Czym różnią się brednie profesorskie od zwykłych bredni.
Brednie to brednie, ale profesorskie brednie różnią się od zwykłych bredni formą przekazu. Tym zadęciem, zadufaniem, pewnością siebie, przekonaniem o własnym prawie do głoszenia "poglądów", i równocześnie podszyte są brakiem odpowiedzialności "teoretyka".
Hasło: "Bredzi jak profesor" znam z lat studenckich, czyli z zamierzchłych czasów lat 70-tych. Nie dotyczyło nauczycieli szkół średnich, zwyczajowo nazywanych profesorami, tylko właśnie profesorów belwederskich. Profesorów, wąskich specjalistów, wypowiadających się autorytatywnie i bez poczucia odpowiedzialności na tematy, o których nie mieli zielonego pojęcia.
To chyba z tego powodu kanclerz Bismarck uważał, że obecność profesorów w rządzie prowadzi do narodowej katastrofy. Bismarck mówił o dwóch profesorach.
Co mamy dzisiaj w naszym Sejmie i Rządzie? Kto robi nam wodę w mózgu z ekranu telewizora?
Profesor profesora profesorem pogania. Od niewyparzonej gęby Niesiołowskiego poczynając, na ostatnim Mohikaninie neoliberalizmu Balcerowiczu kończąc. Poprzez Kaczyńskiego i księdza nomen omen Bajdę.
To co napisałem, nie oznacza, że uważam iż każdy profesor bredzi i nie oznacza, że profesor, który bredzi, zawsze bredzi na każdy temat. Są różne wyjątki. Jest nawet tak, że profesorowie bredzący z rzadka, są bardziej niebezpieczni.
Myślę, że gdy przetacza się przez nasz kraj dyskusja o poziomie edukacji, jest to ważny temat. Strzeżmy się profesorów, mimo że nie każdy z nich jest Biniendą.