JustPaste.it

Magnetyzm seksu

Pod koniec lat 80-siątych XX wieku W Polsce dopiero zaczęły się ukazywać gazety z kolorowymi zdjęciami nagich pań. Pływając barką do takich miast jak Hamburg, Amsterdam, Antwerpia i Rotterdam miałem możliwość oglądać takie półnagie panie w naturze. Były w tych portowych miastach całe ulice „rozrywkowe”, na których oprócz klubów i sex – sklepów były domy publiczne z oknami wystawowymi na parterze, a w tych oknach  wiadomo – zachwalany towar. W dużych miastach portowych dzielnice rozrywki były otwarte dla wszystkich, nawet przypadkowych przechodniów, wabiły przyjezdnych i marynarzy. Nie miałem jeszcze wtedy nawet trzydziestu lat, więc przyciągały mnie one jak magnes. Nie we wszystkich regionach „Zachodu” takie miejsca były mile widziane.

 

 

 

 Podczas jednego z kolejnych rejsów odwiedziłem Dortmund i zdążyłem zwiedzić niewielki jego fragment. Najbardziej w tamtych czasach interesowały mnie domy publiczne, których nie było jeszcze wtedy w naszym kraju, podobnie jak nie było agencji towarzyskich.

 W Dortmundzie, w Duisburgu i w innych katolickich miastach w tej części Niemiec, przybytki te nie są chlubą władz miejskich, ale czymś raczej wstydliwym. Dlatego też, w Dortmundzie ulica, na której takie domy się znajdowały była zamknięta  z obydwóch stron wysokim blaszanym parkanem. Pozostawione zostały tylko wąskie przejścia przy ścianach budynków, w celu ograniczenia dostępu osób przypadkowych.

Gdy weszliśmy z kolegą za ten parkan zobaczyliśmy, że prawie w każdej z kilkunastu odgrodzonych kamienic, znajduje się na parterze duże okno wystawowe. We wszystkich tych oknach wdzięczyły się ładne, pół ubrane dziewczyny. Należały one do różnych ras i miały różne kolory włosów.

Niektóre wystawy miały mniejsze okienka, przez które dziewczyny nawiązywały kontakt z potencjalnymi klientami. Przystanęliśmy przy jednej z wystaw i zaczęliśmy komentować wyjątkowo obfite kształty siedzącej za szybą blondynki. Jakież było nasze zdziwienie, gdy ta odezwała się do nas ordynarnie po polsku. Speszeni natychmiast stamtąd odeszliśmy, bo dziewczyna trafnie zakpiła sobie z naszych kieszeni. Wiedziała zapewne mniej więcej ile zarabiamy, bo po naszej rozmowie musiała zgadnąć, kim jesteśmy.

Wartość 50 marek, które trzeba było za wizytę w takim przybytku zapłacić to nasze 3 dzienne diety lub  cała miesięczna pensja w kraju. Jasne, więc było, że przyszliśmy tylko sobie pooglądać dziewczyny, a nie z ich usług korzystać. Byliśmy młodzi i drażliwi, zrobiło się nam więc wstyd, gdy prostytutka wyzwała nas od biedaków. Nie myśleliśmy o tym, że prawdopodobnie oprócz niej i nas nikt tam chyba po polsku nie rozumiał.

 

Fragment książki: http://www.mybook.pl/6/0/bid/276