To znana bajka dostosowana do czytelnika śląskiego. Ślązaku! Nie obrażaj się. Hussair też Hanys.
Owszem, jestem Hanysem zrodzonym na ziemi rybnickiej. Śląska krew wygotowała we mnie gościnność, życzliwość i ,,szaleństwo bojowe''. Zaś powietrze wielkopolskie uczyniło transfuzję z ironii, patriotyzmu piastowskiego i filozofii nizinnej. Z tak pięknej, polsko-polskiej mieszanki zrodziło się... bezczelne poczucie humoru.
Z takiego poczucia humoru - bajki podobne poniższej...
Stoliczku, nakryj się! - wersja południowopolska
Dawno temu pewien biedny murarz z Bytomia kupił od domokrążcy stolik za swoje ostatnie, ciężko ukradzione pieniądze.
W suterenie czekało dziewięcioro dzieci (z braku odzieży obwiązanych firanami), żona oraz dwie guwernantki. Wszyscy okropnie wygłodniali, pozbawieni higieny i radości życia. Guwernantki groziły nawet ostatnio, że odejdą, co było o tyle bezczelne i niewdzięczne, że murarz sam je wyciągał za włosy z zatopionego ulewą biedaszybu.
- Kup pan stolik – zachęcał sprzedawca, który wyglądał jak Nomada owinięty dywanem – a nie pożałujesz...
- A to?
- A to co?
- „A to czemu?” miałem na myśli – zirytował się nieco murarz.
- Aha. Otóż ty i twoja rodzina nie zaznacie już GŁODU.
- Jak to? – ożywił się murarz.
- To... czarodziejski stół – uśmiechnął się tajemniczo Nomada.
- Eee – zwiotczał murarz z Bytomia. – Co pan sobie kpiny robisz...
- Słuchaj, poczciwie zaniedbany człowieku. Gdy zbierzesz rodzinę na posiłek, klaśnij sześćdziesiąt cztery razy w ręce, a potem wymów zaklęcie: STOLICZKU, NAKRYJ SIĘ.
- A wtedy...?
- Wtedy się nakryje nogami!! – wybuchnął śmiechem domokrążca. – Nie, nie, żart – rzekł szybko, bo murarz wydobył kielnię do bitki. – Tak naprawdę ugnie się, powtarzam: ugnie się ten stół od modrej kapusty, kartofli z fojerki, grzanego wosztu z indyka, krupnioku, karminadli, no i szałotu, szpyrką sypanego.
Zszokowany murarz aż ukucnął.
- Naprawdę? – spytał drżącym głosem.
- No mówię przecież.
- To kupuję!! A ile kosztuje, bo...
- Sześć złotych albo wszystkie halerze, jakie masz.
- Nie mam halerzy.
- No to sześć złotych.
- To wszystko, co mam do końca pięciolecia – wahał się murarz. – Ale dobra tam!! Dla moich dziateczek...
- ...będzie obiadeczek – dokończył wesoło Nomada. – Oto stół. Nieduży, więc łatwo uniesiesz.
- Zmieści się mało jedzenia – zauważył przytomnie murarz.
- Nakrywa się warstwowo.
- Ale z czego on jest w ogóle? Bo jak z dębu, to solidny, a z wierzby to powinien być tańszy...
- Człecze, ty naciągasz!
- No wiem, wiem – mamrotał zmieszany murarz. – To ze szczęścia głupstwa plotę. A czy muszę klaskać sześćdziesiąt cztery razy? To będzie idiotycznie wyglądać. Ja już nie mówię o kolegach z budowy, gdy wpadną w gości na gorzałkę, ale moi bliscy pomyślą, że zwariowałem i jeszcze felczera wezwą.
- Kiedy zobaczą karminadle, nikogo nie wezwą, tylko zastawią drzwi i okna meblami na miesiąc, by głodni sąsiedzi nie przebili się przez takąż barykadę do stołu. A moc stolika jest wieczna.
- To cudowne, ale naprawdę sześćdziesiąt cztery razy...
- Ależ tam! Murarzu! Czy ty się na żartach i kpinach serdecznych nie wyznajesz? Wystarczy klasnąć raz albo wcale. To zaklęcie jest ważne, a nie gimnastyczne popisy. Tylko pamiętaj: czystą polszczyzną. Żadnych niemieckich naleciałości typu „Raus” czy brytyjskiego krzyczenia „Yeah!”. Bo czar popsujesz.
