JustPaste.it

Upiorne Jedwabne i miłe Rheinbischofsheim

We wsi są dwa kościoły, jeden katolicki, drugi luterański, w jednym z nich co piętnaście minut dzwonią kuranty, wybijając godziny i kwadransy. Budzą mnie czasem te kuranty.

e6894d80c03ee1b2e48eee41aeaa5587.jpg

Kiedy jestem na sesji Europarlamentu, zatrzymuję się w małym wiejskim hoteliku o dumnej nazwie „Napoleon”, który znajduje się jednak nie we Francji, tylko w Niemczech, w Badenii, 20 kilometrów od Strasburga, po niemieckiej stronie Renu. Podobno na miejscu, gdzie jest ten hotel, w 1806 r. osobiście stał Napoleon podczas zwycięskiej bitwy pod Diersheim. W hotelowej piwnicy zabezpieczony jest fragment podłogi, którą osobiście deptał but cesarza.

Żeby było ciekawiej, to dzierżawcą tego niemieckiego napoleońskiego hotelu jest Serb, uważający się za Jugosłowianina. Wieś nazywa się Rheinbischofsheim. Wieś, choć na nasze standardy miasteczko. Dwa i pół tysiąca mieszkańców.

Mniej więcej tyle, co polskie Jedwabne

Bardzo lubię Rheinbischofsheim i okolice. Piękne, nadreńskie błonia, w oddali zarys majestatycznych gór Schwarzwaldu, a tu żyzne pola, kukurydza rośnie jak las, a pszenica składa się tam nieomal z samych pełnych kłosów. Widać, jak tutejsi rolnicy są staranni i pracowici, każdy skrawek ziemi uprawiony, jak u mojego śp. ojca. I żadnego traktora z pługiem na szosie nie uświadczysz, wszyscy tu mają specjalne asfaltowe drogi dojazdowe do pól, bez kontaktu z ruchem samochodowym, tu żaden miejscowy rolnik nie pójdzie siedzieć za to, że jakiś pędzący samochód z tyłu w pług mu przywalił.

Przed gospodarskimi domami stoją małe stragany, można się tam zaopatrzyć w świeże ziemniaki, warzywa owoce. To się nazywa sprzedaż bezpośrednia, tu kwitnąca, a w Polsce skutecznie tępiona administracyjnymi zakazami.

We wsi są dwa kościoły, jeden katolicki, drugi luterański, w jednym z nich co piętnaście minut dzwonią kuranty, wybijając godziny i kwadransy. Budzą mnie czasem te kuranty.

Słyszę, że dzwonią, ale nie wiem, w którym kościele.

Domy w Rheibnbischofsheim są skromne, ale jako to u Niemców zadbane, piękne ogrody, pełne kwitnących róż, w maju pachną w nich bzy. Piękna wieś i mili ludzie. Krzątają się po swoich obejściach, jeżdżą rowerami, spacerują z psami, uśmiechają się… Guten Morgen, Guten Abend, danke schoen, Auf Wiedersehen… Wieczorem przychodzą do Serba na piwo, są grzeczni, uprzejmi, mili. Czasem wieczorem wspólnie oglądamy w telewizji jakiś mecz. Parę razy nawet wspólnie coś tam śpiewaliśmy wieczorem przy gitarze…

Nawet mi nie zaświta myśl, żeby ich zapytać – a w czasie wojny wasi rodzice i dziadkowie co robili?

Choć przyznam się, ze czasem, gdy widzę drepcącego chodnikiem przygarbionego staruszka, to się zastanawiam, gdzie on umacniał i bronił Tysiącletnią Rzeszę i czy nie w Polsce przypadkiem.

I gdy patrzę na te stare w większości domy z pruskiego muru, to wyobrażam sobie, jak kiedyś zwisały z nich flagi z hackenkreuzem. I zastanawiam się, ilu z tej wsi było w SS, ilu w gestapo wbijało ludziom szpilki za paznokcie, czy ktoś z tych spokojnych Badeńczyków bombardował Warszawę, czy ktoś z nich rozstrzeliwał w Palmirach i czy może ktoś stąd był w Jedwabnem…

Nie, w Jedwabnem Niemców przecież nie było. Tam 1500 Żydów zostało okrążonych i wymordowanych przez 40 rozbójników, przez 40 uzbrojonych w orczyki Polaków. Żadnej winy za śmierć jedwabieńskich Żydów w Niemczech nie należy szukać, a już tym bardziej w spokojnym Rheinbischofsheim.

Zresztą Rheinbischofsheim tak naprawdę było ofiarą wojny. Przecież ci niemieccy rolnicy nie chcieli iść na wojnę ze swoich pięknych domów, od swoich żyznych pól, żeby gdzieś tam zamarzać pod Stalingradem. Przecież ich matki i żony płakały. Przecież na ich domy spadały bomby. Wiele gospodarstw zostało spalonych i nigdy ich nie odbudowano, świadczą tym kępy starych drzew, w obrysie nieistniejących od dawna zabudowań.

A że Hitlera ktoś tam wybrał, ktoś popierał, ktoś z nim podbijał świat – mój Boże, czy można za to winić skromne i miłe Rheinbischofsheim? Sugerowanie takiej winy byłoby nietaktem. W Brukseli uznano by to za brak europejskiej poprawności, a w Polsce nazwano by obciachem.

No bo i co z tego, że ktoś z Rheinbischofsheim miał dziadka z Wehrmachtu? Dziadek nikogo nie zabijał, bo służył w łączności. Podobno niemal wszyscy niemieccy dziadkowie służyli w łączności i w taborach, w oddziałach szturmowych w zasadzie nie było nikogo. W sumie to nawet nie wiadomo, czy Niemcy kogokolwiek szturmowali….

Niemcy… tu nie było przecież żadnych zbrodni. Tu tak naprawdę były tylko ofiary – zbombardowana Kolonia i Drezno, to Niemcy byli ze spalonych wsi i z głodujących miast, tu były tysiące zgwałconych kobiet. Owszem, ktoś tam kiedyś w Niemczech wybijał żydowskie szyby w kryształową noc, ale tu przecież nie było żadnego Holocaustu. Przecież Żydów wymordowano nie w Niemczech, tylko w Polsce. To w Polsce były getta, to w Polsce było Auschwittz, Treblinka i Chełmno nad Nerem, to w Polsce był antysemityzm, to w Polsce było Jedwabne. Niemców obciąża jedynie to, że z ratunkiem się spóźnili, jak Holendrzy w Srebrenicy….

Jedwabne… Polen.. ja, jawohl. Tak, tam były zbrodnie, o których świat nie może zapomnieć. O tym trzeba nieustannie przypominać. Niech wszyscy to przeklęte miejsce znają, niech znają tę nieludzka ziemię…

I bardzo dobrze, i sehr gut, że ten ogrom polskich zbrodni odsłaniają sprawiedliwi, europejscy i światowi Polacy, sehr gut, że jest Gross i jest Pasikowski, że jest „Gazeta Wyborcza”, ze jest książka „Sąsiedzi”, że jest film „Pokłosie”.

Im bardziej odrażające i upiorne stanie się Jedwabne, tym bardziej sympatyczne i miłe będzie Rheinbischofsheim…

 

Źródło: Janusz Wojciechowski