JustPaste.it

Jezus nie popierał państwa!

Katolicy tradycyjni oraz katolicy postępowi od setek lat spierają się o to, jaki ustrój społeczny zalecał Jezus Chrystus.

Katolicy tradycyjni oraz katolicy postępowi od setek lat spierają się o to, jaki ustrój społeczny zalecał Jezus Chrystus.

 

9854f78f9427d577f7eb2bd64b10a8d3.jpg

Podczas gdy prawica chce w Synu Człowieczym widzieć konserwatystę i zwolennika patriarchalnej władzy, lewica próbuje uczynić z niego pacyfistę lub też bojownika o demokrację i równość.

Spór pomiędzy tymi dwiema grupami jest niestety jałowy, gdyż Jezusa nie sposób podciągnąć do żadnej z tych dominujących idei politycznych. Ustanowienie Nowego Przymierza było wydarzeniem znacznie wykraczającym poza tradycyjne podziały ideowe i religijne i niestety ludziom do dziś ciężko jest zrozumieć na czym polega właściwy stosunek osoby wierzącej do kwestii społecznych, a w szczególności do państwa.

Proroctwo nadejścia Mesjasza było przez Izraelitów od pokoleń rozumiane na sposób polityczny. Naród wybrany poszukiwał godnego następcy króla Dawida, który dałby mu potęgę oraz dominację nad innymi narodami. W roku 63 p.n.e. państwo Izrael znalazło się pod okupacją Rzymu (po wcześniejszej wieloletniej okupacji Asyryjczyków, Babilończyków oraz Greków), przez co oczekiwanie to zyskało jeszcze bardziej na sile. Gdy więc Jezus rozpoczął swe nauczanie, co jakiś czas nachodziły go grupki uczonych w piśmie lub przedstawiciele narodowych ugrupowań żydowskich (jak choćby zelotów) i pytali, czy rzeczywiście jest politycznym Mesjaszem. Wówczas Jezus zawsze kategorycznie się od tego dystansował i przekonywał, że Jego królestwo nie jest z tego świata.

Gdy pewnego razu do Jezusa podeszli faryzeusze i herodianie (Mk 12, 13-17), chcieli go wystawić na próbę i spytali o to, czy należy „dać pogłówne Cezarowi”. Zauważmy, że faryzeusze i herodianie nie negowali podatków jako takich, lecz jedynie tych, które należało płacić rzymskiemu okupantowi. W ten sposób chcieli wplątać Jezusa w swój projekt polityczny walki o władzę, na co Jezus nie mógł się zgodzić. Ponieważ miał do wypełnienia misję zbawienia, a nie misję polityczną, odpowiedział dyplomatycznie: „Co Cezara oddajcie Cezarowi, a co Bożego – Bogu!”.

Odpowiedź Jezusa jest najczęściej tłumaczona jako zgoda na państwo (i na płacenie podatków), jednakże w rzeczywistości sens zadanego mu pytania można streścić następująco: „Czy jesteś Mesjaszem politycznym?”. Jezus nie mógł odpowiedzieć twierdząco, gdyż wówczas jego misja zostałaby totalnie zaprzepaszczona. Co szczególnie istotne, jeden z etapów kuszenia Jezusa na pustyni dotyczył właśnie wątku Mesjasza politycznego. Syn Boży powiedział jednak wyraźnie: „Idź precz szatanie! Jest bowiem napisane: Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Mt 4, 10).

Jako sztandarowy argument świadczący rzekomo o akceptacji dla państwa, jakie dał Jezus, przytacza się często przesłuchanie u Piłata. Gdy rzymski namiestnik chciał dać do zrozumienia, że jest w stanie uwolnić Jezusa, wówczas ten odpowiedział mu: „Nie miałbyś nade Mną żadnej władzy, gdyby ci nie była dana z góry.” W niektórych kręgach konserwatywnych zdanie to traktowane jest niemal jako namaszczenie władzy przez Boga, a słowa „z góry” są interpretowane wprost jako „od Boga”. Wystarczy jednak wziąć do ręki Nowy Testament, aby doczytać, że zaraz po tym Jezus uzupełnia to stwierdzeniem: „Dlatego ten, który wydał ci Mnie, ma większy grzech”. Pokazuje to przede wszystkim, że Jezus chciał uświadomić swojemu prześladowcy, że jest wyłącznie trybem w machnie władzy. Doskonale rozumiał, że państwo rozmywa odpowiedzialność jak żadna inna instytucja, ale jednocześnie zastrzegał, że wydanie go państwu było grzechem, za który ktoś odpowie.

