Dawno, dawno temu, kiedy wszyscy się pogubili i mówili co im ślina na język przyniesie, w ogrrrromnym borze, tak wielkim, że nie miał ani początku ani końca, w ostępach leśnych nieprzebranych mieszkała… cisza.
Była zagadką nieodgadnioną, bo znała tysiące odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadawał i o nie nie prosił.
Tylko najodważniejszy zwierz w te lasy się zapuszczał. Tury potężne, łosie rosochate, niedźwiedzie wielkie i dziki z ostrymi szablami znały tajemne ścieżki, do środka bagien nieprzeniknionych wiodące
Może i niejeden śmiałek uwiedziony tajemniczą pokusą, ciszą i legendą, że w bagnach są zatopione skarby nieprzebrane zapuszczał się w te oczerety …ale już nigdy nie wracał.
Bo mieszkały tam powabne lecz straszne Smętnice –Topielice, co i najdzielniejszego zwieść mogły.
A jednak bagna żyły - szeptały, mruczały, jęczały i klaskały złowieszczo. Na środku była wysepka, na której była pustelnia starego mądrego Komo – ni to człowieka, ni to wilka.
Szeptano, że był nieszczęśnikiem wielkim, a kiedyś panem bogatym i dzielnym, ale ludzka zawiść odebrała mu wszystko, bo ZŁO przyszło do niego.
A zło w tych czasach było okrutne. Przychodziło nagle, podstępnie, stawało się czarnym zabójcą. Zabierało wszystko i znikało zostawiając po sobie łzy i smutek.
Nie to jednak było najgorsze.
ZŁO miało szczególną moc.
Ci, którzy nie mieli nic do powiedzenia –mówili
Ci, którzy nie potrafili myśleć – myśleli,
Ci, którzy nie potrafili kochać – z namiętnością wielką kochali swoje bogactwa,
Ci, którzy nie potrafili śpiewać – wydzierali się niemiłosiernie,
Ci którzy nie potrafili grać – rzępolili nachalnie,
A ci, którzy byli winni – zawsze innych o winę podejrzewali,
Ci, którzy byli tchórzami – krzyczeli głośno o odwadze,
Ci, którym brakowało rozumu – głosili wielce mądre opowieści,
A na koniec Ci, którzy łupili co się tylko dało i gdzie się dało – stawiali ołtarze i palili stosy dziękczynne.
Natomiast Ci, którzy mieli coś do powiedzenia – milczeli…
Takie brzydkie i pokrętne było ZŁO.
Może dlatego Rycerz Komo, mądry i odważny, gdy mu ZŁO odebrało co miał najdroższego, zaszył się w lasy nieprzeniknione i pustelnikiem został. A ludzka krzywda co pętała się po świecie od chałupy do chałupy, bo nieważne było dla niej biedny czy bogaty, dokuczała, naprzykrzała się wszystkim, aż w końcu przepełniła czarę goryczy.
Sam Komo też zniknął ludziom z oczu.
Tymczasem w jednej z tych ubogich wsi mieszkał chłopak nazywany Janek Poranek.
Dziwak śmieszny. Co dzień po łące chodził, od rana zbierał kaczeńce i inne kwiaty i plótł wianki, które tak tajemnie zaplatał, że nigdy nie więdły. Moc te wianki Janka miały szczególną i niejedna niewiasta, kiedy wianek zgubiła, przybiegała do Janka oby jej nowy uplótł.
W końcu same cnotliwe niewiasty po wsi biegały i czekały na swoich mężczyzn, którzy się w tym czasie łowami się parali.
A tymczasem Janek, co był lekki jak piórko, skakał sobie po kępach i przepiękne kwiecie do chałupy przynosił .
Może i kochały się w nim poniektóre panny, ale Janek o tym nie myślał, bo najbardziej kochał swój Poranek kiedy pląsał sobie po łące i wianki zaplatał.
Ale kiedyś i do niego przyszło ZŁO, co jak chwast rozpleniło się po okolicy. Niewiasty wszystkie płakały, bo swoje wianki znowu pogubiły i nikt ich nie kochał.
Smutny siedział więc Janek Poranek, bo nic na taką okoliczność poradzić nie mógł. Spakował w końcu ser, trochę sucharów o ruszył w drogę. Do Boru wielkiego.
Szedł, szedł dniami i nocami, a że był lekki jak piórko, przeskakiwał po kępach bagiennych, spał w krzakach łozy, na skrawkach mchu i przykrywał się baziami .
Bór był coraz gęstszy i straszniejszy, ale on nie bał się wcale. Wiatr go lubił, z ptakami był za pan brat a Smętnice- Topielice nie zwodziły go na manowce, bo same czasem kwiaty na swój wianek mu podsuwały.
Po wielu dniach i nocach doszedł do środka Boru gdzie była pustelnia starego Komo - ni to wilka ni człowieka.
- Przynoszę smutek, na który Ty mistrzu znasz sposób, poradzić możesz bo znasz pytania i odpowiedzi
Uśmiechnął się przekornie Komo:
- Odważny jesteś, nikt nie śmiał by tu przyjść do mnie…ale wiedziałem, że idziesz i wyglądałem cię co poranka.
Długo gadali…
- Idź, wracaj do swoich i powiedz, co powiedział stary Komo: słowa i myśli mają być dojrzałe. Wtedy zanim je inni usłyszą, którzy się chcą nimi posłużyć niech je nie puszczają na wiatr tylko długo ważą.
Niech każdy sobie wagę wystruga, choćby z gałązek olchowych. Wtedy każde ze słów będzie tak ważne i prawdziwe, że każde ZŁO się wystraszy..
Idź a gdyby cię pytano o czym gadaliśmy, kiedy będziesz wracał, wiatr nauczy cię odpowiedzi…
I wracał Janek dniami i nocami i wiatru słuchał… i odpowiedź już znał na pamięć.
Aż któregoś poranka stanął na skraju swojej wsi. Wszyscy się zlecieli i patrzyli na niego.
I wszyscy chcieli go zapytać: dlaczego na tak długo odszedł?
Wtedy on opowiedział co mu Komo nakazał a wiatr nauczył… opowiedział o swojej dziwnej rozmowie:
- Ty jesteś pustelnikiem, powiedz mistrzu ciszy,
czemu wszyscy mówimy a nikt się nie słyszy ?
To proste, rzekł pustelnik, (tu użył riposty)
dojrzały tylko słowa – myśli nie dorosły…
I od tego czasu, zanim ktoś cokolwiek powiedział, wszyscy słowa długo ważyli i okolica wszelkimi dobrami i mądrością zasłynęła.
Nawet niewiasty mądrzej jakoś gadały i wianków nagminnie już nie gubiły…
A leciutki jak wiatr Janek pękał z radości, bo ZŁO czmychnęło na bagna gdzie je Smętnice -Topielice całkiem potopiły.
Sam Janek zaczął wyplatać koszyki piękne i sołtysem został .A sława o nim, że jest mądrym i dobrym gospodarzem po lesie się niosła…
I to byłby już koniec tej bajki, ale coś dodam (choć plotką się brzydzę): podobno Janek już nie był sam, bo jedna najbardziej powabnych Topielic, która pięknie i zwodniczo na fujarce grała, przestała być Smętnicą i dała się mu udomowić.
Z zasobów google
A ludzie gadali że jak Janek był w chałupie, to co ranek i wieczór popiskiwała radośnie…
Hej !!-:)))
Siwy