JustPaste.it

Ranny w wypadku kościelnym 2

Autentyczna historia obcokrajowca, który ze strony polskich urzędników kościelnych przeżył ciąg zdarzeń tak absurdalnych, że aż trudnych do uwierzenia.

Autentyczna historia obcokrajowca, który ze strony polskich urzędników kościelnych przeżył ciąg zdarzeń tak absurdalnych, że aż trudnych do uwierzenia.

 

Podróżnik mieszkał na tropikalnej wyspie. Lubił przesiadywać na plaży pod palmami, oglądać surferów i słuchać dobrego, duchowego rapu. Kumple i dziewczyny bardzo go lubili, bo był radosnym człowiekiem, a jednocześnie mądry był z niego facet. Często dobrze doradzał i wołał do Najwyższego, kiedy ktoś miał problemy. 
 
Pewnego dnia Podróżnik zapragnął zobaczyć jak żyją ludzie na kontynencie. Zaczął myśleć o jakimś mało znanym kraju, o którym niewiele osób słyszało. Na kartonie po wódce „Sobieski”, leżącym przy restauracji w koszu na śmieci, zobaczył napis: MADE IN POLAND. – A gdzie to jest? – zamyślił się. Zaczął grzebać w sieci. Stolica - Warszawa. Mają morze i góry. Ciekawa historia. Wałęsa, Solidarność. – To jest to! – ucieszył się. Znalazł też informację, że mieszkańcy tego kraju dużo narzekają. – Chyba jakiś żartowniś to napisał, bo przecież niemożliwe, aby cały naród narzekał - zastanowił się.
 
W ambasadzie powiedzieli mu, że nie potrzebuje wizy. Ucieszył się, że miał jeden problem i wydatek mniej. Ze sprzedanego wcześniej Harleya zostało mu jeszcze trochę pieniędzy. Kupił bilet. Najpierw poleciał Bangkoku, potem do Frankfurtu, Warszawy i w końcu do Poznania. Dlaczego tam? Wcześniej napisał w kilka miejsc i właśnie stamtąd odezwał się człowiek, który obiecał mu pomoc w zadomowieniu się.
 
Przy Kościele znajdował się pokój gościnny. Poznaniak tam ulokował Podróżnika. Standard był przeciętny, ale dało się wyspać po długiej podróży. Następnego dnia Podróżnik zaczął się rozglądać. Samochody były znacznie mniejsze niż w jego kraju, domy trochę obdrapane, w jezdniach sporo dziur, ale za to dziewczyny były ładniejsze i milsze niż gdziekolwiek indziej. Szybko zaprzyjaźnił się z kilkoma osobami z Kościoła, które natychmiast go polubiły. Po kilku tygodniach rozmawiał już z nimi po polsku. Odwiedzali go i zapraszali do siebie. Słuchali jego egzotycznych opowieści.
 
Historie Podróżnika były tak niesamowite, że niektóre osoby zaczęły się zastanawiać czy są one prawdziwe. Trudno im było wyobrazić sobie życie, z jakim nigdy wcześniej się nie zetknęli. Ta część osób wkrótce zaczęła podejrzliwie patrzeć na Podróżnika i przestała go odwiedzać. 

 

– Co się stało? Czy coś zrobiłem nie tak, że znajomi przestają mnie odwiedzać? – Podróżnik pytał tych, którzy w dalszym ciągu się z nim przyjaźnili. Mówili, że to brak czasu sprawia, że pozostali przestali do niego przychodzić. Wyraźnie jednak było widać, że coś jest na rzeczy.
 
Tydzień później do Podróżnika przyszedł zarządca budynku i powiedział mu, że musi się wyprowadzić, bo ktoś inny ma się wprowadzić na jego miejsce. Sytuacja była niezrozumiała, bo jeszcze dwa tygodnie wcześniej Duchowny zapewniał Podróżnika, że będzie mógł tam mieszkać przez cały rok.

 

Podróżnik skontaktował się ze znajomymi w nadziei, że ktoś z nich pomoże mu znaleźć nowe lokum. Większość wyraźnie go jednak unikała. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu. Tylko jedna osoba zaoferowała Podróżnikowi nocleg w swoim mieszkaniu. Był to Nauczyciel religii z Kościoła. 
 
– Muszę ci coś powiedzieć, choć mi tego zabroniono. Sumienie mi jednak nie pozwala milczeć, bo uważam ciebie za przyjaciela. Duchowny zorganizował w Kościele spotkanie dla liderów. Byłem tam. Główny punkt spotkania dotyczył tego, w jaki sposób trzymać parafian z dala od ciebie - powiedział Nauczyciel. Podróżnik zbladł i mało się nie zakrztusił kanapką z serem.
– Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? – zapytał oszołomiony.
– Duchowny powiedział, że kontakt z ludźmi z innych krajów jest niezdrowy. Mówił, że za granicą dzieje się wiele niepokojących rzeczy i ludzie chodzą do fałszywych kościołów. Miał ci za złe, że mówisz do Boga jak do przyjaciela, a nie zwracasz się do Niego w takich dostojnych słowach jak my, Polacy. Duchowny powiedział, że zagrażasz naszej wielowiekowej, pięknej tradycji. Mówił z wielkim przekonaniem. Stąd ten dystans wielu osób do ciebie - wyjaśnił Nauczyciel. 
 
