JustPaste.it

Futbol pod kopułą milczenia czyli o dopingu w piłce nożnej

W ostatnich dniach Lance Armstrong stał się przykładnie ukrzyżowaną legend sportu...

W ostatnich dniach Lance Armstrong stał się przykładnie ukrzyżowaną legend sportu...

 

Z jednej strony słusznie, bo przecież przyznał się do dopingu, więc był zwykłym oszustem. Jednak kiedy mamy do czynienia z peletonem oszustów to czy właściwym posunięciem jest rzucanie kamieniami w tego, który jedzie na jego czele? Dobre pytanie. Ale jeszcze jest następujące pytanie: Jak to jest z piłkarzami?

Doping – odwieczny problem sportu. Pozwala na przekroczenie granic, które wytyczyła ludzka natura. Pomaga wtedy, kiedy organizm nie ma możliwości walczyć o lepszy wynik. Amfetamina, nandrolon, efedryna, Erytropoetyna (popularne EPO), lekarstwa na astmę, sportowcy stosują najróżniejsze środki, by pójść z duchem czasu i nie dać się złapać na kontroli dopingowej. Korzystają z nich ci mniejsi i ci więksi, niektórzy nawet znaleźli odpowiednie wytłumaczenie. Doszło nawet do tego, że w Internecie pojawił się dowcip, według którego z Marit Bjoergen można wygrać tylko wtedy, kiedy wszystkie apteki będą pozamykane. A Marion Jones? Pamiętacie multimedalistkę igrzysk olimpijskich? Też jechała na wspomaganiu. Teraz pojawił się temat Lance’a Armstronga, który po latach przyznał się, że też brał. O piłkarzach jakoś niewiele słychać. Był kiedyś skandal z Adrianem Mutu, Claudio Caniggią, czy Diego Maradoną, ale było to dawno. Dziś piłkarze nie są głównym tematem rozważań na temat dopingu. Są czyści? Niekoniecznie.

Po tym, jak Armstrong udzielił słynnego wywiadu, w którym przyznał się do winy odezwało się wiele głosów. Zgodnie z zasadą uderz w stół a nożyce się odezwą. Wypowiadano się w różnych tonach, najpopularniejsze były oczywiście te, które przeklinały amerykańskiego kolarza. Oszust – to hasło rozległo się tak donośnie, że wytłumiło inne, bardzo ważne głosy. Bardzo odważnie do tematu podszedł angielski piłkarz, Joey Barton, który już dawno temu podzielił się spostrzeżeniami na swoim blogu. Wówczas utonęło to w morzu informacyjnego bełkotu. Dziś temat powraca, bo Lance znów trafił na pierwsze strony gazet.

Jak to jest z dopingiem w futbolu? Ma on swoją historię i w tej dyscyplinie. Jej bohaterami byli znani piłkarze jak Jaap Stam czy Edgar Davids. Niektórzy ponieśli bardzo poważne konsekwencje jak Adrian Mutu, Diego Maradona czy Mark Bosnich. Temat istnieje, wystarczy tylko się w niego zagłębić. – pisze piłkarz Olympique Marsylia.

Barton zwraca uwagę na kilka faktów, dając do zrozumienia, że doping może mieć z nimi coś wspólnego. Angielski pomocnik wskazuje fenomen włoskich piłkarzy, którzy bili rekordy długowieczności. To dziwne, że w tej dziedzinie tak długo przewodził Milan. Oczywiście tam mają swoje MilanLab, ale co się tak naprawdę w nim dzieje? Herbatki uspokajającej raczej tam nie produkują. Oczywiście Joey nie posądza Włochów o doping, ale…

Moje osobiste doświadczenie z testami antydopingowymi jako profesjonalny sportowiec kończy się na próbkach moczu. Tylko tyle przez dziesięć lat kariery na najwyższym poziomie. Porównując to do testów, jakie przechodzą kolarze, wydaje mi się to dziwne. Tam regularnie pobiera się krew, która często jest przechowywana przez lata. Nigdy nie słyszałem, żeby piłkarz miał pobieraną krew! – mówi Barton. Podsumowując, trzeba być idiotą, żeby dać złapać się za rękę.

Czy to nie dziwne, że w najpopularniejszym sporcie na świecie kontrola antydopingowa jest na tak niskim poziomie? Przecież na piłkę nożną idą miliony, a nawet miliardy. Wyprodukowanie niewykrywalnego środku na potrzeby sukcesu w tej dyscyplinie byłoby prozaicznie łatwe, ale przecież nie ma takiej potrzeby, bo kontrolowany jest wyłącznie mocz.  

BALCO. Joey Barton napomknął na swoim blogu, by zapoznać się z tym zagadnieniem. Otóż BALCO czyli Bay Area Laboratory Co-operative, była specjalną komórką, która miała wynaleźć niewykrywalny środek dopingujący. Takie laboratoria mogłyby istnieć też dzisiaj. W końcu to wielki biznes, w który bawią się najbogatsi. Nie szczędzą oni grosza na hormony, które miały pomóc Messiemu osiągnąć odpowiedni wzrost. Na pewno nie żałowaliby grosza na środki dopingujące. Ale po co mają wydawać, skoro można ograniczyć koszty nie stosując kontroli antydopingowej na podobną skalę jak w lekkoatletyce, kolarstwie, czy podnoszeniu ciężarów. Ci najbogatsi wiedzą jak oszczędzać swoje grube miliony.