JustPaste.it

Polityczna poprawność – wojna ze starym porządkiem

Zmiany dokonywane na przestrzeni ostatnich lat w imię politycznej poprawności doprowadziły do swoistej rewolucji nie tylko w epistemologii, lecz także w obyczajowości.

Zmiany dokonywane na przestrzeni ostatnich lat w imię politycznej poprawności doprowadziły do swoistej rewolucji nie tylko w epistemologii, lecz także w obyczajowości.

 

01994853c5e9a46e4097f89f752b8f8f.jpg

Stąd też wynika potrzeba katolickiej apologii, rozumianej jako obrona racji wiary w sporze z polityczną poprawnością. Dziś coraz częściej zajmują się nią dziennikarze, publicyści, ludzie mediów. Niewiele miejsca wciąż poświęcają jej teologowie.

 

Rafał Ziemkiewicz, podczas sympozjum „Powracanie apologii”, zorganizowanego przez członków Sekcji Teologii Fundamentalnej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego Warszawie, wyjaśniał, że polityczna poprawność jest mechanizmem służącym do zastępowania prawdy grzecznością czy też rugowania prawdy pod pozorem grzeczności. Polega ona na stworzeniu i upowszechnieniu nowego języka, którego prekursorem mają być środowiska opiniotwórcze, media, elity uniwersyteckie, artystyczne. Zdaniem Ziemkiewicza, polityczna poprawność „to nie jest tylko posunięta do absurdu grzeczność »dworska«, to nie jest tylko posunięta do absurdu grzeczność uniemożliwiająca porozumiewanie się. To jest pomysł na świadome zniszczenie pewnego kodu pojęciowego po to, żeby mógł jego miejsce zająć kod inny (…) polityczna poprawność po to została stworzona, i na to została obliczona, żeby wolność się w głowach nie zaczęła, żeby w głowach istniała sieczka, żeby nie było słów, którymi można o wolności pomyśleć”[1].

 

Tolerancja – zawłaszczone pojęcie

 

Marek Horodniczy, publicysta, redaktor naczelny pisma „Czterdzieści i cztery”, uważa uprawianie politycznej poprawności, której reguły dyktują ideolodzy (często z dużym zapleczem finansowym), którym nie zależy na prawdzie, tylko na partykularnym interesie za patologię. Zwraca on uwagę na jej dwa charakterystyczne wymiary: nowomowę i wychowanie. Nowomowa jest instrumentem lewicy, który ma służyć tzw. „życzliwemu dialogowaniu”, przeciwstawiającemu się jednocześnie rzekomej „mowie nienawiści”. Zabieg ten, zdaniem Horodniczego, to sprytna sztuczka, która w swej konsekwencji pomija zupełnie aspekt prawdy, skupiając się jedynie na fałszywej „życzliwości”. Drugim, nie mniej ważnym, wymienionym przez niego problemem jest specyfika środowiska wychowawczego, w którym wychowaniem zajmują się wyspecjalizowane instytucje, lansujące określone ideologie, „takie jak na przykład stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii”[2].

 

Podobnej analizy pojęcia dokonuje George Weigel. Jego zdaniem, polityczna poprawność przejawia się na trzech głównych obszarach: językowym, epistemologicznym i prawnym, które się nawzajem przenikają i są od siebie zależne. W obszarze prawa ma miejsce swoisty precedens. Choć konstytucje poszczególnych europejskich krajów zapewniają swym obywatelom wolność słowa, „w ostatnich latach z reguły wygląda to tak, że państwa członkowskie wprowadzają ustawy regulujące, a tym samym ograniczające, prawo do publicznego wypowiadania się. Na przykład, moralnie krytyczne wypowiedzi na temat zachowań homoseksualnych zostały uznane za »mowę nienawiści« — francuskiego parlamentarzystę ukarano grzywną za stwierdzenie, że heteroseksualizm moralnie przewyższa homoseksualizm”[3]. Zdaniem amerykańskiego publicysty, rozgrywa się wojna o znaczenie tolerancji. Tolerancja zatraciła swoje pierwotne znaczenie, a stała się sposobem „narzucenia Europie multikulturalizmu i obyczajowego libertynizmu przez ograniczanie wolności słowa, nazywanie jednoznacznych przekonań religijnych i moralnych szowinizmem oraz wykorzystywanie władzy państwowej do wymuszenia »społecznej inkluzji« i »społecznej wrażliwości«”[4].

