JustPaste.it

Polowanie z nagonką

Gdyby dalej obowiązywała kara pręgierza, ks. de Bérier pewnie by się od niej nie wywinął po słowach o bruzdach dotykowych u dzieci z in vitro. Za to nie uniknął medialnego linczu.

Gdyby dalej obowiązywała kara pręgierza, ks. de Bérier pewnie by się od niej nie wywinął po słowach o bruzdach dotykowych u dzieci z in vitro. Za to nie uniknął medialnego linczu.

 

Pod koniec lutego przez polskie media przetoczyła się fala niemalże histerycznych wypowiedzi wielu różnych osób wymierzonych w jednego z katolickich księży za jego jedno zdanie — na temat bruzd u dzieci zrodzonych metodą in vitro. Gdyby dalej obowiązywała w Polsce kara pręgierza, pewnie by po nią sięgnięto. A tak byliśmy świadkami jedynie polowania z nagonką i medialnego linczu.

 

Sprawa zaczęła się od wywiadu, jakiego dla tygodnika „Uważam Rze” z 11-17 lutego br. udzielił ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier  — prawnik, członek zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski — na temat niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą metoda zapładniania in vitro. W wywiadzie opowiedział się za zakazem stosowania tej metody, podobnie jak zakazuje się klonowania ludzi. Postulował jednak dojście do tego drogą spokojnej dyskusji i zapoznawania opinii publicznej z nowymi faktami — wynikami badań naukowych dowodzącymi niebezpieczeństw zdrowotnych tej metody zapładniania. Chodziło mu o zastąpienie propagandy in vitro rzetelnym informowaniem społeczeństwa na temat skutków zdrowotnych.  Zdaniem księdza metoda in vitro naraża dzieci w ten sposób poczęte na ryzyko poważnych wad genetycznych. Okazuje się, że pewne zespoły wad genetycznych występują u dzieci z in vitro wielokrotnie częściej niż u dzieci poczętych drogą naturalną. Chodzi zwłaszcza o cztery takie zespoły: Pradera-Williego, Angelmana, Silvera-Russella oraz Wiedemanna.  I w tym miejscu wywiadu padły dwa zdania, które wywołały prawdziwą burzę: „Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych”[1].

 

List i odpowiedź

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już 19 lutego portal Gazeta.pl zamieścił list zbulwersowanego ojca dziecka z in vitro, w którym — zastrzegając się na wstępie, że nie jest żadnym bezrefleksyjnym antyklerykałem — zarzucił księdzu, co następuje: stygmatyzowanie dzieci z in vitro, medialne chuligaństwo, barbarzyństwo, podłość, stosowanie przekłamań, półprawd, manipulacji, mowy nienawiści, nikczemnej, cynicznej i prymitywnej retoryki, posługiwanie się paranaukowymi opracowaniami (niepopartymi żadnymi badaniami), brak odwołań do naukowych źródeł. Jakby tego było mało, ojciec dziecka poczynił jeszcze pewne porównania wypowiedzi księdza do „poetyki nazistowskiej” przez sugerowanie rozpoznawania „sposobu poczęcia po cechach fenotypowych”[2].

Trzy dni później ksiądz odpowiedział publicznie na ten list. Stwierdził w niej m.in., że wywiad z nim nie był publikacją naukową, więc nie wymagał opatrywania  go przypisami źródłowymi, a swój pogląd oparł choćby na pracy prof. Aliny Midro pt. Wybrane zaburzenia genetyczne u dzieci wynikające z zastosowani procedur zapłodnienia pozaustrojowego in vitro czy książce Stanisława i Małgorzaty Cebratów pt. Człowiek przejrzysty, czyli jego problemy z własną genetyką. Wyraził też opinię, że wiedza o schorzeniach genetycznych należy się zwłaszcza tym, którzy rozważają poddanie się procedurze in vitro. Podtrzymując swoją tezę o niegodziwości samej metody in vitro, ksiądz zapewnił jednak, że szanuje każdego człowieka, bez względu na to, jaką drogą został poczęty. Na końcu swej odpowiedzi ksiądz zaproponował oburzonemu ojcu osobiste spotkanie i spokojną rozmowę[3]. 

