JustPaste.it

Łaska ludu

41f0648ba46ae4c1c17531bcf9f876eb.jpg

Cytat z prasy: „Przed nami rok Edwarda Gierka - SLD będzie chciał uczcić ten rok w sposób wyjątkowy. Będziemy organizowali dziesiątki wydarzeń - zapowiedział sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski na konferencji prasowej na stołecznym Dworcu Centralnym. W niedzielę przypada setna rocznica urodzin byłego I sekretarza KC PZPR.” 

Dlaczego naprawdę SLD to czyni można spekulować, ale mnie się nie chce. Nie interesują mnie analizy intencji polityków, bo szkoda na nie czasu. Ich cel jest bez względu na proweniencję partii którą reprezentują (od lewa do prawa) jeden. Celnie to swoim, tyleż barwnym, co prostackim językiem, wyraził typowy geszefciarz polityczny Wałęsa: „WADZA!”, za którą oczywiście kryją się konfitury. Uważam natomiast, że na przykładzie Edwarda Gierka warto prześledzić metody manipulacji opinią publiczną przez „wybrańców” i ich skundlonych trubadurów dziennikarzy.

Łaska ludu na pstrym koniu jeździ.

 W styczniu 1913 roku (sto lat temu) urodził się Edward Gierek, trzydzieści trzy lata temu ogłoszony wrogiem polskiego ludu i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z której został był wówczas z wielkimi honorami wyrzucony. Następnie został zamknięty przez tow. gen. Jaruzelskiego pod zarzutami, które już wówczas wydawały się zastępcze, a dzisiaj w dobie pozbawionego żenady rozgrabiania Polski przez rządzącą nami firmę “Wspólna Kradzież” Spółka z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością,  są wręcz śmieszne. Taka jednak widać była wtedy potrzeba polityczna towarzyszy z WRON-u.

Ile potrzeba było wysiłku “Solidarności”, Kościoła, Balcerowiczów, Krzaklewskich, Buzków, Kaczyńskich czy innych Wałęsów, aby w już w kilkanaście lat po jego upadku czasy Gierka znakomita większość pamiętających je rodaków uznała za najszczęśliwszy okres swego życia. Takie o zgrozo! były już na początku na lat 90-tych wyniki badań opinii publicznej i takie są obecnie. Mówię o opiniach ludzi, którzy ten okres świadomie przeżyli, a nie młodzieży, o której „formację” historyczną dba Kościół kat., IPN, politycy i usłużni dziennikarze.

Ale cóż można się spodziewać po przypadkowym społeczeństwie, które nie chce zrozumieć, że sam fakt bycia rządzonym przez pobożną władzę powinien w pełni zaspokajać wszystkie jego aspiracje. Jakżeż ci trywialni Polacy nie potrafią się oderwać od płaskiego materializmu życia. A może po prostu ludzie nie dorośli do tego, aby na ich czele stali uduchowieni, wypełnieni aż po koniuszki włosów „wartościami”, przywódcy. Najbardziej żałosne jest to, że poprzednie zdanie dotyczy także rządzących dwukrotnie ekip SLD, których reprezentanci nagle po okresie „błędów i wypaczeń” (czytaj: przynależności do PZPR) odkryli w sobie szczere umiłowanie do Matki Naszej Kościoła, a przede wszystkim do jej prominentnych przedstawicieli. I ruszyli hurmem całować po łapkach, dosypywać kasiory, obdarowywać ziemią swoich mentorów, także polityków, tylko dla odmiany poprzebieranych za baby, w pozłacanych torbach po cukrze na głowach i obsypanych kosztownościami jak bizantyjskie nierządnice. No, ale jak wiadomo „wadza” podobnie, jak pecunia jest non olet.   

Nie jest moim celem wychwalanie zmarłego polityka, uważam jednak że obiektywizm przy ocenie ludzi i faktów jest metodą dobrze służącą tym, którzy się nim kierują. Było w tych czasach wiele rzeczy złych i czasem karykaturalnych, jak choćby owe wiece potępienia „radomskich warchołów”, jakie przetoczyły się w stosownym czasie przez kraj wywołując kpiny nawet w gronie ich uczestników, czy zmiany w konstytucji dekretujące oficjalnie wyjątkową pozycję Związku Radzieckiego w naszej rzeczywistości politycznej.

