał się Zbawiciel, gdy przyszedł na ziemię. Wydawało się, że nie było dla Niego ani miejsca, gdzie mógłby się narodzić, ani miejsca, gdzie mógłby się schronić. „Na świecie był i świat przezeń powstał, lecz świat go nie poznał. Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli”[24]. Bóg nie mógł dać oparcia swemu Synowi w ludziach, więc polecił aniołom, aby Go chronili, dopóki nie wypełnił swej ziemskiej misji i nie zginął z rąk tych, których przyszedł zbawić.

Oprac. Andrzej Siciński

 

[1] J 17,26 Biblia ekumeniczna. [2] 1 Kor 13,5. [3] Ml 3,20. [4] Hbr 10,7. [5] Hbr 10,5. [6] Flp 2,7. [7] Zob. Wj 3,2-6. [8] Hbr 2,17. [9] Flp 2,8. [10] Iz 53,5. [11] Zob. 2 Kor 5,21. [12] Iz 53,2. [13] J 1,12. [14] Zob. Łk 1,5-23. [15] Mi 5,1. [16] Łk 2,10. [17] Łk 2,12. [18] Łk 2,14. [19] Rz 11,33. [20] Mt 2,2. [21] Lb 24,17. [22] Mi 5,1. [23] Mt 2,11. [24] J 1,10-11.

 

[Opracowano na podstawie: Ellen G. White, Życie Jezusa, Warszawa 2001].