JustPaste.it

Ostatni taki człowiek

Pan Maksymilian miałby dziś grubo ponad 100 lat. Przez cały okres PRL przepracował na etacie pół roku. Cenił sobie wolność. Tekst powstał na osiem miesięcy przed upadkiem cenzury.

Pan Maksymilian miałby dziś grubo ponad 100 lat. Przez cały okres PRL przepracował na etacie pół roku. Cenił sobie wolność. Tekst powstał na osiem miesięcy przed upadkiem cenzury.

 

Maksymilian Rajpold, w 1946 roku kupił na Górniaku - łódzkim targowisku podwozie starego wozu cyrkowego. Przeciągnął je do odległego o 30 km Strykowa i zaczął obudowywać deskami, papą, blachami i przeróżnymi materiałami znalezionymi na złomowisku. Miał z tego powstać jego pierwszy, własny dom.
Kiedy podjeżdżam pod bramę jego posesji, siedzi na ławce, wygrzewając się na słońcu. Po chwili podrywa się, otwiera furtkę, zaprasza mnie do środka. Proponuje zwiedzenie strykowskiego pałacu. Opowiada przy tym o swym życiu z rutyną przewodnika od lat oprowadzającego wycieczki po tych samych miejscach. Dom, przez lata rozbudowywany, zatracił pierwotny wygląd, kiedy to przypominał wóz Drzymały. Dziś sprawia raczej wrażenie solidnej budowli. I chyba tak jest, skoro przetrwał ponad 40 lat. Jego wysokość sięga siedmiu metrów, długość 6, a szerokość ponad 4 metrów.

Trumna w salonie

f949c03d61b3cb7874e3273303c743f4.jpgWchodzimy do wnętrza. Na parterze są  trzy pomieszczeniu. W przedsionku znajduje się wiele szafek, w których pan Maksymilian przetrzymuje swe skarby. Pokój środkowy, zwany salonem ma około 8 metrów kwadratowych powierzchni. Stoją w nim dwa fotele i stół. Na ścianach wisi zegar i kilka starych fotografii, jakiś obraz. Z jednego ze zdjęć patrzy na gości młody, elegancki mężczyzna, którego twarz okala wypielęgnowana, czarna bródka. To portret gospodarza sprzed kilkudziesięciu lat. Jeszcze niedawno honorowe miejsce w salonie, zajmowała... trumna.
 
- Sam ją zrobiłem - mówi pan Maksymilian - Znalazłem na złomie taką fajną niebieską, plastikową masę. Dala się dobrze formować..Wyciąłem, więc z niej wszystko, co lubię : słońce, księżyc, kwiaty. Nakleiłem to na drewno. Zamontowałem też rączki, żeby żałobnicy nie dźwigali mnie na ramionach. Kilka lat temu kręcono film o mnie  i trumna powędrowała do komórki. To nawet dobrze, muszę ją jeszcze wykończyć. -

Ostatnim pomieszczeniem jest sypialnia spełniająca także rolę kuchni. Obok łóżka  W centralnym miejscu stoi piecyk, taka zwykła koza. Z kuchni, po schodkach wchodzimy, na ciemny stryszek. Nie mamy latarki. Jak mówi gospodarz jest tam wiele wartościowych kryształów, waz, dzbanów, fotografii. Wszystko, co wynalazł przez wiele lat w przeróżnych miejscach. Te przedmioty odegrają jeszcze swoja rolę. Wewnątrz domu jest bardzo czysto, choć może to tylko pozory - panuje tu wieczny półmrok. A to za sprawą niskich pomieszczeń i niewielkich okien.
 
 - Początkowo - wspomina pan Maksymilian - mieszkania były wysokie na dwa metry. Niestety srogie, zimy bardzo nam dały we znaki. Musiałem podwyższyć podłogi, obniżyć strop, aby umieścić tam izolację przed zimnem. Teraz jest niewiele ponad metr siedemdziesiąt wysokości. Dla mnie to wystarczy, mam 160 centymetrów wzrostu.-

Wychodzimy na zewnątrz. Zwiedzamy plac przyległy do domu. I tu jest bardzo schludnie. Rabatki z kwiatami, rzeźbione ptaki siedzące na konarach drzew, kilka ozdobnych krzewów. Gospodarstwa pilnuje srebrny, gipsowy pies, mający nawet własną, zamykaną na kłódkę budę. Pan Maksymilian miał kiedyś prawdziwego psa, który zginął pod kołami samochodu. Od tej pory woli zwierzaki zastygłe w bezruchu. Tym się nic nie przydarzy. Co najwyżej po kilku latach wyblaknie farba.

Zwykłe życie?