Jeżeli chodzi o tą drugą sprawę, to serwilizm wobec obcych potencji ma w naszej historii mnóstwo egzemplifikacji, a dotyczy to przede wszystkim czasów w których Ojczyzna nasza nie posiadała nawet cienia suwerenności, a elitę polskiego społeczeństwa nie stanowili bynajmniej komuniści. Jeden z zabawnych przykładów skrajnego lizusostwa wobec zaborcy przytoczył wytrawny znawca galicyjskiej historii i obyczajów Leszek Mazan. Otóż w czasie wizyty w Uniwersytecie Jagiellońskim najjaśniejszego cesarza i króla Franciszka Józefa II monarcha ten poślizgnął się na wyglansowanych na tę okazję posadzkach i przewrócił, jak za przeproszeniem jakiś zwykły śmiertelnik. Na widok tego nieprzewidzianego żadną etykietą wypadku towarzyszący władcy profesorowie naszego uniwersytetu pokładli się natychmiast na podłodze obok padniętego monarchy, aby grzechem niestosownej wyniosłości w stosunku do upadłego cesarza swojej kariery nie obciążać. Ta anegdota jest zabawna i błaha, ale przecież ileż tytułów hrabiowskich, czy wręcz książęcych noszonych dzisiaj z dumą przez spadkobierców (w I Rzeczypospolitej tytuły arystokratyczne nie istniały, w II były zakazane, przynajmniej w obrocie urzędowym), ile majątków zgromadzonych przez ówczesne elity społeczne było trywialną zapłatą za lojalność wobec zaborców. Ale była to lojalność słuszna, bo przez Kościół, na zasadzie wspólnoty interesów, błogosławiona.

Wszystkich przykładów kolaboracji nie mogę tu przytaczać ze względu na szczupłość miejsca (a na wołowej skórze byś ich nie spisał), ale wystarczy sięgnąć do pierwszego z brzegu podręcznika naszej historii (nie dotyczy to rzecz oczywista tych pisanych przez „historyków” z IPN), aby się dowiedzieć kogo to lud polski wieszał i rozstrzeliwał za zdradę narodową w czasie Insurekcji czy Powstania Listopadowego. Gęsto wśród skazanych czerwieniły się senatorskie karmazyny i fiolety biskupie, a także błyskały generalskie akselbanty. Warto tylko przypomnieć jeszcze proweniencję hymnu „Boże coś Polskę”, który powstał na cześć Aleksandra I cara Rosji (władcy Królestwa Kongresowego), a pierwotnie w refrenie jego padały słowa: „Naszego króla zachowaj nam Panie!”, dopiero później Romanowa zamieniono na Ojczyznę. Te tematy są jednak przez prawicową publicystykę skrzętnie przemilczane, a ich poruszanie w tymże gronie jest przyjmowane jako niestosowność równoznaczną z „puszczeniem bąka” w salonie. 

Cynizm w polityce, szczególnie zagranicznej, jest postawą stosowaną od zawsze i bywa z reguły rozgrzeszany, jeżeli tylko przynosi pozytywne dla zainteresowanych skutki. Cesarz Napoleon Wielki mawiał o swoim ministrze spraw zagranicznych Talleyrandzie, że nie sprzedał swojej własnej matki, tylko dlatego, że nikt jej nie chciał kupić, lub mniej parlamentarnie, że jest to gówno w jedwabnej pończosze. Tym niemniej do końca swojego panowania nie przestał korzystać z jego usług, ponieważ Talleyrand był po prostu skuteczny. Z nowszej historii: mamy uzasadnione pretensje do Brytyjczyków, że sprzedali nas, swego najwierniejszego sojusznika, Związkowi Radzieckiemu, ale im to jakoś nie spędza snu z powiek. W końcu nie jeden naród w swojej historii dla budowania pomyślności imperium przehandlowali. Przy okazji ciekawostka: za broń, w którą zostały wyposażone Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie i która służyła do obrony Wielkiej Brytanii, nasz rząd emigracyjny musiał Brytyjczykom płacić złotem, z rezerwy NBP, która została ewakuowana do Anglii. Tak się robi interesy (historia się powtarza, obecnie także płacimy za "honor" udziału naszych wojsk w kolonialnych, karnych ekspedycjach Stanów Zjednoczonych). W tym kontekście jakieś bzdurne zapisy w konstytucji wydają się być niewygórowaną ceną za szansę realizacji naprawdę ważnych celów, jak chociażby możliwość poluzowania doktrynalnego gorsetu. Tym bardziej, że w wartość tych werbalnych deklaracji nikt z zainteresowanych nie wierzył, z wyjątkiem może zdziecinniałego już wówczas Breżniewa.

