JustPaste.it

Kościół sobie wywróży ...

Wobec coraz liczniejszych głosów krytycznych pod adresem Kościoła Katolickiego, hierarchia kościelna podjęła swoistą kontrofensywę.

Wobec coraz liczniejszych głosów krytycznych pod adresem Kościoła Katolickiego, hierarchia kościelna podjęła swoistą kontrofensywę.

 

Podczas odprawianej w lubelskiej katedrze o północy z 24 na 25 grudnia mszy, tzw. pasterki, arcybiskup lubelski Stanisław Budzik stwierdził m.in., że "Wiarę spycha się coraz bardziej do sfery prywatnej i usuwa ze sfery publicznej".Pomijając oczywistą obłudę i bałamutność kłamliwego twierdzenia arcybiskupa Budzika o rzekomym usuwaniu wiary z przestrzeni publicznej, warto zastanowić się nad przyczynami i skutkami tej ofensywy propagandowej szefa lubelskiej archidiecezji.

Otóż, jak każdy nieupośledzony wzrokowo obywatel RP widzi, wiara i religia katolicka systematycznie powiększają i umacniają swoją obecność w polskiej przestrzeni publicznej. W przeciwieństwie do wielu krajów europejskich, a także USA, w Polsce od dziesiątków lat nie zlikwidowano ani jednej świątyni katolickiej, wybudowano natomiast tysiące nowych kościołów, nie usunięto ani jednej kapliczki przydrożnej czy krzyża, a postawiono dziesiątki tysięcy kolejnych. W szkołach, szpitalach, urzędach państwowych i samorządowych oraz innych obiektach publicznych zawieszono setki tysięcy krzyży, urządzono tysiące kapliczek i miejsc wotywnych. Obok, jedynej dopuszczalnej w czasach PRL, publicznej manifestacji religijnej - procesji Bożego Ciała, obecnie w miastach, wsiach oraz na traktach komunikacyjnych odbywają się dziesiątki rozmaitych dróg krzyżowych, pielgrzymek, przemarszów, procesji i innych zgromadzeń religijnych, nierzadko z ograniczeniem lub zgoła pogwałceniem prawa osób niewierzących do ciszy, spokoju i swobodnego poruszania się po przestrzeni publicznej.

Jakie są przyczyny tej niezwykłej ekspansji funkcjonariuszy i aktywistów religii katolickiej, które powodują, że nawet osoby wierzące zgłaszają coraz częściej obiekcje do ingerencji hierarchów i kleru w życie społeczne i polityczne ?

Z pewnością nie są to powody obiektywne, „nadprzyrodzone”, niezależne od ludzi. Główny obiekt kultu religijnego, czyli Pan Bóg nie kontaktuje się przecież w żaden, stwierdzalny obiektywnie, sposób ze swoimi wyznawcami, nie wydaje poleceń i nie formułuje żadnych żądań. Żądania takie byłyby zresztą rażąco sprzeczne z istotą Boga, który jako byt wszechmocny i doskonały z definicji nie może mieć żadnych niezaspokojonych potrzeb, fanaberii i kaprysów. Nie może być niedowartościowany, próżny i zachłanny.

Ja, osobiście, widzę trzy główne przyczyny tej ekspansji katolickich hierarchów i aktywistów oraz agresywnego "pi-aru" Kościoła Katolickiego.

Pierwsza, choć może nie główna, to słabnąca systematycznie pozycja Kościoła Katolickiego w świecie i zmniejszanie się liczby wiernych, wobec rosnących regularnie szeregów wyznań konkurencyjnych, zarówno chrześcijańskich jak i niechrześcijańskich – mono- i politeistycznych. Nie chodzi przy tym tylko o formalne "odejścia od wiary", czyli tzw. apostazję, choć i to zjawisko, niegdyś niemal nieznane, dziś jest coraz częstsze przybierając nierzadko charakter  manifestacyjny. Znacznie bardziej bolesne dla KK jest po prostu rezygnowanie z uczestnictwa w obrzędach religijnych przez wielu wiernych. Co prawda większość z nich nie deklaruje jednocześnie utraty wiary w Boga, ale dla Kościoła są już oni raczej straceni. Pochodną tego jest zmniejszanie się przychodów KK, a zatem pogarszanie pozycji ekonomicznej, co wprawdzie w Polsce nie jest jeszcze bardzo odczuwalne, ale w wielu innych krajach tak. Toteż Kościół Katolicki bije na alarm już teraz antycypując swoją sytuację materialną za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt.

Druga przyczyna, powiązana zarazem z trzecią, to - wobec wieloletniego marginalizowania Kościoła i osób wierzących w czasach PRL - wola kompensacji tych "krzywd", u wielu nie ograniczająca się jednak tylko do uzyskania rekompensaty moralnej, ale przechodząca w chęć wykazania "kto tu rządzi" i upokorzenia niegdysiejszych "ciemiężców". I jakkolwiek opinia o opresyjności PRL wobec Kościoła i wierzących jest w dużej mierze mitem, bowiem w czasach PRL zbudowano w Polsce więcej kościołów niż we wszystkich pozostałych krajach Europy, to jednak niedostatki natury ludzkiej powodują, że u licznych osób zacierają się proporcje pomiędzy faktycznie doznanymi krzywdami, a pragnieniem ich powetowania. Do tego dochodzą jeszcze osobowości fanatyczno - bigoteryjne, u których żądza ustanowienia jedynie słusznego porządku, czyli panowania religii katolickiej jest bardzo silna i zupełnie niezależna od czynników zewnętrznych.