 

Weigel podkreśla, że w Europie tolerancję pojmuje się jako obojętność wobec inności — obojętność, którą państwo może wyegzekwować siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba. Koncepcja tolerancji jako ścierania się z innością w cywilizowanych ramach uchodzi za nietolerancyjną. Wszystko to zaś bazuje na czymś o wiele głębszym i poważniejszym. Weigel w doskonały sposób opisał to, czym w swej istocie jest omawiane tu zjawisko, gdyż prawdziwy spór nie toczy się tylko o ułożenie poprawnych stosunków, tolerancję czy zwykłą uprzejmość. „Rozpasana europejska poprawność polityczna jest zakorzeniona w głębszej chorobie: odrzuceniu przekonania, że ludzie potrafią, choćby w sposób niedoskonały i niepełny, poznać prawdę o rzeczywistości — przekonania, które przez dwa tysiąclecia stanowiło fundament cywilizacji europejskiej wyrosłej z syntezy Aten, Jerozolimy i Rzymu”[5]. Znamienną cechą jest także deprecjonowanie tradycyjnych zachodnich prawd w połączeniu z czcią dla aksjomatów niezachodnich bądź antyzachodnich. „Słowem, europejski relatywizm — pisze Weigel — często jest tylko fasadą, maską, za którą kryje się nienawiść Zachodu do siebie samego”[6].

 

W zbliżony sposób definiuje polityczną poprawność Petar Petrović. Podkreśla, że w politycznej poprawności winą za niesprawiedliwość społeczną obarcza się „białych, heteroseksualnych mężczyzn”, którzy przez wieki podporządkowywali świat swoim partykularnym interesom, a „wspierała ich w tym zdominowana przez nich kultura i religia judeochrześcijańska — z Kościołem katolickim na czele. To właśnie Watykan — kontynuuje Petrović — jest przez miłośników poprawności politycznej uznawany za największą przeszkodę w procesie poprawiania świata”[7].

 

Ku zagubieniu tożsamości

 

Francuska myślicielka Chantal Delsol, definiując polityczną poprawność, kieruje swoją uwagę na pomijany dość często w tej dyskusji obszar — filozofię prawa. Określa ona to zjawisko jako narzędzie do interpretacji podstawowych praw ludzkich, służące interesom określonej grupy, oparte na fałszywej antropologii. Wyroki sądów stanowione są w imię praw człowieka, podczas gdy nikt nie próbuje dać odpowiedzi na pytanie, kto jest człowiekiem. Szczera, pełna i zgodna z dostępną wiedzą naukową odpowiedź, mogłaby okazać się niekorzystna dla „stanowiących prawa”. Mogłoby się okazać, że embrion jest jednak człowiekiem i należy mu przyznać takie same prawa jak urodzonemu już człowiekowi[8].

 