Pomimo to, wciąż twierdzi się, że gdyby Jezus nie akceptował państwa, wówczas nie zadawałby się z celnikami (poborcami podatkowymi). Zauważmy jednak, że na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że Jezus akceptował prostytucję, gdyż miał wśród przyjaciół kurtyzany. Syn Boży państwo co najwyżej tolerował, ale na tej samej zasadzie, co inne grzechy, które przyszedł zgładzić. Ponadto, pouczał swych uczniów, że nie wolno stawiać siebie ponad innymi tak jak władcy państw: „Wiecie, że ci, którzy zdają się przewodzić narodom, panują nad nim przemocą, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak jednak jest wśród was; lecz kto wśród was chciałby zostać wielkim, będzie waszym służącym, a kto chciałby wśród was być pierwszym, będzie niewolnikiem wszystkich.” (Mk 10, 42-44). Wykluczył tym samym udział w państwie, czyli instytucji, która grupuje osoby stawiające siebie ponad innymi.

Z kolei z drugiej strony sceny politycznej padają nieraz argumenty mające na celu ukazanie Jezusa jako pacyfistę, któremu bliskie były ideały antykapitalistyczne, a nawet komunistyczne. Klasyczny argument to słynne ucho igielne, przez które nie może przejść bogaty. Na całe szczęście współcześnie poczyniono już wiele wysiłków na rzecz ukazania prawdziwego znaczenia tej paraboli i dziś coraz więcej osób wie, że Jezusowi chodziło najprawdopodobniej o jedną z bram miejskich Jerozolimy.

Co zaś się tyczy przepędzenia kupców ze Świątyni (J 2, 13-25), zdecydowana większość katolików nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że stragany należały do kapłanów. Przepędzając kupców Jezus nie występował więc przeciwko handlowi lub też wolnemu rynkowi, lecz przeciwko określonej grupie osób, która ostatecznie doprowadziła do jego śmierci. W rzeczywistości Jezus był z każdym rokiem swojej działalności coraz bardziej skonfliktowany z żydowskimi przywódcami religijnymi zazdrosnymi o to, że ich idea Mesjasza politycznego została przez Nazarejczyka skierowana na zupełnie inne tory.

Z kolei wypowiedzi „Kto mieczem wojuje, od miecza ginie” (Mt 26, 52) lub też „Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!” (Mt 5, 39) do dziś służą wielu osobom jako zachęta do absolutnego powstrzymania się od przemocy. Przytoczony powyżej epizod wypędzenia kupców ze świątyni pokazuje jednak, że Jezus z pewnością siłę stosował. Przestrogę przed korzystaniem z miecza można za to odczytać wprost jako potwierdzenie libertariańskiej zasady nieagresji, czy też nieinicjowania agresji. Z kolei nadstawienie drugiego policzka to spore wyzwanie moralne, które przecież nie stoi w sprzeczności z libertarianizmem, który nie nakłada na nikogo przymusu wymierzania kary.

Najbardziej istotny fakt ciążący na stosunku Jezusa wobec państwa to jego śmierć, która dokonała się przecież w ramach oficjalnego systemu sprawiedliwości. Innymi słowy, Jezusa zabiło państwo i trzeba temu stwierdzeniu dać wybrzmieć tak bardzo, jak to tylko możliwe. Syna Bożego doprowadzili przed sąd właśnie ci, którzy wciąż oczekiwali na przyjście Mesjasza politycznego i żywili w związku z nim nadzieje natury państwowej. Ponieważ Jezus mówił o porzuceniu nadziei związanych z tworzeniem ziemskiego królestwa, a jego nauki zyskiwały coraz większą akceptację, postanowiono go zgładzić. Dokonali tego kapłani przy pomocy rzymskich okupantów.