I wreszcie przyczyna - moim zdaniem - merytorycznie najistotniejsza. Otóż, każdy człowiek, także wierzący, ma wszakże, oprócz instynktu samozachowawczego, również naturę empiryczną, która każe mu upewniać się co do słuszności podjętych decyzji i wynikających z niej skutków. Niestety, w przypadku wiary w Boga słuszności tej wiary sprawdzić nie sposób. Jest tylko piękne marzenie, czyli myślenie życzeniowe  - jak nazywają to psycholodzy - i są też ludzie, którzy to myślenie życzeniowe uwiarygodniają. Wielkie manifestacje religijne - msze publiczne, procesje, pielgrzymki itp, a także codzienna obecność symboli religijnych w jak największej liczbie miejsc publicznych, to nic innego jak zbiorowe uwiarygodnianie religii i wzajemne umacnianie się w wierze. Przekonywanie się nawzajem o słuszności obranej drogi i niezachwianym nią kroczeniu.

I dlatego właśnie wszelkie, nawet nieśmiałe, próby ograniczania tej bezprzykładnej ekspansji religii katolickiej, dające się już niekiedy mocno we znaki osobom indyferentnym religijnie i nie zmierzającym do żadnego "rugowania" religii lecz pragnącym tylko równości praw, traktowane są przez Kościół Katolicki jako zamach na wiarę.

Śmiem twierdzić, że nie jest to jednak polityka na wskroś przemyślana i mądra, że brakuje jej przenikliwości oraz zdolności myślenia perspektywicznego.

Otóż, takie histeryczne zachowanie i formułowanie twierdzeń pozostających w dość rażącej sprzeczności z ogólnie postrzegalną rzeczywistością ma krótkie nogi i w efekcie może obrócić się przeciwko Kościołowi. Powszechna dostępność środków komunikacji, możliwość łatwej wymiany informacji pomiędzy ludźmi na całym świecie, a także stopniowa unifikacja obyczajów i poglądów (przynajmniej w obrębie poszczególnych kultur) prowadzą nieuchronnie do "standaryzowania" wielu elementów kultury, w tym pozycji religii w społeczeństwach. Już dziś widać u nas dość dramatyczną różnicę światopoglądów pomiędzy tzw. ludem smoleńskim, czyli (z grubsza) środowiskiem Radia Maryja, a np. aktywnymi użytkownikami Internetu, wśród których w sposób bezapelacyjny dominują świeckie poglądy liberalne, wolnościowe i pacyfistyczne, a w stosunku do religii i jej ekspozytury, czyli Kościoła Katolickiego - niechęć, a nawet jawna wrogość.

Nie ma też raczej wątpliwości, że pomimo statystycznej obecności w każdej populacji ludzi o niskim potencjale samodzielnego, niezależnego myślenia, ludzi nieporadnych, podatnych na indoktrynację czy wreszcie ludzi ambitnych lecz niespełnionych, niedocenionych, odrzuconych (słusznie czy nie słusznie) przez środowisko, decydentów lub kręgi opiniotwórcze, ich rola w dynamicznie zmieniającej się i konkurencyjnej rzeczywistości będzie malała. Górę weźmie wprzęgnięty w zasady konkurencyjnego świata "środek" - pragmatyczny i laicki.

I kiedy tylko "środek" ten zrzuci z siebie, doskwierające wciąż jeszcze, hamulce konformizmu i oportunizmu, los Kościoła fałszywie pojękującego lub gromiącego za rzekome przewiny, będzie bardzo marny. Tak, jak już dziś marny jest na forach internetowych, czego dowodem choćby niniejszy wątek. Co prawda Internet jeszcze (i na szczęście) nie rządzi w kraju, ale to tu właśnie, w Internecie rosną i dojrzewają przyszłe kadry rządzące.

Miejcie się więc na baczności, panowie biskupi, kiedy decydujecie się wszcząć jakąś ryzykowną kampanię, opartą na miałkich i nieprawdziwych argumentach, jak choćby ta obecna o rzekomym rugowaniu wiary z polskiej przestrzeni publicznej. Polska przestrzeń publiczna jest bardzo mocno nasycona elementami religijnymi. O wiele za mocno jak na państwo z wymaganą przez Konstytucję neutralnością władz publicznych w kwestiach światopoglądowych. Ale "przeginając pałę" histeryzowaniem i domaganiem się jeszcze większego udziału spraw religijnych w życiu publicznym, możecie dość łatwo i niefrasobliwie zmienić ten stan, odwracając znaczną część społeczeństwa od Kościoła, a z czasem rezygnującą i z wiary. Tak, jak to sobie sami wróżycie.