Ta spokojna i rzeczowa odpowiedź jakby dolała oliwy do ognia. Przez media głównego nurtu zaczęły się przelewać fala za falą teksty i wypowiedzi krytykujące postawę i poglądy księdza. Niewiele odbiegały tonem i słownictwem od emocjonalnego listu oburzonego ojca dziecka z in vitro. Ponownie pojawiły się porównania do nazizmu, faszyzmu, tworzenia gett ławkowych itp. W programach informacyjnych pojawili się liczni fachowcy w białych kitlach autorytatywnie stwierdzający, że ksiądz w czarnej sutannie nie ma racji; że nie ma żadnych bruzd, wad; że wszystko jest bezpieczne. Pytano się ludzi na ulicach, którzy jak jeden mąż też byli wszyscy oburzeni. Nie pokazano, ani nie przytoczono żadnej odmiennej opinii, popierającej wypowiedź księdza. Widz i czytelnik mieli odnieść wrażenie, że przeciwko księdzu jest nie tylko cała postępowa Polska, ale i świat. Odmawiano księdzu profesorowi umiejętności krytycznego analizowania danych naukowych. Wzywano do usunięcia go z Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego, gdzie jest wykładowcą. Żądano przeproszenia obrażonych wypowiedzią księdza rodziców dzieci z in vitro i samych dzieci.

 

Manilpulacja w „czystej” postaci 

Sprawa ks. prof. de Bériera jest przykładem manipulacji medialnej w „czystej” postaci. Manipulacja to zamierzone i oszukańcze działanie, którego celem jest nakłonienie niczego nieświadomych ludzi do działań sprzecznych z ich dobrem lub interesami, a jednocześnie zwykle zaspokajających potrzeby manipulatora. Manipulacja kojarzy się z przeinaczaniem lub naginaniem faktów, wykorzystaniem innych do własnych celów, ukrytym wywieraniem wpływu. Jej synonimami mogą być takie pojęcia, jak: knowanie, knucie, krętactwo, machinacja, machlojka, oszustwo. Wszystko to miało miejsce w nagonce — bo trudno nie użyć tu innego słowa — na ks. de Bériera.

A że dopuszczono się tu manipulacji dowodzi choćby tekst Łukasza Warzechy pt. Ks. Bérier jak nazista, czyli anatomia manipulacji. Autor głównie skupił się na krytyce mediów manipulujących opinią publiczną. Ojcu dziecka z in vitro zarzucił wyrwanie wypowiedzi księdza z kontekstu całego wywiadu (a przez to zafałszowanie jej wydźwięku) oraz bezpodstawną agresję wobec księdza. Pytał, jakie ma ów ojciec kompetencje, by stwierdzać, że źródła księdza są jedynie paranaukowe. Za absurdalne uznał potraktowanie wypowiedzi księdza  — będącej faktycznie wyrazem jego „szczególnej troski i obawy o dzieci urodzone w wyniku procedury in vitro” — za stygmatyzację, pogardę itd. oraz dostrzeżenie w niej cech nazizmu. Pozostałym krytykom zarzucił wypowiadanie się na temat wypowiedzi księdza bez zapoznania się z całością wywiadu oraz brak przytaczania konkretnych naukowych argumentów, które miałyby zaprzeczać tezom księdza.  Ukazał próby podważenia autorytetu i kompetencji naukowych prof. Midro i małżeństwa Cebartów (on mikrobiolog, ona biolog molekularny). O ich niskich kompetencjach miałoby świadczyć to, że... są częstymi rozmówcami pism katolickich[4]. 

