JustPaste.it

Porażka z wyboru

Dlaczego tak wielu ludzi jest zawiedzionych, choć z całych sił zabiegają o to, aby być szczęśliwymi?

Dlaczego tak wielu ludzi jest zawiedzionych, choć z całych sił zabiegają o to, aby być szczęśliwymi?

 

2d9a5030fb60e6353cf470148c7faf50.jpg

Prawo do decyzji

Każdy ma prawo do własnych poglądów. Nie jest to jednak przywilej bez znaczenia, bo od ich jakości zależy jakość podejmowanych decyzji. Wcześniej czy później każdemu zostanie wystawiony za nie rachunek. Czy uda się go zapłacić? Jednym tak, innym nie.
 
Mądrość ludowa powiada, że każdy człowiek jest kowalem własnego losu. W dążeniu do pomyślności nie chodzi o to, aby jedynie postukać sobie młotkiem, ale by wykuć coś co przetrwa dziesięciolecia i wzbudzi uznanie oraz pamięć ludzi mądrych.

 

Wiele osób, szczególnie młodych,odważnie wygłasza bardzo kontrowersyjne stwierdzenia dotyczące tego jak należy żyć. Nie wiedzą jednak, że w perspektywie czasu realizacja ich marzeń doprowadzi jedynie do porażki czyli przeciwieństwa tego czego pragną. Wiadomo o tym, bo wiele osób już wcześniej podążało drogą, która później okazała się ślepą uliczką. Lepiej jest uczyć się na ich błędach niż na własnych.
 
Maciek
Należał do lokalnej bohemy. Gdy wszyscy zakuwali do sprawdzianów, on oddawał się rozkoszy gry na gitarze. Gdy wszyscy się stresowali przed maturą, on był wolny od tego niszczącego uczucia. Wzbudzał podziw i zazdrość, bo żył poza systemem. Wszędzie miał kumpli i fanów, którzy stawiali mu piwo za zagranie fajnego kawałka.
 
Lata szybko mijały. Dla większości osób młodzieńczy romantyzm zamienił się w zwykłe życie z pracą, domem, żoną i dziećmi, któremu się poddali. Maciek w dalszym ciągu pozostawał wolny od zobowiązań i obciążeń, ale miał coraz większe kłopoty ze znalezieniem miejsca na nocleg.
 
Przebywał tylko tam, gdzie zbierali się ludzie jemu podobni. Grał i pił. Zamiast młodego, zdolnego chłopaka, coraz bardziej było widać w nim zniszczonego alkoholika. Przestał wzbudzać zazdrość i podziw. Zaczepiał ludzi na ulicy, aby sprzedać im radio samochodowe czy kołpaki na koła, aby mieć na alkohol.
 
Niedawno otrzymałem informację, że Maciek nie żyje. Zmarł w samotności i upodleniu. Jeden z jego kompanów z tamtych lat powiedział: "Był jednym z najzdolniejszych muzyków jakich znałem. Mógł daleko zajść, a tak źle skończył".
 
Anka
Kochana, ciepła dziewczyna, uśmiechnięta i energiczna. Wierzyła, że miłość pokona największe problemy. W szkole średniej poznała chłopaka, który miał bogate życie wewnętrzne. Słuchał the Doors, palił trawę i pił piwo. Nie krył tego przed nauczycielami, bo był sobą i nie musiał się niczego wstydzić. Tak uważał. Chłopak trafił na detoks. Anka nie znała zasady, że kobiety wychodzą za mąż, bo wierzą, że mężczyzna się zmieni, lecz się nie zmienia, a mężczyźni żenią się, bo są przekonani, że ich partnerki się nie zmienią, ale się zmieniają. Anka wyszła za Jarka. Układało się im. Razem podróżowali, robili fajne zakupy, czuli się szczęśliwi jak Alicja Bachleda-Curuś spacerująca z Colinem Farrellem po Krakowskiej starówce. Świat należał do nich, a miało być jeszcze lepiej, ale nie było. Urodziło się im dziecko jedno, drugie, trzecie. Chłopak-mąż w dalszym ciągu słuchał the Doors i palił co się dało oraz pił co się dało. W pewnym momencie z domu zniknął komputer, który dostali od rodziców w prezencie. Potem, telewizor. Odeszła od niego przygnębiona i rozczarowana.
 
Znalazła innego ojca dla swoich dzieci, ale ten był nudny. Nie słuchał the Doors i płakał jej na ramieniu, a ona nie tego chciała. Czas leciał. Pojawiały się kolejne zmarszczki. Czuła, że zmarnowała dużą część życia i została z niczym. Postanowiła naprawić błąd. Znalazła sobie mężczyznę dwa razy młodszego. Zmieniła fryzurę i styl ubierania. W końcu odkryła czym jest prawdziwy seks. Trzy córki, nieco młodsze od chłopaka mamy, nie mogą się z zaistniałą sytuacją pogodzić. Wstyd im przed rówieśnikami, bo wszyscy o tym wiedzą.
 
Chłopak mamy dużo pali i coraz więcej pije. Anka próbuje wierzyć, że jakoś się ułoży. Przez całe życie musiała w to wierzyć, bo tata też pił.
 
Jack
Był przewodnikiem PTTK i fotografem. Z wyglądu był nieatrakcyjny. Był niski i łysy, a jego łydki były trzy razy większe niż u przeciętnego człowieka. Jednak kobiety młodsze i starsze uwielbiały go i lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Mogły liczyć na jego uśmiech i zachwyt nad nimi. W jego otoczeniu zawsze znajdowało się kilka dziewczyn. Nie były to malowane lale, raczej artystki z liceum, otwarte na poznawanie nowego.
 
