JustPaste.it

Miłość na posługach instynktu.

Instynkt. Każdy z nas został swego czasu w niego wyposażony. Kieruje większością naszych działań, z czego często nie zdajemy sobie sprawy lub staramy się nie zdawać, czując się wówczas bardziej „ludzkimi”. Spełnia swoją funkcję na różnych płaszczyznach, które zbiegają się w jedną, najważniejszą dla każdego gatunku. - Przetrwać.

Chęć przetrwania determinuje wszelkie inne, podrzędne „chęci”. Podstawową jest oczywiście chęć podtrzymania życia jednostki. O tym jak bardzo jest silna można przekonać się śledząc przypadki kanibalizmu ujawniającego się w kryzysowych sytuacjach - chociażby w obozach jenieckich czy wśród ocalałych ofiar katastrof morskich. Chęć przeżycia „mimo wszystko”, unaocznia niewielki zasięg moralności, którą się tak często chlubimy. Moralność jest, gdy jest dobrze. Rozprawiać o niej możemy długo i wzniośle, pod warunkiem że okoliczności temu sprzyjają i nic nam nie zagraża, a najlepiej wtedy, gdy nic nigdy nie zagrażało nam na tyle, by wypaczyć ją tak znacząco. Nie neguję jej wartości, ani tym bardziej nie podważam istnienia. Jest niezmiernie ważnym czynnikiem ładu społecznego i nawet nie chcę myśleć „co by było, gdyby jej nie było”. Jednak nie jest naturalnym odruchem. To społeczeństwo wpaja nam jej zasady, dlatego też nigdy nie będzie jednolita dla ogółu, lecz ukształtowana na bazie okoliczności jakie stworzono nam do rozwoju i przegra w sytuacjach kryzysowych.   

Gdy już udało się przeżyć, czas na pozostawienie śladu po sobie. Odciśnięte ślady stopy raczej nie wchodzą w grę. Lepsza będzie informacja genetyczna zawarta w sekwencji DNA, która „wyjdzie” bezpośrednio od nas. To przykre, ale w zasadzie to już wszystko - nasze życie jest celowe, choć to nie jest cel o jakim marzymy, a jeśli już to chociaż nie w tak prosty i oschły sposób.                 

W tym momencie na posługi instynktu wkraczają uczucia i szeroko pojęta miłość. Miłość, bez której ciężko czuć się szczęśliwym, nawet „jako tako”. Zaczyna się od pragnienia. Chcemy być blisko kogoś, komu na nas zależy, kto uznaje podobne wartości do naszych i w podobny sposób wyobraża sobie dalsze życie.  Potem zazwyczaj odnajdujemy kogoś i jesteśmy szczęśliwi lub szczęśliwi „jako tako”. Często jesteśmy tak „głodni miłości” że mimo że „jako tako” nijak się odnosi do naszych wyobrażeń, zaspokajamy się nim i próbujemy wskrzesić ogień z lodu. Nie zawsze wychodzi. Nie musi.  

Wyobrażenie o idealnej, czystej miłości - wiara w jej istnienie, nie są motywacją do poszukiwania jej w rzeczywistości tylko w takiej formie, za to skutecznie „odstrasza” od całkowitej bierności. Większość ludzi zapewne przyznałaby, że najbardziej zajmującą treścią ich wyobrażeń jest miłość.  Zadawalamy się więc wszystkim, co chociaż w niewielkim stopniu spaja się z ową treścią. Często czujemy niedosyt ale nie wycofujemy się. Podobnie jak w pierwszym przypadku, choć wolelibyśmy ciastko „zadowalamy się” kawałkiem ludzkiego mięsa, tak i teraz, choć pragnęliśmy wielkiej miłości, zadowalamy się… w zasadzie tez kawałkiem ludzkiego mięsa.     

Elementem tej upragnionej, wielkiej miłości jest jej trwałość. Pragniemy być z kimś do końca życia. Co prawda gorące uczucie zazwyczaj po jakimś czasie wygasa i związek bazuje raczej na przyzwyczajeniu i wygodnictwie, jednak świadomość tego i tak nas nie zniechęca. Wytworzyliśmy sobie nawet instytucje małżeństwa, która ma być formalnym wyrazem owej „dozgonnej miłości”. W rzeczywistości jednak jedynym słusznym motywem jest zapewnienie warunków rozwoju potencjalnemu potomstwu. Chcemy, by gatunek przetrwał.

Wynika z tego, że pragnienie miłości jest tylko środkiem służącym pragnieniu przetrwania. Nie możemy być szczęsliwi, gdy nie realizujemy tego planu, bo zaprzeczamy wówczas naturze a więc i sobie samym. Marzenia o wielkiej miłości potrzebne są tylko po to, byśmy uznali ją za wartość najwyższą. Wyobrażenia o niej są tak piękne, że nie potrafimy im się oprzeć. Pragniemy ich spełnienia tak bardzo, aby chęć przetrwania była silnijesza od wszelkich innych.

By przeżyć i przetrwać.