Zamyka oczy, staje się cieniem
łez wysuszonych, żalu marzeniem,
że już nabiera cech protoplasty
– 012-ty
Nie warto liczyć co było bujne,
pora odchodzić z błędem obliczeń,
gdy niespełnione już nie jest spójne,
- nie ma w nim życzeń.
Nikt nam z wydatków nie wyda reszty
bo poszarzały stare welony.
Nasze nadzieje dostały kosza...
- romans skończony.
Projekt był niezły, konstrukcja licha,
i rzeczywistość nieco uchylna.
Znów niedomknięte przez bramę świata
- umknęły lata.
Minęły z celem się zamierzenia
na półkach stoją stare puchary,
liście opadły i laur poszarzał…
- zabrakło wiary.
Nie słychać skargi, skomlenia, jęku,
ucichły nuty zafałszowane,
podlane starych idei pleśnią
- tanim szampanem.
Tkając z iluzji co bełkot plecie,
kreując gwiazdy w nowym chaosie,
plan układamy w starym zapisie…
- w oszustwa losie.
Że nowa talia, nowe rozdanie,
że każdy asem na nowym planie,
w trafionym flesza srebrnym rozbłysku,
- i mądrym pysku.
By znowu dzielnie ozdabiać głosem,
dośpiewać piano, dorastać kłosem,
twierdzić z uporem, że się podoba
- przypadek Hioba.
Umiera stary… bije 12-ta,
jeszcze nadzieja w zaułkach miasta,
ostatnią siłą swój puchar wznosi
- nikt jej nie prosi….
© Janusz D.