Kończy się rok... pora podsumować nasze dokonania. Ale czy warto?
Kończy się rok i warto zamknąć pewne sprawy, wspomnienia. Jednak nie wszyscy tej zasady się trzymają. Są tacy, którzy zachowują ciągłość czasu i nie rozkładają życia na drobne etapy. Lecz czy dobrze robią? To zależy od ludzi i sytuacji.
Ja osobiście jestem zwolenniczką takiego podsumowania z kilku względów. Najważniejszym jest fakt, iż łatwiej pogodzić się z zamknięciem pewnego, trudnego etapu. Nawet i dobrego. Po prostu coś było, lecz się skończyło. Trzeba to jakoś zaakceptować a zapakowanie tego w pewne opakowanie, w umyśle i odłożenie na wyższą półkę pomaga, chociażby mentalnie. A rozpoczęcie nowego roku może być dobrym momentem na działanie i zamykanie pewnych etapów.
Kolejnym powodem jest to, iż w takich podsumowaniach mogę zobaczyć ile zrobiłam: w tygodniu, miesiącu, roku, ile się nauczyłam a ile mi zostało. Wiem ile osiągnęłam i ile chce osiągnąć jeszcze.
Wyciąganie wniosków, też piękna sprawa. Podsumowania uczą nas. Z wielu sytuacji życiowych warto wyciągać wnioski, to czy się z nich uczymy, czy nie... to temat rzeka. Ważne by je mieć, by wnioski stworzyć. One same w sobie są już podstawą.
Ostatnim powodem, na który wpadałam, a który jest istotny i może trochę egoistyczny... Dowartościowanie się, pokazanie sobie jak silnym człowiek jest i ile może. Dla samej siebie jestem tego przykładem. Podsumowanie tego roku strasznie mnie cieszy. Pokazałam sobie ile mogę zrobić i ile jestem w stanie znieść w ciężkich sytuacjach. To ważna wiedza na swój temat.
Przeżywanie życia bez świadomości siebie, błędów, pozytywów jest zwyczajnie trudne. Powielamy swoje błędy, rozmyślamy o przeszłości a tymczasem przyszłość i teraźniejszość uciekają od nas. Dlatego warto jeden wieczór poświęcić na przemyślenie chociażby tego roku, tego tygodnia i... uświadomienie sobie, że człowiek zapamiętuje to co na początku i na końcu... a tymczasem najfajniejsza część życia dzieje się w środku. By ją odkryć trzeba czasem o niej pomyśleć i ja przeżywać.
Szczęśliwego Nowego Roku!