Bardzo wymowna jest scena sądu Jezusa przed zgromadzeniem ludu, która stanowi alegorię państwa. Z jednej strony urzędnik państwowy, który umywa ręce przed odpowiedzialnością i zdaje się na opinię tłumu; z drugiej strony tłum, który unika odpowiedzialności jednostkowej i akceptuje nakazy władzy. Pośrodku nich Syn Człowieczy, który nie może zrobić nic wobec faktu, że obydwie strony spektaklu zapętlają się w absurdzie państwa i nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności.

Ponieważ to, że Jezus nie był zwolennikiem państwa jest raczej jasne, zwolennicy Lewiatana od wieków uciekają się do treści listów apostolskich, a przede wszystkim pawłowego Listu do Rzymian. Zgodnie ze zwyczajem utarło się mówić, że „nie ma władzy, która by nie pochodziła od Boga” (Rz 13, 1). Greckie słowo „władza” (exousia) oznacza jednak raczej autorytet niż władzę w rozumieniu państwowym. W związku z tym nazywanie św. Pawła zwolennikiem posłuszeństwa władzy należy uznać za nadużycie w interpretacji tekstu. Jak zresztą pogodzić taką interpretację, skoro w Dziejach Apostolskich mowa jest o zarzucie stawianym św. Pawłowi, że występuje „przeciw rozkazom Cezara, głosząc, że inny jest król, Jezus” (Dz, 17,7).

Ktoś mógłby oczywiście dalej spytać, dlaczego Jezus nie wypowiedział sprzeciwu wobec państwa wprost. Ależ on przecież go wyraził! Być może nie posłużył się przy tym pojęciami posiadającymi to samo znaczenie, co współcześnie, ale tak właśnie uczynił. Samo słowo „państwo” posiada znane nam dziś znaczenie dopiero od kilku wieków (a ściślej od czasów Machiavellego). Od czasów Nowego Testamentu ludzkość doprecyzowała pojęcia i nie sposób ich dziś jednoznacznie odnieść do tych używanych dawniej. Pewnikiem pozostaje jednak to, że Jezus odrzucił władzę doczesną (państwo), odmówił bycia doczesnym zbawicielem i że został za to zgładzony.

Późniejsze losy wyznawców Chrystusa pokazują wyraźnie, że wiara ma się dobrze wówczas, gdy odrzucają państwo i są z nim w konflikcie. Pierwsze wieki chrześcijaństwa były niezwykle płodne w postaci duchowego dzieła ojców kościoła oraz świadectwa niezwykłej wiary dawanego w czasach prześladowań. Gdy Kościół stał się religią państwową, przerodził się w marionetkę władzy aż do XI wieku. Wówczas dokonało się wielkie dzieło reformy kluniackiej, które pozwoliło na średniowieczną eksplozję duchowości i teologii katolickiej, a także kultury jako takiej. Ujarzmienie niezależności Kościoła w XV w. poskutkowało wybuchem reformacji, zaś próba ratowania sytuacji przy pomocy państwa (kontrreformacja) przyniosła głęboki kryzys wiary, który trwa właściwie do dziś. Choć kościelna lewica upatruje w II Soborze Watykańskim wiekopomne wydarzenie, które „odpaństwowiło” Kościół na wzór czasów przedkonstantyńskich, w rzeczywistości Sobór ten pchnął Kościół w objęcia państwa, tylko w innej formule. Zamiast szerzenia wiary przy pomocy państwa, Kościół opowiedział się za wszędobylskim państwem spychającym wiarę na totalny margines.

Ratunkiem dla wiary mogłoby dziś być zwrócenie powszechnej uwagi katolików na ogromny obszar zła, którym jest państwo. Każdego dnia za jego sprawą ludzie wyrządzają sobie krzywdę, a jednocześnie uchylają się odpowiedzialności wskazując na to, że są zaledwie trybikami w państwowej machinie. Gdyby jednak Kościół wzorem Jezusa podjął się mówienia o tym najpowszechniejszym grzechu, którym jest państwo, wówczas otworzyłaby się przed nim zupełnie nowa perspektywa. Swoją wrażliwością mógłby na nowo przyciągnąć ludzi, którzy zagubili się w świecie, w którym nawet Kościół nie jest w stanie się oprzeć Lewiatanowi i wydaje się bezsilny.

 

Źródło: Jakub Wozinski