JustPaste.it

Kraj wolnych dronów

Projekt o zabronieniu użycia dronów do zabijania obywateli Stanów Zjednoczonych na terytorium Stanów Zjednoczonych”.

Projekt o zabronieniu użycia dronów do zabijania obywateli Stanów Zjednoczonych na terytorium Stanów Zjednoczonych”.

 

cfc3afb507262a1e2e11b93721199e17.png

czyli rządzie nie zabijaj nas

 

„And the star-spangled banner in triumph shall wave O’er the land of the free and the home of the brave!”

The Star Spangled Banner, hymn USA

Po co Irakijczycy z wielkim trudem wymyślają nową konstytucję – dziwił się kiedyś komik Jay Leno. Niech wezmą naszą! I tak nieużywana…

Wygląda na to że następną rzeczą dostępną za friko może być amerykański hymn narodowy. Pochodząca z pocz. XIX wieku płomienna oda do wolności w coraz bardziej totalitarnym państwie zaczyna nabierać niepożądanych cech satyry.

Zwrócił na to uwagę, choć najwidoczniej nieświadomy powagi sytuacji, młody senator z Teksasu Ted Cruz który wniósł w zeszłym tygodniu projekt senackiej ustawy S.505. – „Projekt o zabronieniu użycia dronów do zabijania obywateli Stanów Zjednoczonych na terytorium Stanów Zjednoczonych”.

Od razu widać że jest to projekt w założeniu bardzo słuszny, który uratować może wiele istnień ludzkich. Tak jak je ratuje kaftan bezpieczeństwa. Tyle że nie bardzo wiadomo kto tu kaftan bezpieczeństwa powinien nosić… ;-)

W kraju wolnych ludzi („land of the free”), wolni ludzie wybierają odważnego senatora („home of the brave”) aby ich reprezentował. Reprezentujący wolnych ludzi odważny senator zgłasza następnie petycję. Petycja proponuje aby rząd, rządzący wolnymi ludźmi i za ich pieniądze robiący śmiercionośne drony, nie miał na terytorium Ameryki zupełnie wolnej ręki w ich zabijaniu tymi dronami gdzie popadnie.

Rozumiemy z tego że gdy wolni ludzie wybiorą się raz na urlop do, dajmy na to, Meksyku, to już rządowy dron może ich bezkarnie zabić. Nie muszą w końcu wyjeżdżać i się narażać. A co o zdalnym zabijaniu przez naciskanie klawiszy tych którzy wolni od amerykańskiego paszportu żyją sobie w miejscach mniej wolnych niż „land of the free”? Tutaj żadnych ograniczeń nie ma. Drony mogą sobie spokojnie latać gdzie chcą i zabijać kogo się żywnie podoba zabić demokratycznie wybranemu rządowi wolnych obywateli w Waszyngtonie.

Wątpliwe jest czy naciskanie jakichkolwiek klawiszy w „home of the brave”, z możliwym wyjątkiem klawisza Delete, wymaga większej odwagi. Wzmianka o „home of the brave” jest więc mocno na wyrost.

Ale czy więcej sensu ma wzmianka o „land of the free” w kraju którego obywatele muszą instruować rząd aby ich nie zabijał?

 

 

Źródło: cynik9