Oczywiście miał Edward Gierek „na swoim sumieniu” i poważniejsze grzechy, jak chociażby panoszenie się służb specjalnych (chociaż i tak wyraźnie ukróconych w stosunku do poprzednich okresów, ale za to przypominających swoich następców z czasów IV Rzeczypospolitej)), reforma administracyjna kraju, czy też akceptowanie i firmowanie niektórych błędnych koncepcji gospodarczych. W tym ostatnim wszakże przypadku skutki nietrafionych pomysłów ówczesnej ekipy wypadają bardzo blado i mało atrakcyjnie na tle niepodważalnych „osiągnięć”  gospodarczych p. Balcerowicza i wesołych trup pp. Bieleckiego, Buzka, Kaczyńskiego et consortes. Warto przypomnieć, że wysokość podwyżek, które wywołały protesty w Radomiu, a później na Wybrzeżu dzisiaj nasza gospodarka jest w stanie skonsumować w przeciągu tygodnia nie wywołując tym żadnego zainteresowania tych, którzy trzydzieści kilka lat temu walczyli o polepszenie położenia ludzi pracy. No i wywalczyli. Dla siebie!

Jak widać z powyższego nie jestem wyznawcą tezy, że de mortuis nil nisi bonum i mógłbym wyliczyć bez większych trudności inne „grzechy” byłego przywódcy, ale dla uczciwości, a nade wszystko dla zrozumienia dzisiejszej popularności „jego czasów” trzeba wszakże przypomnieć drugą stronę tego medalu. Edward Gierek nie poszedł śladem niektórych swoich poprzedników, takich jak chociażby Józef Piłsudski, czy Władysław Gomułka i nie sięgnął  po wojsko dla realizacji swoich celów politycznych. Myślę też, że za kilkadziesiąt lat, kiedy już nawet uniwersyteckim badaczom będzie wolno myśleć i mówić obiektywnie o czasach PRL-u (ba, nawet te swoje przemyślenia publikować), a IPN sparcieje na śmietniku historii, może okazać się, że gierkowska dekada była okresem największego awansu cywilizacyjnego naszego społeczeństwa w minionym wieku. Przy czym mówiąc o społeczeństwie mam na myśli społeczeństwo in corpore, a nie wąską grupę jego przedstawicieli. To m.in. za jego czasów zostały zniesione dostawy obowiązkowe, a rolnicy objęci zostali systemem państwowej ochrony zdrowia, to za jego czasów budowano DZIESIĘĆ RAZY (sic!) mieszkań więcej niż obecnie. Gdyby nie ówczesne, wyśmiewane fabryki domów, to dzisiaj przy każdym większym mieście mielibyśmy polskie fawele. 

Ekipa Gierka zaciągnęła na Zachodzie kredyty w wysokości 19.6 mld dolarów, co stanowiło 9.8% PKB, obecnie dług nasz wynosi 300 mld dolarów, co stanowi 48% PKB. No comment, te liczby mówią same za siebie.

Te Gierkowskie kredyty inwestowane były z pewnością nie zawsze racjonalnie, ale summa summarum przyniosły w wyniku ich uruchomienia efekty w postaci majątku, dzięki sprzedaży którego od dziesiątków lat państwo nasze jakoś wiąże koniec z końcem. Bielecki, to ten były premier wzrostu siedzącego psa, na początku lat 90-tych powiedział, że przemysł PRL-u „to jedno wielkie dziadostwo. trzeba go zburzyć, zaorać i budować od nowa". Chodziło oczywiście o usprawiedliwienie jawnego rozkradania majątku narodowego przez sitwę cwaniaków występujących pod ksywą "reformatorzy". Dziwnym zbiegiem okoliczności został w tym samym czasie zlikwidowany w policji pion do zwalczania przestępczości gospodarczej. Taka sobie ciekawostka przyrodnicza.

 Po 20 latach dalej żyjemy z złodziejskiej wyprzedaży (za ułamkową część rzeczywistej wartości) tego majątku i gdyby nie ona i miliardy z Unii, to obecna sytuacja w Grecji byłaby dla nas obiektem marzeń. Na marginesie, wedle elukubracji IPN-owskich „historyków”, PRL przez cały swój okres była wyzyskiwana ekonomicznie przez Związek Radziecki. Wyobrażam sobie co by było, gdybyśmy obecnie musieli jeszcze dotować Unię Europejską, a nie odwrotnie. Węgiel kupujemy w Chinach, polskie kopalnie wykupują Czesi (dziwne, jak im się to opłaca?), kolej dogorywa, nieremontowania od czasów PRL-u (kiedy ją zbudowano) sieć energetyczna lada chwila się rozpadnie, polska bandera handlowa nie istnieje, marynarka wojenna na dnie, wojsko składa się z dwóch batalionów (jeden to lampasowi generałowie, drugi to batalion kapelanów uzbrojonych w miotacze wody święconej i granaty z kadzidłem) i jeszcze jakiejś resztówki w Afganistanie, ale solidarnościowym „bochaterom” różnym Bieleckim, Balcerowiczom, Wałęsom, czy innym Kaczyńskim, że o biskupach nie wspomnę, żyje się coraz dostatniej.  Alleluja i do przodu!