- Cudownie, cudownie – bełkotał murarz.
- No idź już, idź do bliskich! Ja też znikam, mam jeszcze do sprzedania wardrobę!
- Wątrobę??
- Wardrobę! Szafę, która się wywiesza ubraniami na zaklęcie. No idź już, oni głodują!
Półprzytomny ze szczęścia murarz pobiegł do domu z czarodziejskim stolikiem.
- Dziś się najemy!! – zawołał od progu – Wołaj dzieciaki!
Żona bez słowa podeszła do niego i ze złością wepchnął mu w usta cuchnącą, sfermentowaną gąbkę do mycia naczyń i pleców.
- No to smacznego! – warknęła gniewnie.
- Ty dziadu!! – krzyczały guwernantki.
Tak potraktowany murarz musiał niestety użyć kielni, by go wysłuchano. Z policzków żony i guwernantek lała się krew, ale gdy opowiedział historię z Nomadą, zapanowała zgoda i wesołość – jak zawsze, gdy nadzieja wypiera racjonalizm.
Do kuchni przyszły też dzieci, które wcześniej, słysząc wrzaski i odgłosy walki, przysypały się dla schronienia węglem.
Cała rodzina otoczyła stół z nabożną czcią. Murarz jeszcze zwlekał, chrząkając i myśląc przy tym, że jest teraz decydujący i władczy niczym sowiecki oficer zajmujący pruskie miasto. To właściwie powinienem zgwałcić guwernantki – zaśmiał się w duchu.
- STOLICZKU... NAKRYJ SIĘ!!!
Zatrzęsła się podłoga w kuchni, odpadł kran i płytki odstrzeliły nad zlewem... co akurat nic wspólnego z magią nie miało, bo w Bytomiu było tąpniecie.
Ale i stół nakrył się jadłem, aż zatrzeszczał ugięty wierzbowy blat! Rodzinę murarza dopadł wstrząs szczęśliwego rodzaju – acz zaznaczyć trzeba, że wcale taki wstrząs nie szkodzi mózgom mniej niż ten nieszczęsny, rozumiecie; ot, gdy na przykład rozpędzona riksza wpada na oddział żandarmerii i strąca go w głąb studni artezyjskiej, i tak dalej.
Szczęśliwie wstrząśnięci patrzyli na stolik, który rzeczywiście szczodrze się nakrył. I było tam całe pordzewiałe wiadro z modrą kapustą suchą jak słoma stosowana przez piromanów; kartofle spalone, że jak rodzynki wyglądały; woszty z indyka, tak, szkoda, że żywcem wycięte; krupniok, lecz raczej złożony na bruku przez konie ostatnich śląskich furmanów; karminadle podobne wygotowanym wymionom; szałot ze szpyrką toczony wprawnie przez kleszcze...
Istna różnorodność szlacheckiej kuchni! Nie myślcie, że zahartowana familia murarza traciła czas na grymasy czy krytykę aromatów! Była to największa uczta w ich suterenowym życiu... I trwa zresztą do dziś, gdyż zaklęcie jest bełkotliwie ponawiane przez tego członka rodziny, który akurat odzyskał przytomność. Pewnie, że nie padają ze smrodu!
Ze staropolskiego przejedzenia.
I tylko murarz wymknął się, nim zabarykadowano wyjście. Najedzony, a jednak zły, bardzo zły.
Tak, Pan Kielnia ściga Nomadę.
Ciekawe, o co mu chodzi tym razem. O wardrobę, czy jednak o wątrobę...
___________________________________________________________
.
Nieśląski Czytelniku, spieszę wyjaśnić, że:
karminadle to kotlety mielone
szałot ze szpyrką - salatka warzywna z boczkiem (szpyrka to boczek)
grzony woszt - grzana kielbasa
modro kapusta - czerwona kapusta
kartofle z fojerki - pieczone ziemniaki
krupnioki - kaszanka.
szałot ze szpyrką - salatka warzywna z boczkiem (szpyrka to boczek)
grzony woszt - grzana kielbasa
modro kapusta - czerwona kapusta
kartofle z fojerki - pieczone ziemniaki
krupnioki - kaszanka.
Nie jadłeś? Poważna strata. Nadrobić warto.
Śląskiej dziewczyny uśmiechu nie zaznałeś? To już gańba! Jechać na ziemię śląską. Nadrobić. Jo wiem, o czym tu Wam mówia. ;-)