 

Głos naukowców

Warto w tym miejscu przybliżyć nieco sylwetki przywołanych naukowców. Można o nich (i jeszcze innych naukowcach) przeczytać w artykule Przemysław Kucharczyka pt. Za in vitro zapłacą potomkowie opublikowanym w marcu na stronie Fundacji Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II. Autor zarzuca mediom, że w ogóle nie nagłaśnianą krytycznych wobec metody in vitro wypowiedzi wielu znanych naukowców. Wymienia wśród nich prof. Midro — na badania której powoływał się ks. de Bérier  —kierownika Zakładu Genetyki Klinicznej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i eksperta w międzynarodowej Komisji Genetyki w European Health Committee przy Radzie Europy w Strasburgu.  Wspomina o prof. Januszu Gadzinowskim, kierowniku Katedry i Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, który pisał, że „sztucznemu zapłodnieniu częściej towarzyszą ciąże mnogie z ryzykiem przedwczesnego porodu, a poczęte in vitro dzieci są częściej dotknięte przez wady wrodzone”. Dalej — o francuskim prof. Jerômemie Lejeunie, który zapoczątkował rozwój cytogenetyki klinicznej, a  przed swoją śmiercią w 1994 roku napisał apel do naukowców przeciw in vitro (podpisany wtedy przez trzy tysiące francuskich lekarzy). Kolejny przeciwnik in vitro to prof. Zbigniew Chłap, były wieloletni kierownik Katedry Patofizjologii na UJ. Jej krytykiem jest też prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie, były konsultant krajowy ds. ginekologii i położnictwa. Autor wspomina także prof. Stanisława Cebarta, biologa, kierownika Zakładu Genomiki na Uniwersytecie Wrocławskim, według którego statystyki dowodzą, że „co najmniej 9 procent dzieci po in vitro rodzi się z ciężkimi wadami wrodzonymi, to jest ponaddwukrotnie więcej niż w grupie dzieci naturalnie poczętych”. Artykuł wymienia dalej różne wady wrodzone i wylicza, ile razy częściej występują u dzieci sztucznie poczętych. Według prof. Cebarta „nie wszystkie defekty genetyczne u dzieci z in vitro są raportowane przez ośrodki, które osiągają na sztucznym zapłodnieniu ogromne zyski (...). Istnieją dowody, że dane są fałszowane przez dokonywanie ich wyboru”. Prof. Cebart ostrzega, że największe problemy dla ludzkości związane z in vitro ujawnią się w kolejnych pokoleniach. Chodzi o niebezpieczeństwo wprowadzenia przez in vitro do informacji genetycznej zarodków nowych mutacji. Cały artykuł pełen jest twardych danych, których niestety brak w artykułach i wypowiedziach krytykujących ks. de Bériera[5].

W niedawnej wypowiedzi dla Frondy.pl prof. Midro, broniąc ks. de Bériera, powiedziała, że choć wady genetyczne występują, co prawda, również u dzieci poczętych naturalnie, to „u dzieci poczętych in vitro niektóre zespoły wad występują kilka razy częściej albo pojawiają się schorzenia, których nigdy nie obserwowano w danej rodzinie”. Wynika to z tego, że „dojrzewanie komórek jajowych poza organizmem matki, a następnie rozwój wczesnego zarodka in vitro dokonuje się w innych warunkach i czynniki środowiskowe, takie jak światło, skład płynów odżywczych i inne, mogą wywoływać zmiany w przebiegu procesów molekularnych”. Ataki na ks. de Bériera  nazwała linczem w imię „obrony wielkich interesów klinik in vitro”. Podkreśliła też, że wielu wypowiadających się w mediach naukowców, krytykujących księdza, to osoby zatrudnione w tych klinikach, a to oznacza, że znajdują się w konflikcie interesów (po prostu bronią metody będącej jednym ze źródeł ich utrzymania). A odnosząc się konkretnie do feralnej bruzdy dotykowej, stwierdziła, że istotnie w „niektórych zespołach wad genetycznych (...) pojawiają się zmiany morfologiczne na twarzy”, tyle że „rozpoznanie takich wad wymaga ogromnej wiedzy”, a tymczasem „lekarze pierwszego kontaktu czy ginekolodzy, a tym bardziej ludzie na ulicy nie rozpoznają większości cech wskazujących na obecność schorzeń genetycznych”[6].