Delsol zauważa dyskretne przesunięcie w rozumieniu istoty człowieka. Stawia tezę, że w ideologii politycznej poprawności człowiek najpierw jest jednostką, później dopiero osobą. „O ile bowiem osoba osadzona jest mocno w czasie i przestrzeni, w której przyszło jej żyć, to jednostka oderwana jest od grup, do których przynależy, a wobec których nie poczuwa się do żadnych zobowiązań, te bowiem zaciąga sama na zasadzie dobrej woli, umowy lub wolnego wyboru. Wybór zaś w każdej chwili może ulec zmianie. W taki oto sposób prawa człowieka zmierzają prosto ku uwolnieniu człowieka od zobowiązań i nie wymagają już odeń żadnego zaangażowania, nawet wobec najbliższych. Wpisany w teraźniejszość, a nie w długi czas własnej egzystencji, człowiek uwalnia się od składanych obietnic tak jakby każdego dnia mógł być kimś innym”[9]. Jest to też jedna z głównych cech ponowoczesnego człowieka. Delsol nazywa ją „nieokreślonością”. Człowiek chce żyć bez wyraźnego określania czegokolwiek, płynnie, zmiennie, mobilnie. „Nieokreśloność jest wolą błąkania się, niewybierania, a raczej wybierania możliwości przeciwko rzeczywistości, prawdopodobieństwa przeciwko prawdzie, dobrobytu przeciwko dobru, chwili przeciwko czasowi”[10].

 

Budowanie tożsamości w obecnych warunkach jest nieporównywalnie trudniejsze niż w czasach przeszłych. Człowiek dawnych społeczeństw miał silne oparcie w tradycji. Jego świat dawał mu schronienie w kulturze, a zawarte w nim odpowiedzi na egzystencjalne pytania ofiarowały poczucie względnego bezpieczeństwa. Nowoczesny podmiot natomiast — jak pisze Chantal Delsol — uznał się za demiurga. Jednostka wierzy jednocześnie, że jest „źródłem wszystkich odpowiedzi i pytań, że sama wybiera swoje odniesienia. Sądzi, że nie potrzebuje już żadnego świata kulturowego, a raczej jej świat kulturowy sprowadza się do jej zachowań, poglądów, definicji, które wynajduje, kiedy są jej potrzebne, i które odrzuca, kiedy myśli, że ich czas już przeminął. Współczesna jednostka, która nie może nic o sobie powiedzieć, jest kontekstem bez tekstu. Ulega wielkiej młodzieńczej pokusie, aby żyć samą tylko wolnością, czystą formą bez treści”[11].

 

Francuska myślicielka zauważa też wiele innych aberracji, które składają się na zjawisko politycznej poprawności, jak choćby to, że człowiek jest bytem, który ma prawo wymagać pełni swoich praw nawet wtedy, gdy nie zadawalają one żadnej ze stron. Potrzeba czy wręcz tylko pragnienie może stać się prawem dla samego faktu jej posiadania. Twierdzi, że antropologia ta jest bardzo materialistyczna, a dobra materialne i konsumpcyjne są w niej wartościami podstawowymi.

 

Na tej zasadzie coraz częściej w naukach psychologicznych propaguje się na przykład pogląd, że przestępczość jest wynikiem różnic w uposażeniach lub wątłości zasiłków rodzinnych, nie zaś rezultatem złego wychowania. Istnieją pewne schematy, dzięki którym łatwiej promować tę ideologię. Jako ilustrację Delsol podaje przykład głośnego, nieproporcjonalnego do rzeczywistości akcentowania przestępstw popełnianych w rodzinach — przemoc wobec dzieci, kazirodcze gwałty. Jej zdaniem czyni się tak tylko po to, by dać do zrozumienia, że rodzina pełna wcale nie jest bardziej wartościowa od rodziny rozbitej. W konsekwencji tego do odbiorców dociera przekaz, że rodzina rozbita nie jest już rodziną nienormalną, więcej, że rodzina oparta na zasadach chrześcijańskich jest „patologiczna”.

 

Delsol zwraca też uwagę na jeszcze jeden aspekt — zamykania ust przeciwnikom politycznej poprawności. „Interpretacja praw, której uległa nasza cywilizacja, jest bowiem tak silna, że można ją głosić i można jej bronić, nie można natomiast ani jej analizować, ani nazwać po imieniu”[12].

 

Read more: http://www.pch24.pl/polityczna-poprawnosc---wojna-ze-starym-porzadkiem,11559,i.html#ixzz2I2VXwRhb

 

Źródło: s. Monika Kacprzak