Opowiada o sobie niechętnie:  c76ac083ba333dcd03906c9ae13b265f.jpg

- Ot, takie zwykle życie- mówi.- Mam 84 lata. Jeszcze przed 1914 rokiem straciłem rodziców, zostałem sam jak palec. Nie bardzo wiedziałem, co z sobą począć. Zawsze pociągały mnie odpusty, jarmarki. Wędrowałem, więc po Polsce. Nauczyłem się lutować garnki, kręcić z drutu pułapki na myszy. Nie chodziłem do szkoły. Ludzie mi mówili, że mam zatruty organizm i ciężko mi przychodzi nauka. Podobno jak byłem mały to strasznie w nocy płakałem. A moi rodzice mieli warsztat włókienniczy. Dostawali od fabrykanta nici i robili z tego przeróżne pończochy. Mój płacz im przeszkadzał w pracy. No i mleczarka poradziła matce, żeby gotowała mak i dawała do ssania, będę wtedy grzecznie spal. A mak to narkotyk. Może i dlatego nie umiem czytać i pisać. Ale i tak zawsze byłem ciekaw życia. -

 

Marzył o własnym domu

- Udało mi się zbudować go dopiero po wojnie. Miałem już żoną i nie, chcieliśmy mieszkać nadal na komornym. Miasto dało mi plac. Brakowało mi jednak pieniędzy, kupiłem, więc to stare podwozie, obudowałem. Miało być na kilka lat, przetrwało prawie pól mojego życia. Po wojnie prowadziłem z żoną jakiś czas małą kawiarnię, potem sprzedawaliśmy lody, cukierki, owoce. Sam nawet zrobiłem maszynkę do kręcenia lodów ze starego miedzianego syfonu, l jakoś żyliśmy. Ja zawsze kochałem wolność. Wolałem żyć biednie, ale na swoim. Być własnym panem. Tylko raz pracowałem na państwowym ,  byłem dozorcą przy budowie mostu. Wytrzymałem pół roku i rzuciłem tę robotę. Wolę wózek i jazdy na złomowisko. Moja żona umarła osiem lat temu. Mieszkała tu ze mną ponad 30 lat. Przez jakiś czas była też córka z mężem, w tym domu urodziła się nasza wnuczka. Córka to nawet chciała mnie zabrać do siebie. Nie zgodziłem się. Panie! Ona ma mniejsze ode mnie mieszkanko w bloku. Tu mi jest dobrze, ciepło. Miałem nawet podłączoną elektryczność, ale w czasie burzy coś iskrzyło. Kazałem odłączyć kable, nie chciałem się spalić. Nie narzekam, choć teraz jest trochę gorzej z jedzeniem. A ja. Zawsze lubiłem dobrze zjeść. W ogóle byłem w życiu hardy. Ubierałem się elegancko, do kościoła zawsze chodziłem pod krawatem. Mam dobrą opinię, lubię czystość. Nie wadzę nikomu. A i ludzie, są dla mnie dobrzy, władza się mną opiekuje, dają zapomogi. Córka zawsze przyniesie coś do jedzenia. Przyjeżdżają tu do mnie z Całej Polski. Mam nawet księgę pamiątkową -

Znaczki dla państwa, indyk dla reklamy
 
43fb8715eefe8e20cf997ec642cfa433.jpgKsięgę prowadzi od 1983 roku. Są w niej wpisy z całego świata. Ktoś podpisał się „Yellow boy from China". Księga jest oblepiona znaczkami skarbowymi.
- Ludzie gadali - twierdzi pan Maksymilian - że wyciągam od wycieczek pieniądze. A to nieprawda, ja nie proszę o żadne datki. Ale gdy już ktoś wciśnie jakiś grosik, to przecież nie odmówię. I dlatego wlepiłem te znaczki, żeby i państwo miało coś z moich dochodów.  Pan Maksymilian chce stworzyć ze swego domu muzeum, ale musi jeszcze troszkę popracować nad jego wyglądem. Zdecydował, że cały budynek pomaluje na niebiesko. Zauważył, że muchy uciekają od tego koloru. Nie będą dokuczać zwiedzającym. W domu wystawi wszystkie swoje skarby ze stryszka, szuflad, skrzyń. Kupi też niedługo indyka. Postawi go przy i bramie, naprzeciw lustra. Kiedy ten zobaczy swe odbicie, będzie głośno gulgotał. A taki hałas to przecież reklama. Przyciąga widzów. Kiedy już wszystko będzie dopięte — pan Maksymilian ogłosi to, jak sam mówi, na dobre w gazecie. Niech ludziska przyjeżdżają i patrzą.

 

 

 

 

 

Tekst został napisany w 1989 roku dla tygodnika Veto. Jest przedrukowany z blogu RecMe: http://empiro.blox.pl/2011/11/Ostatni-taki-czlowiek.html