JustPaste.it

Odgrzewane kotlety - jak telewizja karmi nas powtórkami

Filmy. Seriale. Kabarety. Nawet teleturnieje. Przepuszczone przez maszynkę do mięsa tysiąckrotnie. Oto polska codzienność telewizyjna.

Filmy. Seriale. Kabarety. Nawet teleturnieje. Przepuszczone przez maszynkę do mięsa tysiąckrotnie. Oto polska codzienność telewizyjna.

 

Zabierałem się za tę tematykę od dawna. Brakowało natchnienia i czasu. Wciąż mam ciekawsze rzeczy do czynienia. Ale uporczywe myśli nie dawały mi spokoju i w końcu postanowiłem wyrzucić to z siebie. Oto historia o mojej irytacji, o tym, jak media elektroniczne nas maltretują. To jest maltretowanie. Bez dwóch zdań. I w tej kwestii mogę sobie tylko pojęczeć.

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Dobiegam czterdziestki. Oh, już coraz bliżej do grobu. Jestem starym kawalerem. Los nie był dla mnie łaskawy. No nie miałem powodzenia. Spokojny, domator (nie dla mnie szalone imprezy na mieście), mało urodziwy, niezbyt rozgarnięty. I przede wszystkim - mało odważny w kontaktach z kobietami. Niskie poczucie własnej wartości tego nie ułatwiało. Jak już się jakaś napatoczyła (wybacz, damo, słownictwo), to pobyła przy mnie chwilę i zaraz uciekała. Czyli żyję sobie sam. Są plusy i minusy takiej sytuacji. Skupmy się na plusach. Mam nowoczesne, luksusowe mieszkanie. Apartament. Na obrzeżach jednego z większych miast Polski. Z widokiem. Ciepłe promienie porannego słońca przyjemnie łaskoczą moje policzki. Tak zaczynam dzień. Piję kawę, jem śniadanie, nikt nie skwierczy mi nad uchem, że przy jedzeniu nie należy czytać gazety. Poranna prasówka musi być. Właśnie przy śniadaniu. Szykuję się do pracy. Wychodzę. Wsiadam do mojej skromnej limuzyny, a nie, dziś pojadę taksówką. Kieruję się w stronę biurowca, w którym urzęduję osiem godzin dziennie. Stykam się z setkami osób. Wysłuchuję ich ględzenia. Denerwuję się z ich powodu. Przygarbiony dziadek kolejny raz przychodzi do mnie z tą samą sprawą. "Panie Zdzisławie, powtarzałem to Panu wielokrotnie - ma pan najtańszy pakiet i zejść niżej z ceny się nie da. Albo akceptuje Pan te warunki albo rezygnuje Pan ostatecznie". Gdzie ja podziałem tę melisę? Skończyła się. Ok. Dobiega szesnasta. Można się ewakuować. Jestem tak wykończony psychicznie, że nie marzę o niczym innym, jak wyłożeniu nóg na stół i gapieniu się w telewizor. W moje jedyne okno na świat. Przygotowuję przekąski i rozsiadam się wygodnie w fotelu. W końcu chcę się zrelaksować po trudnym dniu w pracy. Jedynka - jakieś reklamy. No to dajesz dwójkę - "Stawka większa niż życie". Pal licho, może na Polonii coś będzie ciekawego. Po raz milionowy "Deszcze niespokojne" zagrały w moim telewizorze. Niespokojny to ja jestem, jak mi serwujecie takie ***, taki stary serial przedpotopowy ("stary" i "przedpotopowy" chyba się nawzajem wykluczają, bo niosą ten sam ładunek semantyczny, ale nic to, ma być dobitnie podkreślone). Jakże ja się cieszę niezmiernie, że mam tę niepowtarzalną okazję i mogę obejrzeć mój "ulubiony" serial "Czterej pancerni i pies". Znowu! Swoją drogą, jak komiczna musiałaby być sytuacja, gdyby w trzech przeze mnie wymienionych stacjach równocześnie nadawali ten tytuł. Albo inaczej - o 15-tej, 16-tej i 17-tej - specjalnie dla tych, którym coś umknęło. Jakie słowa cisną się na usta, gdy przychodzisz wykończony po robocie, nastawiasz się na miły seans filmowy, a tu takie dziwy? No jakie mogą paść wtedy słowa? Stawiam milion jenów, że wyłącznie przekleństwa.

Raz, dwa, trzy - dziś na powtórkę dostaniesz "Psy". Cztery, pięć, sześć - nie obchodzi nas Twoja chęć.
Telewizjo Droga. Dlaczego znowu w wolne dni pokazujesz nam to samo?! Święta w święta to samo. Identyczny układ tytułów. Jednak najgorsze są nieustanne powtórki sztandarowych polskich seriali. Czy oni chcą w ten sposób edukować młode społeczeństwo? Przecież ci starsi znają na pamięć każdą sekwencję. Ja, który nie siedzę w tym od rana do wieczora, nie śledzę tego typu tworów, wiem, co w danym momencie się wydarzy. Wiem, że za chwilę zza rogu wyskoczy groźny gestapowiec. Że Szarik poda łapę Jankowi. Zrobi się tak namiętnie, że Maryna nie wytrzyma i rzuci się na szyję Janosikowi. O, a na Alternatywy 4 "Bitwa pod Grunwaldem" uniemożliwi wyjście profesorowi, a jego pokojówka pacnie karalucha, nie! to był karakan! Aaa, wiem dlaczego nam to robi. Przecież widzowie sami się o to proszą. To widzowie proszą w listach, mailach, by w Boże Narodzenie koniecznie wyemitowali "Kevina...". Biję się w pierś.

Lubię powtarzalne czynności. Lubię, jak dzień w dzień zasypiam u boku kochanej kobiety. Lubię, jak co ranek wita mnie z uśmiechem starsza sąsiadka spod trójki. Jak śpiew ptaków budzi mnie z rana. Lubię gdy ceremonialnie, z majestatem wręcz, parzę sobie ulubioną kawę. Taka historia może się powtarzać codziennie. Powtórkom programów telewizyjnych mówię dość! Bez przesadyzmu, drodzy Państwo. Zakup licencji na nowe filmy kosztuje? Trzeba zainwestować? Jakoś dziwnym trafem fundusze zawsze znajdą się na durnowate reality show. Płaci się "gwiazdom" za wygłupy na wizji. Takie podejście TV obserwujemy. Kluczowe jest "nachapanie się". Reszta musi zadowolić się odgrzewanymi kotletami.