Pomimo wszystko w następnym tygodniu Podróżnik poszedł do kościoła, próbując nie pamiętać o tym co usłyszał na swój temat. Po nabożeństwie był wspólny obiad. Wziął swój talerz i usiadł przy stole. Tam zaczął rozmawiać z młodym człowiekiem, który siedział tuż obok. Gdy Duchowny to zobaczył, podszedł natychmiast i młodego gdzieś zabrał. Zrobił to samo z kolejną osobą, z którą rozmawiał Podróżnik. Zrobiło się nieprzyjemnie. Tydzień później do kościoła przyjechał pewien Polak z USA. Rozmawiali z Podróżnikiem po angielsku. Śmiali się i żartowali. Było widać, że mają ze sobą dobry kontakt. Duchowny spoglądał na nich z wyraźnym niezadowoleniem. W końcu podszedł do Podróżnika i zwrócił mu uwagę:
- Czy nie wiesz, że to bardzo niegrzecznie, aby mówić w języku, którego nikt tutaj nie zna. Przecież ja nawet nie rozumiałem o czym wy rozmawialiście.
 
Człowiek, który  udzielił gościny Podróżnikowi, wkrótce został wezwany przez Duchownego.
- Czy pomaganie drugiemu człowiekowi jest przestępstwem? - Nauczyciel zapytał Duchownego. Ten uznał jego gest za wyraz braku lojalności"względem władzy kościelnej i pozbawił Nauczyciela ważnej funkcji społecznej w Kościele. Nauczyciel opowiedział o tym zdarzeniu kilku osobom. Dwóch mężczyzn, którzy stanęli w jego obronie, zostało surowo napomnianych przez Duchownego i oskarżonych o "sianie niepokoju" w świętym Kościele.
 
W kolejnym tygodniu Duchowny wytoczył jeszcze większe działo niż wcześniej.
- Miałem sen. Bóg wyraźnie mi w nim pokazał, że w naszej społeczności znajduje się wilk w owczej skórze, sam wysłannik piekieł, który przyszedł, aby nas podzielić i skłócić - Duchowny był mistycznie poruszony.

 

Duchowny nie powiedział wprost o kogo chodzi, ale wszyscy wiedzieli, że tą osobą jest Podróżnik. Sen zrobił na większości słuchaczy olbrzymie wrażenie, gdyż siłą wyrazu przypominał objawienia fatimskie. Kolejne osoby zaczęły podejrzliwie spoglądać na Podróżnika. Jednak w tym samym momencie części osób otworzyły się oczy i zobaczyli, że działania Duchownego nie płyną z troski, lecz są niczym innym jak zwykłą, złośliwą nagonką na niewinnego człowieka, wykorzystującą najniższe ludzkie instynkty - strach i uprzedzenie. Kilka osób zaczęło na nowo odwiedzać Podróżnika, aby go pocieszyć. Część z nich nawet go przeprosiła, że dali się wcześniej wciągnąć w zagrywki Duchownego.

 

Nauczyciel powiedział Podróżnikowi o przekonaniu Polaków, że ich kraj jest "mesjaszem narodów" i za jego sprawą wiara i prawda mają się rozlać na cały świat.
– Nie daj Panie Boże! Świat zamieniłby się w piekło – powiedział łamaną polszczyzną Podróżnik. – Wiecie co? Ja najlepiej spakuję swoje rzeczy i wrócę na swoją wyspę. Za dużo wrażeń jak na jeden wyjazd. Rzeczywistość przebiła fikcję. Mam tego dosyć.
– A my tak mamy na co dzień, zarówno w kościele, jak i w polityce – Nauczyciel starał się pocieszyć Podróżnika, ale ostatecznie przygnębił sam siebie.
 
Podczas licznych spotkań i konferencji Duchowny szczycił się swoimi wyjątkowymi umiejętnościami w prowadzeniu Kościoła. Za swoje opowieści zbierał liczne pochwały i wyrazy podziwu. Kiedy dodał, że kochał Podróżnika jak brata, zgromadzenie niemal się nie rozpłakało, wzruszone jego pokorą i wielkim sercem sługi Bożego.
 
Jedynym błędem Podróżnika było to, że trafił w Polsce na człowieka, który spędził swoje życie w hermetycznym, zamkniętym i odrealnionym życiowo środowisku, które miało wykrzywione zrozumienie istoty dobra i zła.

 

Jednak po opuszczeniu przez Podróżnika Polski stał się cud. W kościele zapanował spokój. Wierni znowu ufnie wpatrują się w uśmiechniętą twarz swojego pasterza, który tłumaczy im jak funkcjonuje świat. Chłopaka z wyspy nikt już nie wspomina, nawet ci, którzy go wcześniej lubili. Podróżnik natomiast stara się zapomnieć o koszmarze podróży do dalekiego, nieznanego kraju.
 
Historia oparta na autentycznym zdarzeniu.
 
Maciej Strzyżewski
 
 
Zachęcam do przeczytania części pierwszej

 

12476a52dbb6d690844a4bfc70b86ff5.jpg