 

Walka o prawdę

Sprawa kontrowersyjnej wypowiedzi ks. de Bériera, a zwłaszcza sposobu jej relacjonowania w mediach głównego nurtu jest o tyle istotna, że kolejny raz ukazuje stronniczość tych mediów i ich niezdolność do rzetelnego moderowania dyskursu publicznego na ważne dla społeczeństwa tematy. Jednym z nich jest kwestia metody in vitro. Innym, równie nierzetelnie relacjonowanym jest kwestia sytuacji prawnej osób homoseksualnych. Przeciwnicy legalizacji homozwiązków są przedstawiani w mediach, jakby byli żywcem wyjęci z mroków średniowiecza. Niby zaprasza się ich pojedynczo do wywiadów, dając możliwość przedstawienia swoich racji, ale naprzeciw nich stawia się nie jednego, ale kilku oponentów naraz, co jest ewidentnie nieuczciwe. Do tego odpowiednio dobiera się publiczność w studio, wypowiedzi ludzi z ulicy. Prawda w tym wszystkim ginie. Zostaje tylko spektakl. W latach 80. dla wszystkich Polaków było jasne, że „telewizja kłamie”. Wydawało się, że nowe czasy przyniosą zmianę standardów. I przyniosły. Mamy więcej kanałów, wszystko jest nowocześniejsze, ale czy bardziej prawdziwe?...

Ten artykuł nie rości sobie pretensji do definitywnych rozstrzygnięć w kwestii moralnej dopuszczalności procedury in vitro. Nie dotyka zagadnienia od strony religijnej, ale naukowej. Nie ma w nim twierdzeń o tym, że zarodek to już człowiek z prawem do życia, a nie do zamrażania i odmrażania. Nie zajmuje się w ogóle losem tzw. zarodków nadliczbowych. Czym zatem jest? Jest wołaniem o rzetelną informację! O informowanie osób zainteresowanych tą formą pokonania bezpłodności o ryzyku, jakie ze sobą niesie ta metoda, ryzyku dla ich przyszłego dziecka i dla nich samych. Tu nie chodzi o odstraszanie od tej metody. Każdy chętny z niej skorzystać ma prawo wiedzieć o niej wszystko. Wiedza daje mu wybór. Wiedza selektywnie filtrowana, ograniczana jedynie do ukazywania korzyści z zastosowania tej metody, faktycznie ogranicza możliwość wyboru osobom zainteresowanym, ogranicza ich wolność. Ten artykuł to również wołanie do mediów o powrót do standardów obiektywizmu, szczególnie w prezentowaniu drażliwych społecznie tematów. Ten artykuł to wołanie o prawdę i uczciwość w każdej dziedzinie. Tylko dlaczego mam wrażenie, że jest to wołanie na puszczy?

Olgierd Danielewicz

 

[1] Zob. http://www.uwazamrze.pl/artykul/979246-In-vitro-niczego-nie-zalatwia.html [ dostęp: 26.3.2013]. [2] Zob. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,13425554,_Ksiadz_przekroczyl_granice_medialnego_chuliganstwa_.html [ dostęp: 26.3.2013].  [3] Zob. http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,13446585,Ks__Longchamps_de_Bérier _odpowiada_ojcu_dziecka_z.html [dostęp: 26.3.2013]. [4] Zob. http://lukaszwarzecha.salon24.pl/489278,ks-b-rier-jak-nazista-czyli-anatomia-manipulacji [dostęp: 26.3.2013]. [5] Zob. http://www.leczenie-nieplodnosci.pl/pl/aktualnosci/za-in-vitro-zaplaca-potomkowie/ [dostęp: 26.3.2013]. [6] Zob. http://www.fronda.pl/a/prof-midro-ataki-na-ks-longchamps-de-Bérier -odebralam-jako-potrzebe-obrony-wielkich-interesow-klinik-in-vitro,26630.html?page=2&  [dostęp: 26.3.2013].

 

[Artykuł ukaże się w miesięczniku „Znaki Czasu” 4/2013].

 

Autor: Olgierd Danielewicz