Zobaczymy za lat kilkadziesiąt co przyniosły sumy pożyczane obecnie (nie licząc oczywiście osobistego wzbogacenia się uczestników różnych „ekip Marriotta” i właścicieli chętnie odwiedzającego polskie banki kapitału spekulacyjnego). Przecież obecnie w nic się nie inwestuje, poza stadionami i ekranami ochronnymi wzdłuż dróg dla jaj nazywanych autostradami (prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie gigantycznych przekrętów) i oczywiście w powiększanie majątku trwałego Kościoła kat., bo się mu należy 

Pisząc to nie kwestionuję wszystkich tych zysków politycznych i społecznych (o zyskach ekonomicznych, jak na razie trudno mówić), które osiągnęliśmy w wyniku upadku realnego socjalizmu, ale gwoli powołanego na wstępie obiektywizmu nie możemy godzić się z tezą, że przed 1989 rokiem Polska była szumiącą knieją i dopiero p. Wałęsa z p. Niesiołowskim, pomimo oporu Kaczyńskich, zdjęli Polaków z drzew. Na nieszczęście obecnych władców Polski społeczeństwo nasze jest obkute w Piśmie Świętym i wie, że „po owocach ich poznacie je*”, a owoce działalności obecnej „wadzy” są takie, że aż gębę wykrzywia przy ich spożywaniu.

Pamiętajcie panowie, którzyście lud nasz wyprowadzili z niewoli bezbożnego socjalizmu, jako ten Mojżesz, który lud Izraela z niewoli egipskiej wyprowadził, że łaska ludu na pstrym koniu jeździ. Mam nadzieję, że doświadczycie tego przy najbliższych wyborach, co ludowi i Ojczyźnie wyjdzie tylko na dobre.

Chociaż z drugiej strony „ciemny polski lud” jest mówiąc językiem karcianym „na musiku”. Bo z czegóż tu wybierać? W Polsce, na dobrą sprawę, nie ma prawdziwych polityków, a ci co się nimi mianują są to geszefciarze polityczni, którzy żyją na nasz koszt, bo nic nie umieją i w normalnej pracy nie zarobiliby nawet na ziemniaki do kwaśnego mleka, Najlepiej byłoby rozpędzić to operetkowe towarzystwo i wynająć prawdziwych polityków np. w Skandynawii. Zysk finansowy i  jakościowy niewyobrażalny, nawet jeżeli doliczymy do kosztów dożywotnie zasiłki (najniższe) dla naszych politycznych „geniuszy”. Prezydenta też można by wynająć. Umowa zlecenia na czas określony z klauzulą o możliwości wcześniejszego rozwiązania, jak coś spieprzy.

Ale z drugiej strony nie wiem, czy uchodzi tak pastwić się, jak ja czynię, nad osobami sprawnych umysłowo inaczej. Wiele lat temu kilku amerykańskich psychiatrów i psychologów wystawiło zbiorową diagnozę członkom ichniego kongresu. Została ona oparta o analizę wypowiedzi, tekstów, mowy ciała etc.  Wyszła z tego konstatacja, że około 75% spośród nich ma poważne odchyły od normy psychiatrycznej i powinna być leczona, w tym część w systemie zamkniętym. Sądzę, ze nasi są nie gorsi.

Mimo wszystko jednak powtórzę za wieszczem „niech żywi nie tracą nadziei**”. Ponieważ za uwłaczające mojej osobie uznałbym, gdyby ktoś w sposób uzasadniony stwierdził, że jestem w stosunku do współczesności, tak samo prymitywnie jednostronny, jak za przeproszeniem „uczeni” z IPN-u w stosunku do PRL-u, to muszę się przyznać, iż myślę, że nawet wśród obecnych polityków, z trudem, bo z trudem, ale znalazłaby się garść odstępców od tej wyżej opisanej normy (kilku nawet chyba znamy).

I jeszcze postscriptum: 
Autokar wiozący grupę parlamentarzystów wypadł z jezdni i rozbił się na 
drzewie. Miejscowy rolnik, na którego polu doszło do tragedii, pogrzebał 
ofiary wypadku, a potem zadzwonił po policję. Policjanci po przyjeździe na 
miejsce zdarzenia zaczęli przesłuchiwać rolnika: 
- Czy na pewno wszyscy już byli martwi? 
- Niektórzy twierdzili, że nie, ale wie pan jak ci politycy kłamią...

Wiecej: http://www.eioba.pl/a/445b/laska-ludu#ixzz2IRmz8Bqn   

  

 

 

 

                                                                                 Centus

 

*   Ewangelia wg św. Mateusza, 7, 16.

** Juliusz Słowacki „Testament Mój”.