JustPaste.it

Byle do świąt

Sztuka komediowa twórczego duetu Sauter & Studlar, swoją premierę miała dość dawno, bo 7 stycznia. 2007 roku ponownie zasługuję na uwagę, być może nieco młodszego pokolenia.

Sztuka komediowa twórczego duetu Sauter & Studlar, swoją premierę miała dość dawno, bo 7 stycznia. 2007 roku ponownie zasługuję na uwagę, być może nieco młodszego pokolenia.

 

Przekład autorstwa Jacka Burasa scharakteryzuję następującym cytatem  jak wierny to niepiękny, jak piękny to nie wierny.

Całość podzielona jest na poszczególne dni mieszczące się w okolicy Bożego Narodzenia, czyli 24 grudnia roku poprzedniego, 22 - 24 grudnia roku aktualnego. Gdyby wszystko zaczęło się od końca z zachowaniem klasycznej retrospektywy powstał by jeszcze większy galimatias. Ewentualny koci misz masz.

Bohaterami spektaklu telewizyjnego są siostry Kroĺl, Lili (Małgorzata Kożuchowska) i Bili (Agnieszka Włodarczyk). Partnerują im Leopold, mąż Lili (Wojciech Malajkat) Margaret Kroll (Anna Seniuk) Alfons Krolĺ (Piotr Fronczewski) Antonia (Dominika Klużniak) Rüdiger - przyjaciel Leopolda (Grzegorz Małecki)

Bibi  następne święta planuje spędzić w Dubaju. Święta bez dzieci nie maja sensu, dlatego siostry planują spektakularną rewoltę. Bożonarodzeniowe życzenie jednej z sióstr nie spełniło się na przestrzeni kolejnego roku. Rozmyślenia nad niespełnionym pragnieniem posiadania potomstwa przez młode małżeństwo przerywa lektura nagłówka prasowego. Notatka prasowa z gazety przedstawia bliżej poczynania szajki złodziei żywności Czerwone Komety. Działają od 1 grudnia i każdego dnia przeprowadzają nowy skok. Walcząc z niesprawiedliwym podziałem dóbr materialnych. Przebierają się za Świętych Mikołajów i dla niepoznaki porozumiewają się dziwnym dialektem. Dlatego tak ciężko ich namierzyć. Wynika z niego, że w okolicy grasuje szajka przestępcza pod tajemniczym kryptonimem Czerwonych Komet. Zaczyna się ogólny stan paniki. Dochodzi do tego fakt, ze ukochany kot rodziców Kroll - Gustaw, został porwany. Gang rzezimieszków żąda sowitego okupu. Janosikowy gang złodziejaszków pod nazwą "Czerwone komety" zabiera bogatym, oddając tym najbardziej potrzebującym. Na mieszkańców w mieście spadł blady strach. Mąż Margaret, Alfons zdecydowany i ostry dentysta - sadysta jest sceptyczny co do kwestii wpłacenia pieniędzy za rzeczonego kociaka.

Fabuła z zaginionym pupilem zapowiada komedię sytuacyjną. Doskonale znaną wszystkim, nie tylko melomanom, obsadę aktorską skutecznie pokierował reżyser Andrzej Strzelecki, również aktor serialowy. Dreszczyk emocji zaistniał za sprawą momentów kryminalnych. To było  80 minut dobrej zabawy w kapciach i z kubkiem aromatycznej zielonej herbaty.

"Czerwone komety" to opowieść okołowigilijna, która obrazuje kilka integralnych wątków. Co więcej, zawiera wiele rzeczy, o których nie zawsze mówi się wprost. Głównym tematem miała być chęć posiadania potomka. Problem goni problem. Skąd wziąć 10 tysięcy euro za Gustawa? Margaret rwie już włosy z głowy, bo przecież to jej ulubieniec.

Wartkie zwroty akcji zapewniają brak nudy przez całe telewizyjne przedsięwzięcie. Młode pokolenie zawsze posądza się o brak porozumienia ze "swoimi staruszkami". Często mówi się o tym, jako o różnicy priorytetów. Wypalenie uczuć wyższych jest niezwykle trudne do wypełnienia jakimś substytutem w postaci świątecznego szału zakupowego. Skutki depresji po dłuższym przebywaniu w gronie najbliższej rodziny, przez drobne sprzeczki sprawiają, ze święta zamiast zbliżać – oddalają. To porwanie skłóca rodzinę.

Chętnie nazwałabym ten oglądany obraz komedią pomyłek. Język dość współczesny. Czy kot na prawdę może przedawkować ludzie znieczulenie? Pytanie z kategorii tych abstrakcyjnych. Osobiście tak jak Leon, mam horrendalną alergię na te wyliniałe sierściuchy. Dlatego okup w wysokości 10 tysięcy Euro od razu wydawał mi się absurdalny. Zmasowany atak Czerwonych Komet również okazał się grubymi nićmi szyty. W końcowej poincie [chyba tak się pisze to obce słowo nie wiem czemu tu mi nie chce się skasować nowy wiersz]okazuje się, ku wielkiemu zadziwieniu rodziny, iż ów gang utworzyły siostry Kroll. By innym, biedniejszym żyło się lepiej!

Oglądając przedziwne zachowanie Mani, pieszczotliwie tak właśnie nazywanej przez Alfonsa, szczerze stwierdzam, że kociarze to specyficzny gatunek ludzki. Nigdy ich nie zrozumiem! Ewenementem jest epizodyczny, praktycznie niemy udział samego reżysera przyodzianego w klasyczny strój Świętego Mikołaja. Charakterystyczny zielony, uśmiechnięty kwadracik sugerujący, iż widownia jest bez ograniczeń wiekowych, ale to symbolika zastosowana troszeczkę na wyrost. Choćby ze względu na bogaty, wręcz siarczysty język Antoni szczególnie gdy sobie wypije co nieco procentowego.

Ubierz spodnie, bo jak menel snujesz się po domu. Ta fraza pada zawsze, zaraz potem gdy między małżonkami ma dojść do realizacji bożonarodzeniowego prezentu pod choinkę. Zawsze pada z ust nieco histerycznej Margaret. Jeśli Alfons nie dokona stosownej wpłaty za kota, żona straszy rozwodem.

Teatr Telewizji po latach komercyjnej posłuchy i długiego niebytu w mediach ciekawych przedstawień wraca na nowo i zdobywa coraz to inną widownie. Obecnie staje się alternatywą dla kinowych, rzewnych filmików o byle czym albo wiecznie młodej sagi o małym spryciarzu. To niewątpliwe przedsięwzięcie kulturalne zawsze będzie pobudzające intelektualnie ze względu na swoją motorykę czy układ perypetii, bezwzględnie energetyczny. Szczerze polecam, zachęcam i czekam na więcej.