Dzień po dniu kręcił się wokół kobiet. Zniszczony aparat był zawsze gotowy do użycia w torbie pomiędzy z bułkami i jogurtami. Na ulicy zaczepiał dziewczyny i robił im zdjęcia, nawet jeżeli szły z chłopakami. Był nimi zachwycony. Zapraszał je do siebie, a one przychodziły.
 
Mężczyźni nie mogli zrozumieć jak facet, którego było czuć z 10 m wzbudzał takie zainteresowanie kobiet.
 
W mieszkaniu Jacka znajdowały się tylko dwie rzeczy: materac i ściany wytapetowane nagimi zdjęciami zachwyconych nim kobiet, z którymi jeździł na plażę w Rowach, aby doświadczać jedności z naturą i sobą nawzajem.
 
W poprzednim systemie osoby takie jak on zahaczały się w jakimś Domu Kultury, PTTK lub innej instytucji, aby pozorując pracę mieć środki na w miarę dostatnie funkcjonowanie. W ten sposób Jackowi udało się prześlizgnąć przez sporą część życia.
 
Gospodarka rynkowa nie miała litości dla stylu życia Jacka. Życie wystawiło mu rachunek. Musiał zwolnić mieszkanie. Wyjechał do Paryża, bo tam podobno rozumieli artystów. Miał papugę i grał na katarynce. Teraz jest po 50-ce i jest bezdomny. Jego artystkom też nie za dobrze się powodzi.
 
Pola
Była piękną dziewczyną stworzoną do tego by kochać i być kochaną. Miała piękne oczy i tajemniczy głos. Była uzdolniona artystycznie i wrażliwa. Marzyła o wielkiej miłości.
 
Na jednej z imprez u koleżanki z Warszawy spotkała chłopaka o długich włosach, w długim płaszczu. "Był taki piękny" - mówiła. Występował w teatrze i grał na gitarze w zespole. On był nią oczarowany, a ona nim zachwycona. Zaczęli chodzić ze sobą.
 
Pola wyrwana z małego miasteczka całkowicie poddała się urokowi stolicy. Czuła się jak gdyby występowała w romantycznym filmie. Pobrali się. Pojawiło się troje dzieci i zaskakująca informacja, że nie tylko ona się jemu podobała. W czasie ich krótkiego małżeństwa on spał się siedmioma kobietami. Z pierwszą już kilka miesięcy po ślubie. "Nie mogłem się oprzeć ich urodzie" - tłumaczył jej uroczo i pocieszał, żeby się nie martwiła, bo mężczyźni po prostu tak mają i jest to całkowicie normalne. Przez jakiś czas starała się w to wierzyć, ale gdy usłyszała o kolejnej kobiecie odeszła od niego. Teraz jest sama z trójką małych dzieci. Jest rozczarowana mężczyznami i nie ma ochoty na nowy związek.
 
Wiktoria
Jej mamie nie układało się z facetami. Doszła jednak do wniosku, że do czegoś mogą jednak się przydać przydać. Urodziła sobie dziecko, żeby nie czuć się samotna, żeby móc kogoś kochać, kogoś kto jej nie zrani. Wiktoria rosła. Miała swój pokoik i łóżeczko, zabawki i kaszki. Mama zapewniła jej wszystko co uważała za niezbędne. Niestety nie dała jej wszystkiego. W domu zabrakło męskich wzorców. Wiktoria nie nauczyła się odróżniać mężczyzny właściwego od niewłaściwego. Nie wiedziała jaką rolę powinien on pełnić w rodzinie i jak powinien traktować kobietę. Wiktorię ciągnęło do nich.
 
Spotkała pewnego człowieka, który był silny psychicznie. Zaimponował jej. Poczuła się przy nim bezpiecznie. W końcu kogoś miała. On jednak nie szanował jej, bo była słaba i przestraszona. Wiktoria zgodziła się na wolny związek. Doszła do przekonania, że dziecko połączy ich na zawsze. Nie połączyło. Wkrótce po narodzinach on się wyniósł. Później zabrał jej jeszcze dziecko.
 
Wiktoria znowu jest sama, tak jak jej mama. Podobnie jak bieda jest dziedziczona tak samo nieumiejętność stworzenia związku potrafi przechodzić z matki na córkę i z ojca na syna.
 
Awangardowe małżeństwo
Roberta i Weronikę połączyła pasja pracy z ludźmi i dla ludzi. Karmili bezdomnych w Katowicach i tak się poznali. Chodzili ze sobą od jakiegoś czasu kiedy zamarzył się im niezwykły ślub. Zamiar udało się zrealizować. Na wesele zaprosili 50 bezdomnych. Wcześniej zapewnili im kąpiel i czyste ubrania z Lumpexu. Każdy z gości na uroczystości otrzymał prezent na nową drogę życia. "To była wspaniała uczta. Może goście nie wyglądali tak jak to zazwyczaj bywa, ale cieszymy się, że byli z nami". Młoda para była bardzo szczęśliwa tego dnia.
 
Dlaczego to zrobili? "Wierzymy, że nauczanie Jezusa musi mieć wymiar praktyczny, a nie jedynie teoretyczny. Trudno się bawić kiedy dookoła jest tyle cierpienia, a pomaganie potrzebującym przynosi więcej satysfakcji niż zabawa" - powiedziała wtedy młoda para.
 
Dzisiaj Robert i Weronika pracują tak samo jak wszyscy inni ludzie w kraju, a popołudniami angażują się w pracę charytatywną. Ich córka ma 12 lat i tak jak rodzice chce pomagać ludziom z problemami. Rodzina jest teraz w trakcie organizowania świetlicy dla dzieci z biednych rodzin, aby pomagać im odrabiać lekcje i uświadamiać im, że dziedzicznej biedzie nie trzeba się poddawać.
 
Maciej Strzyżewski